Po lewej Jakub Chełstowski, po prawej prezes PiS Jarosław Kaczyński© East News, PAP | Marek Zimny, Roman Zawistowski

Jakub Chełstowski o PiS: Podkładanie świń i donosy

Patryk Michalski

– Dla mnie to był mentalnie Dziki Zachód. Musiałem w tym siedzieć, patrzeć na to i to ukrywać. Czułem się jakby politbiuro w Związku Radzieckim wysyłało pisma i rekomendowało, kto ma być dyrektorem szpitala – mówi w Magazynie Wirtualnej Polski Jakub Chełstowski, marszałek województwa śląskiego. Już dziś były szef śląskich struktur PiS porzucił partię Jarosława Kaczyńskiego w atmosferze skandalu. Twierdzi, że to on czuje się teraz oszukany.

Patryk Michalski, Wirtualna Polska: Czym różni się polityczna zdrada Wojciecha Kałuży od politycznej zdrady Jakuba Chełstowskiego?

Jakub Chełstowski, marszałek województwa śląskiego: Nigdy nie nazywałem tego zdradą, bo polityka to jest gra dla twardych chłopców.

Ale poza PiS wszyscy uważali Wojciecha Kałużę za zdrajcę.

Poczuł się oszukany przez ówczesne władze Platformy Obywatelskiej, bo umawiali się na inne rozdanie personalne w zarządzie województwa. Przynajmniej tak to Wojtek opowiadał. A skoro poczuł się oszukany, to postanowił zmienić front. Każdy ma prawo zrobić ze swoim mandatem pochodzącym z wyborów, co chce, a reszta to kwestia indywidualnej oceny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z mandatem, który otrzymałem od wyborców Prawa i Sprawiedliwości pracowałem cztery lata. Uznałem, że mój mandat nie pozwala mi legitymować tego wszystkiego, co zaczęło się dziać w PiS. Jeżeli uważam, że ta formacja popełnia kardynalne błędy, to ile można.

Obserwowałem politykę naprawdę z bardzo bliska, widziałem obietnice i poczułem się w pewnym sensie oszukany. Model współpracy się wyczerpał. Chciałem iść naprzód z projektami, a nie bawić się z zarządem województwa czy innymi polityki w zabawę, kto komu podłoży świnię pod nogi. To się zaczęło do tego sprowadzać.

Upieram się, że w obu przypadkach to zdrada, czyli według słownika PWN "odstąpienie od jakichś zasad, wartości, idei". Kałuża zdradził Koalicję Obywatelską, a pan - PiS. Ponad 33 tys. wyborców tej partii oddało na pana głos.

Zapisałem się do PiS w 2017 r., bo wiedziałem, że jest realizowany program dla Śląska. To była wielka konferencja w Katowicach, zapowiedź potężnych inwestycji w wodór, czystą energię, infrastrukturę. To miało być prawie 60 mld zł na zmiany technologiczne.

Mój tata był górnikiem, przez ponad 20 lat robił na grubie [pracował w kopalni – red.]. Wiem, jaka to jest ciężka praca i nie chcę, żeby Ślązacy taką ciężką i niebezpieczną pracę uprawiali do końca życia. PiS obiecał ten program i wielokrotnie prosiłem, żeby był realizowany. Bez tych pieniędzy transformacja na Śląsku się nie uda.

Władze PiS nie reagowały na zgłaszane przeze mnie nieprawidłowości. Za każdym razem słyszałem, że muszę trwać do końca kadencji, bo nie możemy oddać władzy. W końcu powiedziałem nie, nie godzę się na to. Tak mnie wychowali rodzice. Czy to jest zdrada?

Obiecałem, że będę pracował z rządem i samorządem i nadal chcę pracować z rządem. Ale czy rząd będzie chciał współpracować ze mną, trudno mi powiedzieć.

Politycy opozycji zarzucali Wojciechowi Kałuży nie tylko zdradę, ale i polityczną korupcję. Za to, że przeszedł do PiS miał dostać stołek pana zastępcy. Czy rzeczywiście to był element umowy?

Tak, miał objąć fotel wicemarszałka po przejściu do PiS. Taka była rekomendacja partii na to stanowisko, bo to partia rekomenduje poszczególne osoby na stanowiska, a nie marszałek. W polityce są różne układanki.

Teraz przy powoływaniu nowego zarządu też na stanowiska moich zastępców rekomendowane były osoby przez ruch samorządowy Tak! Dla Polski czy Platformę Obywatelską. Nie nazwałbym tego korupcją polityczną, bo polityka to jest gra dla twardych ludzi. Takie transfery mamy od czasów Arystotelesa. To się dzieje od dziada pradziada.

