Jan Rokita: toczą się wewnętrzne walki w obozie SLD‑UP
(RadioZet)
16.09.2003 | aktual.: 16.09.2003 11:53
Gościem Radia Zet jest Jan Rokita, szef klubu Platforma Obywatelska. Kim jest Lord Vader? Jadąc tutaj słuchałem RMF-u, a nie Radia Zet, i tam jest prowadzony plebiscyt na Lorda Vadera. Z tego, co się zdołałem zorientować i w plebiscycie na pierwszym miejscu, podobno z olbrzymią przewagą nad Kwiatkowskim i Czarzastym, jest Leszek Miller. To pan musi aż radia słuchać, rankingów, żeby się dowiedzieć i wiedzieć - pomimo tego, że jest pan członkiem komisji śledczej - żeby nam wytłumaczyć, kim jest Lord? No tak, ale jak pani rozumie, komisja śledcza nie śledziła do tej pory Imperium Zła, dlatego wydaje mi się, że wiedza słuchaczy RMF-u pod tym względem kwestii, kto wchodzi w skład Imperium Zła, jest bardziej wiarygodna niż prace komisji śledczej. Myśmy tylko jakichś skromnych polityków w gruncie rzeczy śledzili i ich nieprawości przy ustawie o radiofonii i telewizji... No dobrze, a nie jest to spisek przeciwko Tomaszowi Nałęczowi, że trzy gazety napisały o tym, że jego żona zajmowała się ustawą o radiofonii i
telewizji? Raczej bym sądził, to jest moje przypuszczenie, że to jest jakaś wewnętrzna rywalizacja, w stylu SLD, wewnątrz tego obozu politycznego. Ponieważ ta notatka, która nagle stała się przedmiotem wielkiej sensacji – notatka Darii Nałęcz, sporządzona przez nią jako szefową Archiwów Państwowych i opiniująca fragmenty ustawy, dotyczące kwestii archiwalnych, była znana komisji śledczej od marca, została przekazana komisji i nie wzbudzała tam żadnego zainteresowania... No właśnie, to o co chodzi? Stąd snuję te przypuszczenia, bo na pewno nie chodzi o te notatkę, bo gdyby o nią chodziło i o sam fakt, że Daria Nałęcz opiniowała tę ustawę, to wielka afera wybuchłaby w marcu... Czy można sadzić z tego, że ktoś chce się pozbyć Tomasza Nałęcza czy też go zdyskredytować? Przypuszczam, że toczą się jakieś walki wewnętrzne w obozie SLD-Unia Pracy. I nie zdziwiłbym się, gdyby mechanizm był tutaj podobny jak mechanizm Leszka Millera, który kiedyś wyjął kartkę przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, tylko że tamta
kartka była mniej znana, a ta kartka jest oczywiście znana od dawna, więc trochę gorsza robota – ale w jednakowo złym stylu. Czyli chodzi o to, że Tomasz Nałęcz, który - jak mówi „Gazecie” - chce ujawniać świństwa lewicy, jest przez lewicę... Dlaczego pan się tak krzywi? Nie chce Tomasz Nałęcz...? Nie wiem, o co dokładnie chodzi. Poruszamy się na obszarze całkowitych przypuszczeń. Jedno wiemy z pewnością: to nie o tę notatkę chodzi, bo ta notatka jest od marca znana. Czyli nie chodzi o to, o co jest mówione, że chodzi. Czyli chodzi o coś innego i to można powiedzieć z pewnością. A reszta jest oczywiście domeną przypuszczeń. Może Nałęcz nie poddawał się dostatecznie sznurkom SLD, może nie wykonał jakiegoś polecenia w komisji śledczej, może zapowiedziano mu, że: jak nie zrobisz tego czy tamtego, to zobaczysz, co cię spotka – dopuszczałbym takie możliwości. A inni członkowie komisji śledczej, którzy należą do SLD, wypełniają według pana polecenia czy też są zbyt krnąbrni jak Tomasz Nałęcz? Niech mnie pani nie
ciągnie za język, nie zamierzam dyskredytować czy obrażać moich koleżanek i kolegów z komisji śledczej. Mam oczywiście głębokie przekonanie, że zdarza się wiele przypadków, w których wyrażają oni wolę ośrodków władzy, a nie tylko własną. Ale proszę mnie nie ciągnąć za język, bo dalej byłyby tylko i wyłącznie pomówienia, a ja nie jestem człowiekiem od pomówień. No oczywiście, pan jest bardzo eleganckim człowiekiem. Kim jest facet, którego „miałem ochotę ostatnio zdzielić”, rządzi jeszcze Polską? To są słowa Jana Rokity... (śmieje się) No widzi pani, to są słowa wypowiedziane bez kontekstu, co innego znaczą niż znaczą. To są słowa wypowiedziane w talk-show Kuby Wojewódzkiego, słowa wypowiedziane żartem w atmosferze zabawy, ale to nie jest żaden polityczny komentarz... Nie, nie, nie, panie pośle, akurat oglądałam ten talk-show i to nie było w formie żartu. Po raz pierwszy widziałam Kubę Wojewódzkiego przejętego, wzruszonego i pan mówił tam bardzo ważne słowa dla Polski. I to nie było w formie żartu. Pan
