Jamie Stokes: mroczne siły postanowiły pobawić się moim losem
Zawsze mnie uczono, że kara za grzechy spotka nas w przyszłym życiu; czy to w formie przymusowej kąpieli w morzu ognia, czy też ponownego wcielenia jako kibic Cracovii. Moje grzechy okazały się chyba jednak zbyt wielkie, gdyż podjęto decyzję, że długość przyszłego życia nie wystarcza na pomieszczenie w nim wszystkich męk i że karanie powinno się rozpocząć już teraz.
05.10.2012 | aktual.: 24.10.2012 10:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przeczytaj tekst w oryginale
Stałem się ostatnio tak pechowy, że Hiob wychodzi przy mnie na zwycięzcę średniej wielkości loterii. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. W moim przypadku przybyły w dwóch kontenerowcach, porwanych ostatnio i podpalonych przez somalijskich piratów. Wróżka od pecha zaczęła prosto i odważnie - skazując mnie na trzy miesiące bólu i bezruchu spowodowanego poważnymi problemami z kręgosłupem. To było piękne lato. Wiem, bo oglądałem każdy jego fragment przemykający tuż za moim oknem.
Kiedy dni się skróciły, a ranki stały mgliste, zacząłem stopniowo odzyskiwać zdolność wykonywania złożonych czynności, takich jak wstawanie i zakładanie skarpet. Przymierzałem się właśnie do ponownego zostania produktywnym członkiem społeczeństwa, gdy demony od szczęścia postanowiły tym razem pobawić się moim komputerem.
Jak wielu członków współczesnego społeczeństwa bez dostępu do komputera nie jestem w stanie zrobić prawie nic. Nie nauczyłem się wykonywać żadnej pracy, która wymagałaby ode mnie kładzenia moich rąk na rzeczach w fizycznym świecie, dzięki problemom z kręgosłupem nie mogłem też nawet zaoferować ludziom swoich usług jako tragarz. Kiedy zobaczyłem smużki dymu wydobywające się z tyłu mojego laptopa zdałem sobie sprawę, że oto stałem się istotą kompletnie bezużyteczną.
Nie muszę opisywać bólu i frustracji związanej z naprawianiem mojego komputera. To współczesny odpowiednik tego, przez co przechodzili nasi przodkowie, gdy zachorowała im krowa - każdy choć raz tego doświadcza i każdy przyrzeka sobie, że następnym razem wykona krowi back-up, ale zaraz o tym postanowieniu zapomina.
Kiedy mój komputer powrócił wreszcie z tajemniczego pomieszczenia na tyłach, w którym naprawia się jemu podobnych, wyglądał jak nowy. Nikt do końca nie wie, co się dzieje w tych ukrytych pokojach, w których żyją ludzie naprawiający komputery. O ile mi wiadomo, machają magicznymi różdżkami, co trwa około cztery sekundy, a kolejne pięć dni poświęcają na czyszczeniu ekranu i szorowaniu klawiatury, abyśmy drżeli na myśl o ponownym zobaczeniu sprzętu, z którym pożegnaliśmy się tydzień wcześniej.
W moim przypadku musieli jeszcze umieścić w środku urządzenie uniemożliwiające jakiekolwiek połączenie z Internetem. To właśnie w tym momencie zacząłem podejrzewać, że mroczne siły postanowiły pobawić się moim losem. Myślałem, że jestem bezużyteczny bez komputera, ale posiadanie komputera bez Internetu uczyniło moją bezużyteczność jeszcze większą. Problem polega na tym, że ciężko wykonać jakąkolwiek pracę przy komputerze bez możliwości sprawdzania czegoś w Google co 30 sekund, łatwo natomiast spędzać całe popołudnia, grając na komputerze w Minecraft, nawet do Internetu się nie zbliżając.
Teraz zdałem sobie sprawę, że moja podróż po kontynencie niefortunności dopiero się rozpoczęła. Sądziłem, że wspinam się po szczytach, a tymczasem były to tylko pagórki zapowiadające straszne i niebezpieczne pasmo polskiego operatora telekomunikacyjnego. Jeśli to przeżyję, nigdy już nie będę narzekać na drobniejsze problemy typu uszkodzenie rdzenia czy gwałtowna śmierć.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski