Jakub Majmurek: Polacy wystawią Ewie Kopacz rachunek za frajerstwo Platformy i rządu
- Desperackie ruchy nie uratują PO przed wyborczą klęską jesienią. Poza tym rząd, który ustępuje przed tak groteskową postacią jak Zbigniew Stonoga nie może być traktowany poważnie. Polacy wystawią Ewie Kopacz rachunek przy urnach za to polityczne frajerstwo – mówi Wirtualnej Polsce Jakub Majmurek, publicysta związany z Krytyką Polityczną. Dziennikarz tłumaczy dlaczego Kopacz nie jest liderką, a Komorowski najlepiej by zrobił, gdyby schował się w Ruskiej Budzie. Majmurek wyjaśnia też, dlaczego Kukiz jest destrukcyjną siłą, która jak najszybciej powinna zniknąć z polskiej polityki, odpowiada na pytanie, czy Szydło będzie lepszym premierem od Jarosława Kaczyńskiego oraz zastanawia się nad przyszłością PO, PiS-u, SLD i nowych partii: Razem i Nowoczesnej.PL.
15.06.2015 | aktual.: 25.07.2016 14:42
- Desperackie ruchy nie uratują PO przed wyborczą klęską jesienią. Poza tym rząd, który ustępuje przed tak groteskową postacią jak Zbigniew Stonoga nie może być traktowany poważnie. Polacy wystawią Ewie Kopacz rachunek przy urnach za to polityczne frajerstwo – mówi Wirtualnej Polsce Jakub Majmurek, publicysta związany z Krytyką Polityczną. Dziennikarz tłumaczy, dlaczego Kopacz nie jest liderką, a Komorowski najlepiej by zrobił, gdyby odszedł na emeryturę i siedział w Ruskiej Budzie. Majmurek ostro ocenia zdolności lingwistyczne prezydenta ("po angielsku radzi sobie chyba jeszcze gorzej niż po polsku"), a także zastanawia się, co stanie się z Platformą po przegranej w wyborach i kto przejmie stery w partii. Odpowiada też na pytanie, czy Beata Szydło będzie lepszym premierem od Jarosława Kaczyńskiego oraz opowiada o przyszłości PiS-u, SLD i nowych partii: Razem i Nowoczesnej.PL.
WP: Grzegorz Wysocki: Nie o tym mieliśmy rozmawiać, ale Zbigniew Stonoga i rewolucyjne zmiany w rządzie sprawiły, że nie mamy innego wyjścia. Czy dymisje Radosława Sikorskiego i kilku ministrów oraz nowy, zrekonstruowany skład Rady Ministrów uratują rząd i Platformę?
Jakub Majmurek: Nie sądzę. Platforma sprawia wrażenie tonącego okrętu: na pokładzie panuje panika, kapitan całkowicie nie ogarnia sytuacji, oficerowie nerwowo spoglądają ku szalupom ratunkowym. Nie wierzę, by takie desperackie ruchy uratowały PO przed wyborczą klęską jesienią.
WP: Winna: Ewa Kopacz?
Kopacz płaci cenę za zaniechanie. Trzeba było radykalnie odświeżyć rząd, gdy obejmowała tekę premiera, dyskretnie pozbyć się osób, których nagrania mogły zaszkodzić partii. Teraz jest za późno. Wyborcy odczytają ten ruch jako przyznanie się PO do winy. Poza tym rząd, który ustępuje przed tak groteskową postacią jak Zbigniew Stonoga nie może być traktowany poważnie. Nie dać się „Wprost”, nie dać się mediom PiS, a dać się Stonodze – to polityczne frajerstwo, za które Polacy wystawią Ewie Kopacz rachunek przy urnach.
WP: Ale co się tak naprawdę zmieniło w ostatnim czasie? Czy dzisiejsza Platforma jest zupełnie inna niż Platforma sprzed kilku lat? Nagle wyborcy zaczęli dostrzegać coś, czego nie widzieli wcześniej?