powiedział, że ten facet, którego chciał pan zdzielić po mordzie... Kim jest ten facet? Niech pan powie prawdę... A pani nikogo nie miała ochoty zdzielić z polityków, kiedykolwiek? Zdarzało mi się, nawet nie powiem, w którym momencie... No właśnie. Ale proszę powiedzieć, kim jest ten facet? A ja też nie powiem, w którym momencie. Nie chce pan powiedzieć, tak? Oczywiście, że nie. Pani Moniko... Trochę jest pan tchórzem jednak, jak się mówi „A” to trzeba powiedzieć „B”. No dobrze, może jestem tchórzem, a być może żartu wygłoszonego w programie Kuby Wojewódzkiego w Polsacie nie zamierzam przekształcać w sensację w poważnym programie politycznym, w jakim jesteśmy w tej chwili. I nie chcę wcale tego, aby dziś gazety ukazywały się pod wielkim tytułem: „Łowy na Nałęcza”, a jutro ukazały się pod tytułem: „Rokita chciał pobić Millera”. Tak, o to chodziło? No dobrze... Nie, o to nie chodziło, bo po co? Czy Andrzej Olechowski wyskoczył jak Filip z konopi, drukując w „Rzeczpospolitej” artykuł „Czy warto umierać za
Niceę”? Tak, wyskoczył jak Filip z konopi... I co dalej? I nic dalej. Andrzej Olechowski ma prawo wypowiadania swoich poglądów jako publicysta. To są poglądy niepodzielane ani przeze mnie, ani przez Tuska, ani przez Zytę Gilowską, ani Janusza Lewandowskiego – przez wszystkich ludzi z kierownictwa Platformy Obywatelskiej. I uważam, że Andrzej Olechowski nie powinien był w tej chwili pisać artykułu o tym, że traktat nicejski powinien być przez Polskę zakwestionowany, podobnie jak przez Niemcy i Francję, ponieważ rozpowszechnianie tego typu poglądów w tym momencie nie służy ani interesom państwa polskiego, ani nie ułatwia negocjacji polskiemu rządowi, ani nie służy dobrze wizerunkowi Platformy Obywatelskiej, a na dodatek nie odzwierciedla naszych wspólnych poglądów. Ale Andrzej Olechowski wystąpił tu jako publicysta, ma do tego prawo, nikt nikomu nie zabroni pisać, jeżeli ma jakieś zdanie. Czyli dobrze, że w tym momencie Andrzej Olechowski nie jest związany mocno z Platformą? Dobrze, że nie jest rzecznikiem PO
w sprawach Unii Europejskiej, bo wtedy mielibyśmy kłopoty, bo mamy inny pogląd niż Andrzej Olechowski w sprawach europejskich. A jaki jest pana pogląd w tej sprawie, że Polacy chcą poprzeć listę Aleksandra Kwaśniewskiego, o tym pisze najnowsza „Rzeczpospolita” – gdyby Aleksander Kwaśniewski był “ojcem chrzestnym” takiej listy? Wszystko, co dzieje się dziś w Polsce w związku z Aleksandrem Kwaśniewskim, znajduje istotne społeczne uznanie. Aleksander Kwaśniewski jest człowiekiem popularnym, lubianym, w związku z tym, jeżeli pani będzie w badaniach opini publicznej badać popularność żony Aleksandra Kwaśniewskiego, to wyjdzie, że ona jest bardzo popularna. Jeżeli pani będzie badać popularność dziecka Aleksandra Kwaśniewskiego, wyjdzie, że ono jest popularne, jak pani zbada popularność listy, lista też będzie popularna... Jeszcze psa też można... Jak będzie pani badać popularność psa Aleksandra Kwaśniewskiego, z pewnością okaże się on bardziej popularny od większości polskich psów – to jest ludzki, naturalny
mechanizm, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. To jest polityk, który ma dzisiaj bardzo pozytywna konotację, względnie pozytywną - w polskim społeczeństwie wszystko, co się z nim wiąże ma pozytywną konotację. Dobrze, ale 58% badanych, tych którzy popierają Platformę Obywatelską, poparłoby właśnie taką listę Aleksandra Kwaśniewskiego. W moim przekonaniu, takie badania są testem sympatii dla Aleksandra Kwaśniewskiego, a nie świadectwem żadnego projektu politycznego. Jakby pani badała zwolenników, nie wiem, PiS-u, SLD czy kogokolwiek innego, to pewnie byłyby to podobne, albo tylko nieco mniejsze wskaźniki... PiS – 48% zwolenników by poparło, SLD – 74%... Oczywiście. Przecież polityczny fenomen Aleksandra Kwaśniewskiego polega dzisiaj nie na tym, że popierają go zwolennicy SLD, bo to byłoby strasznie banalne. Popiera go znacząca cześć zwolenników PiS, PO, LPR i Samoobrony. Po prostu to jest popularny polityk. No dobrze, ale czy nie należy z tego wyciągać wniosku? Czy to nie świadczy źle o klasie politycznej?
