PublicystykaJankowski: Sprawa Biejat. Zwrot Kaczyńskiego (Opinia)

Jankowski: Sprawa Biejat. Zwrot Kaczyńskiego (Opinia)

Zamieszanie wokół lewicowej posłanki Magdaleny Biejat pokazuje, że od kilku tygodni obóz Zjednoczonej Prawicy znajduje się w defensywie. Więcej: prawica sama generuje niektóre swoje kłopoty.

Jankowski: Sprawa Biejat. Zwrot Kaczyńskiego (Opinia)
Źródło zdjęć: © East News | Tomasz Jastrzebowski
Łukasz Jankowski

Wybór Magdaleny Biejat z partii Razem na stanowisko szefowej sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny szybko wywołał sporo emocji, także wewnątrz PiS.

Dziś odwołania lewicowej posłanki domaga się Zbigniew Ziobro, a i sam Jarosław Kaczyński zarzeka się w mediach, że sprawa zostanie za chwilę "rozwiązana".

Podział stanowisk w komisjach oczywiście wynika z parytetów sejmowych pomiędzy wszystkimi klubami parlamentarnymi. Ale to, która konkretnie komisją przypadnie danej partii, jest już elementem uzgodnień i woli większości. Wola kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości na początkowym etapie była taka, by to poseł Magdalena Biejat zastała przewodniczącą komisji.

Polityczne paliwo

Pomysł oddania komisji tak ważnej z punktu widzenia narastających sporów światopoglądowych od początku budził sprzeciw nie tylko wśród działaczy pro-life, posłów Konfederacji, ale także bardziej konserwatywnych parlamentarzystów Zjednoczonej Prawicy (Biejat jest m.in. zwolenniczką przerywania ciąży do 12 tygodnia życia).

Kryzys czuć było od początku, oskarżenia o chęć zatrzymania projektów zwiększających ochronę życia były przez konserwatystów podnoszone coraz głośniej. Tym samym PiS dało polityczne paliwo dla mocno prawicowej opozycji, zraziło do siebie bardziej prawicowy elektorat.

Decyzje PiS można próbować zinterpretować jako próbę realizacji idei marszu ku centrum, Zjednoczona Prawica to, w mojej opinii, obóz środka i normalności, a w prawie aborcyjnym żadnych zmian, tak czy siak, nie będzie. Wybranie Biejat na szefową komisji mogło też mieć za cel dowartościowanie opozycji w Sejmie. Tyle.

Kłopot polega na tym, że Prawo i Sprawiedliwość samo nie jest do końca przekonane, czy aby na pewno ten marsz do centrum jest właściwą drogą do zwiększenia popularności. Tymczasem sprawa mało znaczącego stanowiska w Sejmie stała się palącą kwestią deklaracji ideowej na polskiej scenie politycznej. Teraz, po początkowej fazie wahania się, co zrobić z przewodniczącą Biejat, Jarosław Kaczyński wykonał nagły zwrot. Zapowiedział powołanie nowego prezydium komisji.

Co to oznacza? Tym razem partia postanawia narazić się więc umiarkowanym wyborcom.

Powód do ataków

Wszystkie te okoliczności sprawiły że kierownictwu Prawa i Sprawiedliwości ze sprawy całkowicie nieistotnej udało się wytworzyć spory kryzys polityczny, dać powód opozycji do ataków oraz zrazić do siebie wyborców zarówno tych bardziej konserwatywnych, jak i tych umiarkowanych. Trudno to nazwać sprawną polityką.

Dlaczego prezes Prawa i Sprawiedliwości, sprawnie rozgrywający większości sporów politycznych przez całą poprzednią kadencję, teraz wydaje się tak bardzo nieporadny?

Odpowiedź wydaje się prosta. Warunki gry politycznej dla kierownictwa partii rządzącej stały się zdecydowanie trudniejsze. W poprzedniej kadencji można było oddać Grzegorzowi Schetynie kierowanie sejmową komisją spraw zagranicznych, bo nie było to groźne w wewnętrznej polityce (trochę inaczej to wyglądało przy relacjach z zagranicą).

Zupełnie inaczej ma się dziś sprawa z Lewicą. Ta poczuła wiatr w żaglach. Przewodnictwo Małgorzaty Biejat w komisji rodziny dodało jej energii. A po słynnym już wystąpieniu Adriana Zandberga podczas debaty po exposé Mateusza Morawieckiego w przestrzeni publicznej pojawił się jasny sygnał, że jeżeli czegoś PiS dziś powinien się bać, to nie partyjnych zagrywek Grzegorza Schetyny, tylko retorycznie sprawnego Zandberga.

Pomysły na sejmowe wzmocnienie lewicy kosztem Koalicji Obywatelskiej przestały być już w PiS modne.

Do tego dochodzą jeszcze koalicjanci partii Kaczyńskiego, w tym wypadku Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro, która już zadeklarowała chęć odwołania posłanki lewicy z szefowania komisji rodziny. Być może ambitny minister sprawiedliwości pozazdrościł Jarosławowi Gowinowi sukcesu z zablokowania zniesienia 30-krotności składek na ZUS. I też postanowił przypomnieć o tym, jak ważna jest jego osoba w ramach Zjednoczonej Prawicy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)