Zmieniła się i PO, i wyborcy. Dużo racji miał Michał Danielewski, gdy pisał, że to wyjątkowym okolicznościom – przede wszystkim strachem przed PiS – PO zawdzięczała swój sukces. Nigdzie na świecie „partia pasażerów Pendolino” nie jest naturalnie partią władzy, jeśli nie ma przy okazji pomysłu, jak dotrzeć do pasażerów np. Polskiego Busa. Cała kampania Komorowskiego pokazała, że Platforma zupełnie przegapiła silną społeczną frustrację, niezadowolenie, chęć zmiany. Jakiejkolwiek.
Komorowski, który konsekwentnie prowadził kampanię nie jako kandydat zmiany, ale kontynuacji i zadowolenia ze status quo, już na starcie przegrał. Nie miał żadnego planu na kolejne pięć lat, powtarzał tylko w kółko, że Polska jest krajem wielkiego sukcesu, a on tego sukcesu twarzą. Owszem, jeśli popatrzymy na różne obiektywne wskaźniki, rzeczywiście nie jest w Polsce bardzo źle. Ale z drugiej strony, jest cały szereg obszarów, które wywołują złość ludzi.
WP: Na przykład?
Jesteśmy jako kraj w dość specyficznej sytuacji. Znajdujemy się w grupie 40 najbogatszych krajów świata, ale na samym końcu stawki.
WP: Czyli najgorsi z najlepszych?
Jesteśmy jak drużyna, która w końcu weszła do pierwszej ligi, ale pałęta się tam na samym dole tabeli i ciągle broni się przed spadkiem. Zamieszkaliśmy w końcu w najlepszej dzielnicy, ale mamy w niej najbardziej zapuszczony dom, gdzie nie żyje się wcale tak wygodnie i trochę nam wstyd przed nowymi sąsiadami. To wszystko wywołuje frustrację. Ta frustracja przenosi się na sferę polityczną, na chęć zmiany.
WP: Jakim cudem Komorowski mógł tego nie zauważyć? Dlaczego nie zauważył tego jego sztab, dlaczego nie zauważyła Platforma?
Komorowski, mówiąc o sukcesie Polski, jako punkt porównania brał zgrzebną rzeczywistość PRL. Większość wyborców – zwłaszcza Kukiza, tych przed 30. rokiem życia – w ogóle jej nie pamięta. Dla nich punktem odniesienia są rozwinięte kraje Europy Zachodniej. Oni widzą, jak się zarabia w Holandii, jak wyglądają świadczenia i usługi społeczne w Wielkiej Brytanii, jaki jest poziom uzwiązkowienia i ochrony pracownika w Norwegii, ile kosztuje wynajęcie mieszkania w Berlinie. Gdy porównują to z Polską, gdzie płace są niskie, uzwiązkowienie żadne, za to powszechne śmieciówki i zatory płatnicze, gdzie wynajem mieszkania w dużym mieście pochłania pół pensji, a do szpitala czeka się rok w kolejce na mało skomplikowany zabieg, nie mogą nie być sfrustrowani. Gdy Komorowski opowiada im o wielkim sukcesie i swoim kombatanctwie w PRL, frustracja przeradza się w gniew.
WP: Wygrana Komorowskiego miała być formalnością. Pytanie więc, czy przegrał z powodu frustracji i gniewu młodych, o którym mówisz, czy raczej z powodu tego, jak sam zachowywał się w czasie kampanii?
Komorowski sprawiał wrażenie, że zabieganie o głosy wyborców, to coś poniżej jego godności. Że potwornie się tym nudzi, że wybory są niepotrzebną formalnością, która tylko mu zajmuje czas. Dawał wyborcom do zrozumienia, że on nie po to spotykał się przez pięć lat z królową angielską czy sułtanem Brunei, żeby teraz jeździć do jakiejś za przeproszeniem Piły, Giżycka czy Jaworzna i tam rozmawiać z właścicielką warzywniaka, górnikiem czy właścicielem małej firmy transportowej. Wyglądał jak naburmuszony jaśniepan, którego ktoś zmusił, by zniżył się do kontaktów z plebsem. Wyborcy nie mogli nie ukarać takiej postawy. Zwłaszcza, że Duda okazał się jego przeciwieństwem: skromny, otwarty na ludzi, spotykający się bezpośrednio z elektoratem.