Zaraz, zaraz – popularność głowy państwa świadczy źle o klasie politycznej? Nie. To, że Polacy nie chcą popierać kandydatów partii politycznych, tylko kandydatów Aleksandra Kwaśniewskiego. To, że Polacy nie chcą popierać polityków różnych partii, którzy być może będą się ubiegać o fotel prezydencki, tylko chcieliby poprzeć Jolantę Kwaśniewską. Nie, moim zdaniem to nie świadczy źle. Jeżeli w dowolnym kraju demokratycznym wzięłaby pani żonę polityka bardzo popularnego i będącego wiele lat prezydentem i nie mogącego kandydować z mocy konstytucji na następną kadencję, stawiam zakład, że ta żona wygrywałaby z przygniatającą większością polityków. Gdyby w Anglii postawiła pani królową angielską, to wygrałaby ona z większością brytyjskich polityków. W tym nie ma absolutnie niczego dziwnego i jest przesadna interpretacja to, iż Polacy odrzucają polityków w wyborach. W ostatecznym rachunku wychodzi, że w sondażach Polacy odrzucają polityków, a w wyborach właśnie na polityków głosują. Ja zresztą jestem przekonany o
tym - to jest oczywiście hipoteza – że, z całym szacunkiem dla pani prezydentowej, w ostatecznym rozrachunku, jakby przyszło do poważnej debaty telewizyjnej, poważnego sporu politycznego w czasie kampanii wyborczej, pani prezydentowa z politykami właśnie przegrałaby wybory. Ale to jest moje przypuszczenie. A co zamierza PO zrobić z osobami, które zanieczyszczają szeregi Platformy? Myślę o osobach z publikacji „Rzeczpospolitej”, która donosiła o tym, że politycy Platformy są powiązani z właścicielem firmy, która budowała mosty? Sprawa warszawska... W Warszawie dość pewnie funkcjonowała albo i funkcjonuje dość nepotyczna sitwa, to znaczy bardzo skomplikowany i trudny do rozpoznania zestaw powiązań towarzysko-finansowo-personalno-familijnych. Myśmy po artykule w „Rzeczpospolitej”, w zespole pod kierownictwem Komorowskiego, naturę tej sitwy badać. Wczoraj odbyło się spotkanie, na którym fakt istnienia tej sitwy został potwierdzony, natomiast czekamy jeszcze na materiały z prokuratury i NIK-u, które pozwoliłyby
nam stwierdzić przestępczy charakter tych działań, ponieważ bardzo ciężko się tutaj tych przestępczych działań doszukać. Myślę, że dziś będziemy podejmować decyzję, jutro na pewno ukaże się komunikat Tuska i mój, co zamierzamy w tej sprawie zrobić. Myślę, że na tym etapie powinno się skończyć na zawieszeniu grupy członków Platformy i podjęciu ostatecznych decyzji bezpośrednio po tym, jak otrzymamy informacje z prokuratury. Chodzi o to, czy obok sitwy są też przestępstwa. Ale czy chodzi też o to, czy Paweł Piskorski, szef PO na Mazowszu, nie powinien ponieść tez odpowiedzialności, ze taka sitwa pod jego okiem się tuczy? Myślę, że była jakaś tolerancja ze strony władz PO w Warszawie dla tego typu niezdrowych powiązań w samorządzie tego miasta. Myślę, że Paweł Piskorski mógł więcej zrobić, ażeby do tego wszystkiego nie dopuścić. Tym niemniej, póki co, wygląda na to - i takie mamy rekomendacje zespołu Komorowskiego - że najbardziej prawdopodobne jest, iż wiedza Pawła Piskorskiego i związek z historiami pana
Ławniczaka i wszystkich familijno-biznesowych powiązań z tym biznesmenem jest zerowy. To zupełnie jakbym słyszała przedstawicieli SLD, którzy mówią o powiązaniach swoich kolegów, jeżeli gazety piszą o jakichś aferach... Ale gazety nie pisały o Pawle Piskorskim, proszę na to zwrócić uwagę i proszę łaskawie brać pod uwagę, że my badamy bardzo szczegółowo te przypadki, które podała gazeta - a nie to, co w tej chwili próbuje formułować Monika Olejnik. To tylko dodam, że „Rzeczpospolita” napisała: Według naszych informacji komisja Komorowskiego usłyszała od przesłuchiwanych, że o interesach związanych z budową mostów wiedział Paweł Piskorski. Dziękuję bardzo... To jest nieprawdziwa informacja z prac tej komisji. Gościem Radia Zet był Jan Rokita.