ŚwiatJamie Stokes: uprzedziłem się do wszystkich wysportowanych osób

Jamie Stokes: uprzedziłem się do wszystkich wysportowanych osób

Nie wiem, czym uraziłem mój kręgosłup, że postanowił za wszelką cenę zrujnować mi życie. Większość części mojego ciała chętnie i bez oporów współpracuje z moim mózgiem w celu osiągania przyjemności. "Hej" mówi mózg, "chodźmy pić piwo, aż braknie nam pieniędzy!". Nogi i wątroba przewracają oczami z udawaną irytacją, ale zaraz przysyłają odpowiedź: "niech ci będzie. Nie wiemy, czy damy radę tak długo, ale na pewno możemy spróbować".

Jamie Stokes: uprzedziłem się do wszystkich wysportowanych osób
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Kerim Okten

07.09.2012 | aktual.: 19.09.2012 12:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika


Przeczytaj tekst w oryginale

Inaczej z mym kręgosłupem. Przez ostatnie sześć tygodni konsekwentnie nie stosuje się nawet do najprostszych poleceń. "Hej", mówi mózg, "chodźmy do kuchni i zróbmy sobie herbatę!" "Nie ma mowy!" odpowiada pogardliwie kręgosłup. "Więcej!" dodaje władczo, "jeśli spróbujesz się ruszyć, wstrzyknę ci tyle bólu do systemu nerwowego, że następnym razem będziesz długo i intensywnie rozważał nawet próbę mrugnięcia".

Tą okrężną drogą próbuję wam powiedzieć, że dopadła mnie rwa kulszowa. Nie jest to zwykły ból kręgosłupa, który na kilka dni utrudnia zwyczajne funkcjonowanie. To ból, który sprawia, że zaczynasz tracić wiarę w możliwość ponownego oglądania świata z pozycji wertykalnej. Jedną z niewielu rzeczy, które mogłem robić w ostatnim czasie, było oglądanie telewizji.

Tam zaś tygodniami, na okrągło, leciała olimpiada. Nie powiem, żeby mnie to uszczęśliwiło. Kiedy założenie skarpetek to godzinna, przepełniona bólem i oblana potem katorga, oglądanie zgrabnych, zdrowych ciał skaczących bez wysiłku lub podnoszących olbrzymie ciężary jest ostatnią rzeczą, na jaką ma się ochotę. Jakby się specjalnie popisywali. "Taki jesteś sprytny", mamrotałem, leżąc na podłodze z dwoma nogami utkwionymi w połowie jednej nogawki mych spodni. "Może potrafisz biegać jak gazela i przeskakiwać małe budynki, ale założę się, że nie dosięgnąłbyś tej skarpetki!" Potem zaczęły się pokazy gimnastyczne i odkryłem, że nie tylko mam bolący kręgosłup, ale też znacznie mniej stawów w kończynach, niż, jak wskazywały dowody, jest normalne dla ludzkiego ciała.

Przebuczałem całą ceremonię zamknięcia i zacząłem się przygotowywać na oglądanie Paraolimpiady - tam na pewno wystąpią bliżsi mi sportowcy. Otóż niekoniecznie. Jeśli coś, to jest jeszcze gorzej. Jak można się podbudować faktem, że facet bez nóg demonstruje atletyczne wyczyny, przy których naszą zwinność można porównać do ściętego drzewa? Uświadomiłem sobie przy okazji, że uprzedziłem się do wszystkich wysportowanych osób, bez względu na to, ile mają kończyn. "Jakiś ty wspaniały" - krzyczałem sarkastycznie do telewizora, "wielki mi mądrala z nogami z włókna węglowego, ciekawe czy dałbyś radę się schylić i podnieść łyżkę, którą upuściłem na podłogę w zeszły wtorek?"

Najwyraźniej jedyną rzeczą, jaka może mnie usatysfakcjonować jest Olimpiada dedykowana wszystkim osobom cierpiącym na bóle pleców. Ceremonia otwarcia byłaby prawdopodobnie znacznie spokojniejsza niż te, do których przywykliśmy do tej pory, większość zawodników i widzów siedziałaby bowiem jeszcze w domach, pokrzykując na swoje żony, że zbyt daleko położyły kubki z kawą. W rzeczywistości pierwsze złote medale trafiłyby automatycznie do każdego, komu udałoby się dotrzeć na stadion bez poddawania się w połowie drogi i zawracania do łóżka.

Nie jest trudno wymyślić inne wydarzenia. W konkurencji "ściąganie rzeczy z wysokich półek" reguły byłyby sztywne, dosłownie. Po tygodniach treningu widzę dla siebie medalowe szanse w "zakładaniu koszuli na lewą stronę, ściąganiu jej i zakładaniu ponownym, przy jednoczesnym przeklinaniu". W kategorii szurania na 100 metrów mam szansę przekroczyć barierę 30 minut. Sporty wodne trzeba by jednak wyeliminować - gdyby już udało się umieścić kogoś z bolącymi plecami w basenie, do wyjścia przekonałoby go tylko wrzucenie tam żywych rekinów.

Kiedy już Olimpiada Chorego Kręgosłupa okaże się światowym sukcesem, mam kilka innych pomysłów na zaangażowanie omijanych do tej pory przedstawicieli naszej populacji. Byłyby to na przykład: Olimpiada dla Osób, Które Nie Znają Zasad, Olimpiada dla Niewierzących We Własne Siły, Olimpiada dla Nieumiejących Przegrywać, i - być może - Polska Olimpiada, w której zwycięscy otrzymują Amber Gold.

Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski.

Komentarze (31)