Janik: Zakazywanie zakazywania, czyli zideologizowane równościowo sądy (Opinia)
Jarosław Kaczyński, zapytany na niedzielnym pikniku rodzinnym w Zbuczynie o marsze równości, kolejny raz dał wyraz swoim zapatrywaniom na temat polskich sądów. Tym razem stwierdził, że nie ma sensu zakazywać marszów, ponieważ nie tylko Unia Europejska takie zakazy uchyli, ale również polskie sądy, które "są całkowicie pod wpływem tej ideologii".
Domyślam się, że autorowi wypowiedzi chodziło o tzw. ruchy LGBT i to je nazwał "ideologią". Z punktu widzenia nauk o polityce taka nomenklatura nie jest do końca poprawna (ideologia to coś znacznie więcej niż poglądy na jedynie wycinek rzeczywistości społecznej), niemniej przekaz prezesa PiS jest jasny - sądy są ideologicznymi zwolennikami ruchów organizujących marsze i dlatego będą zakazywały ich zakazywania.
Marsze równości można oceniać różnie, jednak problem z tą wypowiedzią jest znacznie szerszy i dotyczy specyficznego sposobu postrzegania istoty funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Nie wydaje się bowiem, aby polskie sądy in gremio były pod wpływem jakiejkolwiek ideologii - ich orzeczenia są po prostu wypadkową nie tylko przepisów prawa, ale też zapatrywań interpretującego je sędziego.
A sędziowie, tak jak wszyscy ludzie, są po prostu różni. I tak, jak wszyscy ludzie, mają różne poglądy - jedni liberalne, inni konserwatywne. Jeśli dodać do tego fakt, że różnica wieku pomiędzy sędziami sądów apelacyjnych i tymi z "rejonu" wynosi nieraz i ponad 30 lat, otrzymujemy pełne spektrum ludzkich postaw i poglądów wobec rzeczywistości.
Warto pamiętać, że sądy wyższych instancji orzekają w składach wieloosobowych - może być i tak, że dwóch sędziów jest "pod wpływem" jednej ideologii, a jeden "pod wpływem" innej (i zostanie przez tamtych przegłosowany). Jest też tak, że poglądy sędziów, tak jak innych ludzi, zmieniają się z upływem czasu. Niektórzy sędziowie nie boją się przyznać, że dzisiaj inaczej osądziliby sprawy, w których orzekali piętnaście czy dwadzieścia lat temu (i nie jest to w żaden sposób naganne).
Gdyby orzekanie było procesem, w którym nie trzeba mieć uczuć, to już dawno wyroki wydawałby komputer - wystarczyłoby wprowadzić do niego wszystkie przepisy prawa, następnie opisywać, co w danej sprawie się wydarzyło, a on po minucie drukowałby orzeczenie. Tak się jednak nie da - tak zwany czynnik ludzki, choć ułomny, odgrywa jednak decydującą rolę w wymierzaniu sprawiedliwości.
W Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych zasiada tylko dziewięciu sędziów, mogących sprawować urząd teoretycznie rzecz biorąc dożywotnio (z reguły rezygnują dopiero wtedy, gdy nie czują się już na siłach orzekać).
Nominacja nowego sędziego przez prezydenta USA w miejsce ustępującego zawsze budzi wielkie polityczne emocje i bywa, że zmienia układ sił w tym sądzie (na przykład z 5:4 na rzecz sędziów liberalnych do 5:4 na korzyść konserwatystów). Opinia publiczna doskonale wie, jakie poglądy ma dany sędzia, a przesłuchanie prezydenckiego kandydata przed senacką komisją to wielogodzinna dyskusja na temat jego przekonań.
W Polsce mniej wiadomo na temat poglądów sędziów z wyższych instancji, jednak to nie znaczy, że ich nie posiadają. Co więcej, z psychologicznego punktu widzenia patrząc, nie da się całkowicie oddzielić poglądów od orzekania. Bardzo wiele instytucji w prawie jest zresztą niedookreślonych, pozwalających na różne interpretacje.
Istnieją oczywiście wypracowane w prawoznawstwie metody pozwalające napełnić treścią takie pojęcia jak prawa człowieka, sprawiedliwość, równość czy solidarność. Jednakże, w sytuacjach granicznych, albo takich, które wcześniej się nie zdarzały, nie zawsze łatwo jest jednoznacznie ustalić, czy coś rzeczywiście jest dobre, sprawiedliwe, odpowiadające standardom niedyskryminacji itp., czy jednak te standardy łamie.
Oczywiście poszczególne opcje polityczne w różny sposób definiują te wartości,a zarówno lewica, jak i prawica - nie tylko zresztą w Polsce - próbują przenieść spory światopoglądowe do sądu. Spraw takich, jak słynna historia drukarza z Łodzi, który nie chciał wyprodukować banera dla organizacji LGBT, będzie z pewnością więcej.
Z jednej strony społeczeństwo wydaje się radykalizować w poglądach (i mówię tu o obu stronach ideowej walki), z drugiej natomiast strony ludzie mają coraz więcej sił i środków na sądowe potyczki w obronie wyznawanych przez siebie zasad (często są zresztą wspierani pro bono przez różnego rodzaju liberalne bądź konserwatywne organizacje).
Polskie sądy nie są pod wpływem ideologii LGBT (którą zresztą trudno nazwać "ideologią" w pełnym znaczeniu tego słowa), ani żadnej innej. Pod wpływem ideologii (konserwatywnej, liberalnej, socjalistycznej etc.) mogą być poszczególni sędziowie, na ogół orzekają jednak po prostu tak, jak stanowi prawo.
Jeśli już trafi im się sprawa, którą trudno jednoznacznie ocenić z moralnego punktu widzenia, to nawet wtedy niekoniecznie silą się na wydanie wyroku, który pasowałby do ich światopoglądu. Na tym zresztą polega istota tego zawodu - brak bezstronności to jeden z najpoważniejszych zarzutów, który można postawić sędziemu.