W demokracji ludzie od czasu do czasu potrzebują zmienić rząd. Duża część elit w Platformie, ale też np. elit medialnych, o tej oczywistej prawdzie zapomniała. W momencie, gdy w końcu zauważono, że ludzie rzeczywiście zamierzają zmienić prezydenta, zamiast starać się ich przekonać do swoich racji i do tego, że obecny prezydent jest jednak lepszy, PO i jej sympatycy zaczęli uderzać w tony paniki moralnej. Próbowali moralnie zaszantażować Polaków, odebrać prawomocność wyborowi innemu, niż wybór Komorowskiego. Polacy poczuli się potwornie protekcjonalnie potraktowani. W efekcie, ta taktyka okazała się całkowicie przeciwskuteczna. I wygrał Duda.
WP: Od wygranej Dudy minęło już trochę czasu i wydaje się, że po pierwszym szoku emocje opadły. Miała być nowa fala emigracji, Polacy przerażeni Dudą i wizją powrotu Kaczyńskiego do władzy deklarowali chęć ucieczki, rezerwowali tanie loty, żegnali się pospiesznie ze swoimi friendsami na Facebooku. Kilka tygodni później okazuje się, że w sklepach wciąż można kupić banany, biskupi nie zaczęli pisać nowej konstytucji, a ateiści nie trafiają jeszcze do więzień za nieuczestniczenie w niedzielnej mszy świętej. Musimy poczekać do października, by doczekać się prawdziwej apokalipsy?
Sama prezydentura Dudy wiele w Polsce nie zmieni. Będzie więcej modłów, zdjęć głowy państwa na mszach polowych i katedralnych, prezydenta klęczącego i przyjmującego komunię, więcej „papieża Polaka” w prezydenckich mowach. Być może sam ksiądz Oko będzie opowiadał swoje bzdury o gender na konferencjach prezydenckich w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, a Macierewicz z profesorem Biniendą będą pod prezydenckim patronatem snuć spekulacje o trzech wybuchach i bańce helowej.
Ale różnica wobec rządów PO nie będzie taka znowu wielka. Przecież obok zdjęć Dudy na różnych mszach dopiero co mogliśmy oglądać zdjęcia Ewy Kopacz na kolanach przed papieżem Franciszkiem. Prawdziwą zmianę przynieść może rząd Prawa i Sprawiedliwości, a obawiam się, że zwycięstwo Dudy uruchomiło już sekwencję wydarzeń, w wyniku której czeka nas rząd kierowany (bezpośrednio lub nie) przez Jarosława Kaczyńskiego.
WP: A tego, jak rozumiem, się boisz?
Nie boję się nawet zmian wprowadzanych przez ten rząd, ale tego, że znów podzielimy się na PiS i zjednoczoną przeciw niemu nie-prawicę. I zamiast sensownej debaty o nierównościach, płacy minimalnej czy polskim przemyśle, będziemy toczyć jałowy spór w sprawie „obrony demokracji przed Jarosławem Kaczyńskim”.
WP: Ale do jesiennych wyborów nic się nie zmieni?
Andrzej Duda na pewno będzie starał się postępować bardzo ostrożnie po to, by nie zrazić potencjalnych wyborców PiS. Do października Duda będzie prezydentem kampanii wyborczej. Wiemy doskonale, że Jarosław Kaczyński umie taktycznie się wycofać, by później ugrać dużo więcej. Z prezydenturą Dudy będzie podobnie.
WP: Mówisz o – mniej lub bardziej bezpośrednich – rządach Kaczyńskiego. Nie wierzysz w to, że prezydentura Dudy doprowadzi do pokoleniowej zmiany warty w PiS-ie?
Zmiana jest możliwa, ale wcale nie mam pewności, że byłaby to zmiana na lepsze.
WP: Jak to?
Przy wszystkich swoich wadach Jarosław Kaczyński ma jednak pewne wewnętrzne hamulce, które wynikają z jego przeszłości, z jego etosowej formacji, z doświadczenia, z KOR-u, dzięki którym jednak z różnymi czarnosiecinnymi siłami (np. Ruchem Narodowym) raczej nie wejdzie w sojusz. A wydaje mi się, że takie osoby, jak Ziobro czy Błaszczak, całe to pokolenie pisowskich czterdziestolatków, już takich hamulców nie ma. I to są ludzie, których boję się dużo bardziej niż Jarosława Kaczyńskiego. Z drugiej strony w młodym pokoleniu PiS są sensowne osoby, np. Beata Szydło, które mogłyby przekształcać PiS w ludową, chadecką formację, z silnym socjalnym komponentem.
