Jan Ordyński: wieje grozą, jest się czym niepokoić?
W najnowszym sondażu Homo Homini dla Wirtualnej Polski wieje grozą w dwóch miejscach - ocenach rządu i Sejmu RP. Inaczej nie potrafię bowiem nazwać faktu, że 73 procent respondentów wystawia złe lub bardzo złe oceny Radzie Ministrów i aż 81 procent - pierwszej izbie naszego parlamentu. Te liczby jednoznacznie pokazują, że dwa najistotniejsze ogniwa władzy państwowej spotykają się z głęboką społeczną nieufnością. Jeśli do tego dodamy nieco tylko mniej krytyczne oceny premiera Donalda Tuska (64 proc.), to naprawdę jest czym się niepokoić. A martwić się powinni zarówno rządzący, jak i rządzeni. Bo dla obu stron nic dobrego z takiego stanu nie wynika.
Dlaczego tak się dzieje? Na Polskę w ostatnich tygodniach nie spadł przecież żaden kataklizm. Oczywiście nie jest łatwo. Wielu ludzi z powodu narastającego bezrobocia czuje się coraz mniej pewnie. Nawet wielu z tych, którzy mają pracę nie tryska optymizmem. Ale przecież to właściwie - z pewnymi wyjątkami - ogólnoeuropejski problem. A my, na tle innych państw naszego kontynentu, wypadamy całkiem, całkiem. Na dodatek decyzje ostatniego szczytu Unii Europejskiej zagwarantowały nam pokaźne środki na kolejne lata rozwoju. Nie ma więc właściwie powodu do załamywania rąk, nie mówiąc już o rozpaczy. To dlaczego, zapytam jeszcze raz, władza jest tak źle postrzegana?
Jest według mnie kilka przyczyn tego stanu rzeczy. Od trzech lat prawicowa opozycja nie pozostawia na obecnej ekipie, z premierem na czele, suchej nitki. Odsądza ją od czci i wiary. Nawet sensowne pomysły i decyzje rządu są dezawuowane i kwestionowane. Wspomnijmy choćby, co mówią czołowi prawicowi politycy o naszych relacjach z Unią Europejską. A często twierdzą, że jesteśmy wręcz kolonią UE, ze stopniem podległości od Brukseli jeszcze większym niż PRL od ZSRR. Można odnieść wrażenie - słuchając utyskiwań tych polityków, że jesteśmy wręcz wyzyskiwani i poniżani. Dodajmy jeszcze do tego nie kończące się kłamstwa i pomówienia na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Miejscem tych oskarżeń jest bardzo często trybuna sejmowa. Do opinii publicznej rzadko docierają stamtąd budujące, podtrzymujące na duchu słowa.
Ta fatalna retoryka nie może nie pozostawiać śladu na nastrojach społecznych. I pozostawia. Pogłębia też pojedyncze frustracje. Szczególnie w trudnych, nerwowych czasach. Na to wszystko nakładają się błędy i brak wyobraźni rządzących. Premier Tusk dopiero niedawno zapowiedział objazd kraju i wyjaśnianie prowadzonej polityki. O wiele za późno. Już dawno ludzie powinni się dowiedzieć, co zamierza wraz z gabinetem zrobić z coraz wyższym bezrobociem, kryzysem oświaty i ochrony zdrowia, niedożywieniem dużej liczby dzieci w wieku szkolnym, czy - już z zupełnie innej beczki - niskim poziomem innowacyjności polskiej gospodarki. Wiadomości - wiem, że często celowo przejaskrawione - o premiach wypłaconych w urzędach państwowych, również zrobiły swoje.
Do tego wszystkiego fatalnie rozegrano sprawę prawnego uregulowania tzw. związków partnerskich. Mocno odczuła to spora część elektoratu przychylnego Platformie Obywatelskiej. Premier mógł zredukować skutki tej porażki np. poprzez dymisję ministra Jarosława Gowina. Nie zrobił tego. A były przecież po temu nie tylko powody "ideologiczne", ale również merytoryczne. W efekcie - po dużym huku - doszło do kosmetycznej rekonstrukcji rządu, która w żadnym wypadku nie mogła być przyjęta jako oczekiwane "nowe otwarcie".
Obecny sondażpokazuje też, że PO i PiS idą "łeb w łeb", przy minimalnie zmieniającym się od dłuższego czasu stanie poparcia. Żadna z tych partii samodzielnie nie mogłaby teraz utworzyć rządu. Większości potrzebnej do sprawowania władzy nie miałaby także koalicja PO-PSL. Niedawne turbulencje na lewicy też nie zmieniły stanu jej posiadania. Być może dojdzie do tego po wyjaśnieniu się politycznych pomysłów Aleksandra Kwaśniewskiego. Lewica zresztą może poprawić swój stan posiadania - nawet znacząco - tylko wtedy, gdy - zjednoczona - przedstawi atrakcyjny dla wyborców program.
I ostatnie spostrzeżenie. Jedynym usatysfakcjonowanym kolejnym już sondażem może być prezydent Bronisław Komorowski. 70 procent pozytywnych wskazań pozwala na wzniesienie okrzyku - czapki z głów.
Jan Ordyński, komentator TVP i "Przeglądu" specjalnie dla Wirtualnej Polski