Jan Ordyński: PO coraz bliżej krytycznej granicy. Może się już tylko modlić
Z najnowszego badania Homo Homini wyraźnie widać, że Platforma Obywatelska coraz bardziej obniża sondażowe loty i mocno zbliża się do krytycznej granicy dwudziestu procent popularności. To zapewne pierwszy efekt ciosów zadanych przez grupę Gowina.
Odejście z PO byłego ministra sprawiedliwości, Johna Godsona i Jacka Żalka zostało bardzo mocno, nawet ponad rzeczywiste znaczenie, nagłośnione przez media. W bardzo krótkim czasie do opinii publicznej docierały zmasowane informacje o fermencie w tej partii. Donoszono przecież równolegle o niekończącym się - inna sprawa czy rzeczywiście tak fundamentalnym - konflikcie między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną, niejasnej sytuacji we wrocławskiej organizacji PO, odejściu grupy radnych w Łodzi, wreszcie o nadchodzącym referendum, które ma zdecydować o losach prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie.
Optymistyczne zapowiedzi premiera, ogłaszającego w Krynicy koniec kryzysu i wyjście z niego Polski obronną ręką, zostały także w dużym stopniu zagłuszone dyskusją wokół, sceptycznie przyjmowanych przez wielu, zmian w Otwartych Funduszach Emerytalnych oraz nad nowelizacją budżetu. Ta ostatnia nie jest przecież efektem dobrych nowin.
Badanie Homo Homini było też prowadzone w czasie warszawskiego protestu trzech central związkowych, podczas którego najmocniej krytykowano politykę społeczną obozu rządzącego. Wszystko to doprowadziło do dramatycznie niskich - dwadzieścia siedem procent - notowań wyborczych szans koalicji PO-PSL. Ludowcy ocierają się bowiem - zresztą od dłuższego czasu - o próg wyborczy. Z tej partii docierają również wieści o wewnętrznych niesnaskach i chwiejącym się przywództwie prezesa i wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Jego niedawne - nieuzgodnione z koalicjantem - wypowiedzi o potrzebie reorganizacji ministerstw są bez wątpienia przejawem postępującej nerwowości.
Z tak zagmatwanej sytuacji oczywiście korzysta opozycja. Prawo i Sprawiedliwość utrzymuje wysoką, dziesięciopunktową przewagę nad drugą w rankingu Platformą Obywatelską. Cóż z tego, skoro samo po wyborach nie byłoby w stanie utworzyć rządu. A przyszłej koalicji z PiS nie deklaruje, przynajmniej dotąd, żadne ze stronnictw mających szanse zdobycia parlamentarnych mandatów. Ostatnie publiczne wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego, przede wszystkim obszerny wywiad dla "Rzeczpospolitej", w którym zapowiadał znaczącą rolę w jego przyszłym gabinecie Antoniego Macierewicza, a także najświeższe rewelacje "Gazety Wyborczej" ze śledztwa smoleńskiego o "ekspertach" PiS, każą raczej jeszcze bardziej mieć się na baczności niż rozważać jakiekolwiek alianse z tą partią.
W sytuacji, gdy dwie główne partie nie mają raczej szans na samodzielne rządzenie, wzrasta rola trzeciego w kolejności Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Od dłuższego czasu widać, że to z nim trzeba będzie się układać po najbliższych wyborach. Pozycja SLD byłaby jeszcze lepsza, gdyby lewica pokonała egoistyczne ambicje swoich przywódców. No i oczywiście przedstawiła atrakcyjny plan walki ze skutkami kończącego się w Europie kryzysu. Na tym koncentrują się teraz zresztą zachodnie partie socjaldemokratyczne.
Niskie notowania rządu i premiera są - co oczywiste - wypadkową słabych ocen PO i PSL. Premier Donald Tusk zapowiada - jakby w odpowiedzi na to - jesienną, wielokrotnie odwlekaną, głęboką rekonstrukcję swego gabinetu. Liczy również, nie bez podstaw, na pokryzysowe ożywienie gospodarcze, które - choć powoli - już daje o sobie znać. Jeśli rzeczywiście dokona zmian w rządzie, to - by uzyskać oczekiwany efekt - musi wprowadzić do niego osoby o ugruntowanej pozycji politycznej i niekwestionowanych kompetencjach. Rząd powinien też - moim zdaniem - odtworzyć jeden ośrodek kształtujący politykę i strategiczne decyzje gospodarcze. Był nim w poprzednich gabinetach Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów z kierującym nim wicepremierem.
I jeszcze jedno. Donald Tusk i cała Platforma Obywatelska muszą gorliwie się modlić o pozytywny rezultat warszawskiego referendum. Przegrana Hanny Gronkiewicz-Waltz zdemolowałaby politycznie i psychologicznie tę partię.
Jan Ordyński - komentator TVP i "Przeglądu" - specjalnie dla Wirtualnej Polski