WP: Uważasz, że tak odmieniony PiS Polacy mogliby pokochać jeszcze bardziej niż PiS dowodzony przez Kaczyńskiego?
Nie wiem, czy wyborcy są dziś gotowi na PiS bez Kaczyńskiego. Pewnie nie.
WP: Szydło byłaby lepszym premierem od Kaczyńskiego?
Szydło mogłaby być lepszą szefową rządu pod jednym, bardzo trudnym do spełnienia warunkiem: musiałaby odesłać Kaczyńskiego na prawdziwą emeryturę. Jeśli będzie kierował rządem z tylnego siedzenia, to ani Szydło ani nikt inny nie ma szans na efektywne rządy.
WP: Kaczyński odważy się przekazać ster nad partią?
Przeprowadzenie udanej sukcesji pokoleniowej byłoby jego wielkim sukcesem. Nie udało się to dotąd w polskiej polityce nikomu. Jak zauważył kiedyś Piotr Nowak, w Polsce sukcesja obywała się na ogół w ostatnich latach wedle modelu szekspirowskiego Króla Lira, a nie szekspirowskiej Burzy. Lir pozornie odchodzi, ale ciągle żąda czci od następnego pokolenia i władzy nad nim. Jak wiemy, nie kończy się to dla nikogo dobrze. Prospero rozumie, że jego czas się kończy, schodzi ze sceny i przekazuje pałeczkę Mirandzie i Ferdynandowi, następnemu pokoleniu. Jeśli Jarosław Kaczyński odważy się być nie Lirem, a Prosperem, i przekaże faktycznie władzę swojej Mirandzie, schodząc ze sceny ze słowami „teraz czarami już nie władam / I własną tylko moc posiadam / Bardzo niewielką” – udowodni, że jest postacią naprawdę nietuzinkową.
WP: Podsumowując – wzmocniony zwycięstwem Dudy, rozpadem rządu i „efektem Stonogi” PiS, z Kaczyńskim na pierwszym planie lub nie, rośnie w siłę. Co dalej? Koniec Komorowskiego? Co z jego dalszą karierą? Gdzie ty sam byś go najchętniej widział?
Na emeryturze. Niech sobie siedzi w Ruskiej Budzie, przynudza żonie i wnukom, popoluje, pojeździ wykładać za dobre pieniądze. Choć on po angielsku radzi sobie chyba jeszcze gorzej niż po polsku, więc z tym ostatnim będzie ciężko.
WP: Coś mi się zdaje, że twoje marzenia nie mają póki co szansy na spełnienie.
Niestety, wiele wskazuje na to, że Komorowski nie zamierza jeszcze składać broni. Mówi się, że ostrzy sobie zęby na fotel senatora. Będzie pewnie też grał o pozycję w partii.
WP: Ma szansę przejąć władzę w Platformie?
Nie wierzę w to. Nie byłaby to dla partii mądra decyzja. Jest twarzą przegranej i symbolem odklejenia PO od rzeczywistości.
WP: Czyli Ewa Kopacz to w obecnej sytuacji najlepszy lider Platformy?
Kopacz nie jest liderką. Nie panuje nad partią, nie ma społecznego słuchu, sprawia wrażenie osoby słabej i chwiejnej. Niestety, w PO nie ma następnego naturalnego kandydata na lidera. Gdyby był w PO ktoś, kto ma charyzmę, kto jest w stanie spiąć partię i poprowadzić ją do wyborów, to powinien szybko dokonać przewrotu i usunąć Kopacz. W tej chwili nie ma chyba nikogo, kto byłby to w stanie zrobić. Jeśli PO przegra, a wszystko na to wskazuje, Kopacz nie będzie dłużej rządzić PO. Zacznie się brutalna walka o władzę, może nawet zakończona rozpadem partii. Na to może grać Jarosław Kaczyński, próbując wyciągnąć z Platformy np. konserwatywną frakcję, czy jej prominentne postaci, takie jak Marek Biernacki.
