Jan Piekło: Rosja chce podważyć wiarygodność wyborów na Ukrainie
Wojna na Ukrainie trwa od momentu zajęcia Krymu przez Rosjan. Wtedy padły pierwsze ofiary, na szczęście nie było ich bardzo dużo. To był początek wojny, zbrojnej agresji na suwerenny kraj - Ukrainę. Do tego zresztą przyznała się Rosja - powiedział dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI Jan Piekło.
04.05.2014 | aktual.: 04.05.2014 13:07
- Premier Donald Tusk słusznie twierdzi, że na Ukrainie mamy do czynienia z wojną. Nie jest to w żadnym wypadku wojna domowa, jak to usiłuje przedstawić Kreml. Jest to agresja obcego mocarstwa, które ma ambicje pokazania światu, że chce sobie zmieniać dowolnie granice - podkreślił Piekło.
Jego zdaniem, jest to również agresja na kraj, który po zdaniu broni atomowej otrzymał budapesztańskim memorandum gwarancje nienaruszalności swoich granic. - Jednym z tych gwarantów oprócz Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii była Rosja. Rosja pogwałciła swoje własne zobowiązania, zlekceważyła je. W tej sytuacji powstaje wrażenie, że jest ona państwem piratem, które będzie sobie robiło to, na co ma ochotę, nie zważając na podpisane zobowiązania i opinię międzynarodową - podkreślił. Dodał, że to, co się w tej chwili dzieje na Ukrainie, szczególnie na terenach wschodnich, "właściwie było do przewidzenia". - Rosja będzie próbowała zdestabilizować sytuację w tym kraju przed wyborami prezydenckimi, które mają się odbyć 25 maja. Będzie dążyła do tego, by wybory te nie doszły do skutku przede wszystkim na wschodzie Ukrainy, co podważy ich wiarygodność - stwierdził.
Piekło powiedział, że Wiktor Janukowycz "był od samego początku rosyjskim projektem". - Rozłożył skutecznie ukraińską ekonomię, armię i służby bezpieczeństwa. Teraz Kijowowi udaje się nad tym powoli odzyskać kontrolę, choć nie jest to proste. Ukraińska armia, służby specjalne były w stanie przejąć inicjatywę na terenach Słowiańska i Kramatorska. Co z kolei wywołało zrozumiały niepokój Rosji i prawdopodobnie dlatego doszło do dramatycznych zajść w Odessie, gdzie zginęło bardzo wiele osób. Wydarzenia w Odessie pokazały, że proukraińscy demonstranci - którzy są nastawieni pokojowo, co wiele razy było widać i w Doniecku, i w Charkowie - byli przedmiotem ataków, a teraz chcą po prostu reagować. To może wpłynąć na jakąś nową taktykę i strategię Kremla, którą pewnie zobaczymy niedługo. Zbliża się 9 maja, Dzień Zwycięstwa. Putin będzie chciał dokonać dumnej parady na Placu Czerwonym, a potem - są takie pogłoski - ma pojawić się na Krymie, w Sewastopolu, żeby swoją obecnością upokorzyć Ukraińców i jednocześnie
pokazać całemu światu, kto tu jest panem i ma rację - dodał.
- Jeśli chodzi o uwolnienie zakładników OBWE, to oni zostali po to wzięci do niewoli, żeby ich potem uwolnić - uważa Piekło. - Nie było pomysłu na to, żeby ich mordować. Tym bardziej, że Rosja jest członkiem OBWE. Chodziło o to, by w odpowiednim momencie ich uwolnić, kiedy to będzie politycznie dogodne. I taki moment nastąpił po kryzysie w Odessie, żeby pokazać, że Rosja pomaga uwolnić zakładników i oczekuje od Ukrainy złagodzenia swojej polityki. To jest charakterystyczne dla dyplomacji rosyjskiej - podkreślił dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI.