Janina Paradowska: porażka PiS i Jarosława Kaczyńskiego
W polityce wrze, padają najcięższe oskarżenia o zbrodnię dokonaną na 96 osobach, w tle groźne słowa - trotyl, nitrogliceryna, w domyśle oczywiście - wybuch, zamach. Padają wnioski o dymisję rządu, który mataczy w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej, oskarża się prokuraturę, że też mataczy, a w sondażach spokój. Można nawet powiedzieć, że spokój nadzwyczajny. Jeśli coś się zmieniło to generalnie w granicach błędu statystycznego wynoszącego w najnowszym badaniu Homo Homini dla Wirtualnej Polski ok. 3 proc.
09.11.2012 | aktual.: 09.11.2012 13:42
Jedynie prezydent Bronisław Komorowski stracił nieco więcej, ok. 5 proc. swoich zwolenników i właściwie brakuje racjonalnych przesłanek do tej zmiany, bo chyba nie jest nią podnoszona przez część mediów sprawa nieobecności prezydenta na ponownym pogrzebie Ryszarda Kaczorowskiego, która pojawiła się już w trakcie badania preferencji i tylko część opinii publicznej zwróciła na nią uwagę. Bo rzecz to nie zasadnicza i żądanie obecności prezydenta RP przy ponownym pochówku prezydenta na uchodźstwie wydaje się "skandalem" wyjątkowo sztucznie tworzonym.
Miało się przecież coś dziać głównie na partyjnej scenie. Komentatorzy przewidywali, że teraz, po gwałtownej reakcji prezesa Jarosława Kaczyńskiego na doniesienia "Rzeczpospolitej" sugerujące, że coś tam z tymi materiałami wybuchowymi było na rzeczy, chociaż nie bardzo wiadomo co i prokuratura energicznie doniesienia dziennika dementowała, PiS zdecydowanie straci, bo w miejsce odpowiedzialnej partii zajmującej się gospodarką znów przywdziewa smoleńskie szaty. Na dodatek wyjątkowo gwałtownie oskarża, czyli Jarosław Kaczyński pokazuje swoje prawdziwe oblicze i nie jest w stanie długo nosić jednej maski. Przywdziewa tę, która go ogranicza w dotarciu do wyborcy centrowego.
Nawet najbardziej wierni PiS-owi komentatorzy ubolewali, że prezes nie wytrzymał, że dał się sprowokować, że zaprzepaścił dorobek budowany od kilku miesięcy i wizerunek polityka dobrotliwego, mającego na uwadze głównie kwestie gospodarcze, a tym samym pogrzebał szansę zapowiadanego konstruktywnego wotum nieufności i wysunięcia na premiera prof. Piotra Glińskiego. Cześć publicystów ogłosiła więc katastrofę Prawa i Sprawiedliwości, takie nastroje dochodziły także z wnętrza partii.
Ale z notowaniami PiS nic się na razie nie dzieje. Spadek jednopunktowy nie ma znaczenia. Nie zyskuje też PO, a nawet dwa punkty traci, co też większego znaczenia nie ma, bowiem sytuacja obu partii jest wyrównana. Nie zarabia lewica Leszka Millera, bo punkcik traci, tyle samo traci Palikot oraz PSL, które ledwo wdrapało się nieco powyżej progu to znów spadło na ten 5-proc. zawsze niebezpieczny. Solidarna Polska nadzwyczaj stabilnie ma te swoje 5 proc., bo takie regularnie notuje w badaniach dla Wirtualnej Polski.
Badanie przeprowadzono 6 listopada, a więc już po burzy, jaka się przetoczyła i nawet było kilka dni, by ochłonąć po wydarzeniach z 30 października, kiedy życie publiczne, medialne i polityczne za sprawą gazetowych doniesień opanowała natychmiast podjęta przez polityków, sprawa trotylu. Czyżby więc tematyka smoleńska, chociaż rozbudzająca ogromne emocje nie ważyła już na partyjnych notowaniach i nie dało się na niej budować, ani tracić wizerunku? Na to pytanie odpowiedzą może kolejne badania, gdyż opinia publiczna zwykle reaguje z pewnym opóźnieniem, a tym razem część mogła jeszcze być zaszokowana, gdyż wstrząs był rzeczywiście bardzo silny.
Może też być i tak, że zmęczenie długimi rządami PO jest tak duże, że nawet szaleństwa PiS nie poprawią notowań partii rządzącej i ta "wojna polsko-polska", jak zwykle określa się zwarcie dwu największych partii, jest stałym elementem, od którego już wyborców ani nie przybywa, ani nie ubywa? Takim zwarciem silnych, ale w gruncie rzeczy bezsilnych? W każdym razie wynik tego sondażu jest dość zagadkowy, gdyż nie widać również, aby jakoś szczególnie powiększyła się grupa niezdecydowanych lub rosło poparcie dla innych partii.
Może PiS nie jest alternatywą dla obecnie rządzącej koalicji, ale nikt inny też się nią nie staje. Jeśli więc PiS coś straciło, to raczej nie w wymiarze społecznego poparcia, jakim się cieszy, gdyż widać wyraźnie, że to poparcie bazuje na wyjątkowo silnych emocjach, ale w wymiarze zdolności koalicyjnej, która zawsze była bardzo niska, a kwestia trotylu na wraku sprowadziła ją do zera. Prezes Kaczyński konwersujący z ekonomistami mógł w pewnej perspektywie być postrzegany jako koalicyjny partner. Wyjątkowo trudno jednak wyobrazić sobie koalicję z ugrupowaniem, którego lider w odpowiedzi na niesprawdzone prasowe informacje od razu reaguje wielkim wzburzeniem i nie miarkuje się w słowach wołając natychmiast o niewyobrażalnej zbrodni.
Ta retoryka po prostu odstręcza, uniemożliwia jakąkolwiek poważną rozmowę i czyni jakiekolwiek alianse niemożliwymi. I być może właśnie w tym, a nie w utracie potencjalnych wyborców tkwi porażka PiS i Jarosława Kaczyńskiego osobiście odniesiona przy okazji pojawienia się na razie bardzo wirtualnego trotylu. Zaletą jest to, że pojawiło się nam jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość pełnowymiarowe, prawdziwsze. To jest po prostu w pierwszej kolejności partia smoleńskiej katastrofy i dążąca do dokonania za nią zemsty (te tony zabrzmiały wyjątkowo wyraźnie), a w dopiero w drugiej kolejności pewnej koncepcji państwa, jeszcze zresztą do końca nie opisanego, bowiem prezentacje programowe dopiero się rozpoczęły.
Janina Paradowska, publicystka "Polityki" specjalnie dla Wirtualnej Polski