WP: A kto przejmie stery w PO po przegranej w wyborach?
Nie ma oczywistego kandydata. Dwie najmocniejsze osobowości to Sikorski i Schetyna. Sikorski byłby nienajgorszym premierem, ale jest wizerunkowo obciążony aferą taśmową, nie ma też poparcia w partyjnych dołach. Schetyna je ma, ale nie jest osobowością na miarę premiera czy lidera opozycji. To świetny pierwszy sekretarz każdej partii, potencjalnie niezły minister czy menadżer, ale nie format kogoś, kogo bym chciał widzieć na czele państwa. Czarnym koniem, czy raczej klaczą, okazać się może Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ma w Warszawie sukcesy, szefuje potężnej strukturze warszawskiej. Tylko czy będzie chciała ryzykować Warszawę na rzecz przywództwa idącej pod wodę partii? Poza tym, Waltz, Schetynę i Sikorskiego znamy od lat. PO potrzebuje świeżych twarzy, zmiany pokoleniowej.
WP: Co Platforma może zrobić w kampanii parlamentarnej?
Na pewno nie powinna przesuwać się dalej na prawo. Jeśli będzie rywalizować z PiS-em o prawicowy elektorat, przegra, bo nie ma najmniejszych szans wygrać tej walki.
WP: Czyli mają walczyć o lewicowych wyborców?
Nie, o lewicowych również nie, bo nie są dla nich wiarygodni. Ale mają szansę jako partia jednak centrowa. Na prawicy robi się coraz ciaśniej – rosnący w siłę PiS, do tego ugrupowanie Kukiza, być może również Korwinowi uda się przekroczyć próg – więc w tej niszy nie ma dla nich miejsca. Platforma powinna zewrzeć swoje szeregi, zmobilizować centrowych wyborców, dać im nowy pakt na następne cztery lata i nie straszyć PiS, bo to już nie działa. Ale i tak nie wierzę, by uniknęli klęski.
WP: A mamy w Polsce w ogóle jakieś centrum?
Centrum w Polsce jest bardzo radykalnie przesunięte na prawo. To, co u nas uchodzi za poglądy centrowe, w większości europejskich krajów uchodzi za prawicowe, a nawet bardzo mocno prawicowe. W Wielkiej Brytanii konserwatywny premier David Cameron wprowadza małżeństwa dla par jednopłciowych, u nas partia centrowa nie jest w stanie dopuścić do parlamentarnej debaty na temat związków partnerskich. Nikt z kandydatów na urząd prezydenta nie był zwolennikiem zwiększenia progresji podatkowej. Zaufanie do rynku, nieufność do państwa i tego co społeczne, to też część światopoglądowego wyposażenia naszego centrum.
Czytaj drugą część rozmowy: Kukiz to destrukcyjna siła. Im szybciej zostanie zniszczona, tym lepiej
- Sojusz Kukiza z PO jest możliwy. Wiele postulatów Kukiza to postulaty Platformy z 2001 roku. Kukiz zarabia na koncertach, które finansują samorządowcy z Platformy. Dużą część zaplecza Kukiza stanowią samorządowcy z platformerskiego układu. Sojusz z PO uważam jednak za fatalny scenariusz. Kukiz to destrukcyjna siła w polskiej polityce. Nic dobrego z jego obecności w polskiej polityce nie wynika. Im szybciej ta siła zostanie zniszczona, tym lepiej - mówi Wirtualnej Polsce Jakub Majmurek. W drugiej części rozmowy publicysta wyjaśnia, dlaczego populizm Kukiza jest dużo gorszy od populizmu Leppera, dowodzi, że Kukiz bardzo szybko politycznie wypali się i zużyje, że jego hasła to ostro podkręcone postulaty, które od dawna istnieją w Platformie i w PiS-ie oraz, że ludzie którzy z muzykiem chcą wejść do sejmu "to nie jest sympatyczne towarzystwo".
Majmurek opowiada także o przyszłości polskiej lewicy oraz szansach nowych partii: Razem i Nowoczesnej.PL.
Rozmawiał: Grzegorz Wysocki, Wirtualna Polska