A Pan coś dostał za transfer na stronę opozycji? TVP Info pisze "Kupczenie fuchami". Ujawniamy samorządową pajęczynę Wiśniewskiego i Chełstowskiego". To o panu i prezydencie Opola Arkadiuszu Wiśniewskim. Prezydent Opola zasiada w Radzie Nadzorczej Kolei Śląskich, a pan zasiada w Radzie Nadzorczej spółki Energetyka Cieplna Opolszczyzny.

W tej historii jest tyle kłamstwa, że aż głowa boli. Zadałbym pytanie, kto i w którym roku zarekomendował Arkadiusza Wiśniewskiego do pracy w Kolejach Śląskich.

Prezydent Opola trafił do Rady Nadzorczej Kolei Śląskich w 2019 r. A kto go rekomendował?

Michał Woś i Patryk Jaki. To Solidarna Polska rekomendowała prezydenta Opola do pracy w Kolejach Śląskich.

Dlaczego? Przecież to jest polityk, któremu bliżej do Platformy Obywatelskiej, to członek ruchu samorządowego Tak! Dla Polski, krytyk PiS i i Solidarnej Polski.

Decyzje polityczne były takie, że każdy z koalicjantów wskazuje jednego przedstawiciela do Rady Nadzorczej Kolei Śląskich. Solidarna Polska wskazała pana Arkadiusza Wiśniewskiego. Byłem wówczas zszokowany tą decyzją. Prezydent Opola wielokrotnie krytycznie wypowiadał się o politykach PiS, ale wówczas to nikomu nie przeszkadzało. Wiem, że później wydarzyła się jakaś wewnętrzna wolta w Opolu wobec prezydenta, ale nie wpłynął do mnie żaden formalny wniosek, żeby go odwołać. Od czasu, kiedy poznałem prezydenta Opola, uważam, że jest dobrym fachowcem, polubiliśmy się.

Aż to pan dostał propozycję pracy w Opolu od Arkadiusza Wiśniewskiego.

Tak, na początku roku zaproponował mi pracę w Radzie Nadzorczej spółki Energetyka Cieplna Opolszczyzny. Wówczas nie myślałem o odejściu z PiS. Mamy kryzys energetyczny, moje doświadczenie jest dość duże w tym temacie. To była czysto merytoryczna decyzja, a w głowach TVP i paru prawicowych dziennikarzy wyrył się układ towarzysko-biznesowy.

Ostatnio "Czarno na białym" TVN24 pokazało, jakie są prawdziwe układy biznesowo-towarzyskie przy kampaniach europosłów PiS. Przyjąłem to z obrzydzeniem. W poziomie hipokryzji niektórzy w PiS przebili sufit, 13 metrów mułu i to jest cały komentarz do tej historii.

Zaczął pan pracę w opolskiej spółce 9 czerwca, czyli wtedy, kiedy nosił się pan już z decyzją o odejściu z PiS.

Z decyzją nosiłem się od roku, ale w czerwcu nie zakładałem, że dojdzie do takiego transferu. Takich propozycji pracy miałem kilkanaście. Nie chciałem pracować w Radzie Nadzorczej jakiejkolwiek spółki na terenie województwa śląskiego, żeby to nie było traktowane jako konflikt interesów.

Kiedy pojawiła się propozycja współpracy w sektorze, który dość dobrze poznałem, z osobą, którą dość dobrze poznałem, to dlaczego nie współpracować? Trudno mi się odnosić do tego, co podaje TVP, bo wiemy, ile razy się mylili.

Akurat dla pana to chyba wiarygodne źródło informacji. Wielokrotnie udostępniał pan informacje podawane przez TVP w swoich mediach społecznościowych.

Te materiały, którymi się dzieliłem, były oparte na faktach.

Czyli nie widzi pan konfliktu interesów w tym, że zasiada pan w Radzie Nadzorczej opolskiej spółki?

Nie widzę. Prawo na to zezwala.

Ile pan zarabia w tej Radzie?

Około 4500 zł.

Oficjalnie przysługuje panu 9331,2 zł brutto miesięcznie. Według samej spółki "otrzymuje pan 1,5-krotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku w czwartym kwartale roku poprzedniego, ogłoszonego przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego". Stąd rachunek 6220,80 zł x 1,5 = 9331,2 zł brutto.

Ale mówimy o około 4 500 zł netto. To jest wszystko jest opodatkowane, do tego dochodzą progi podatkowe. Mam też inne dochody, wchodzę w inną skalę podatkową.

Czyli Rada Nadzorcza to nie jest dla pana miejsce, gdzie może pan dorobić do pensji marszałka?

Powiem wprost, że w Polsce samorządowcy nie zarabiają wysokich pieniędzy. Tu nie chodzi o mnie, czy prezydenta Opola, ale uważam, że wynagrodzenie powinno być uzależnione od wielkości budżetu, poziomu jego wykonania i dodatkowych pozyskanych środków w ciągu roku.

Często różnica między wynagrodzeniem wójta a prezydenta jest niewielka. Uważam, że to nie zachęca do pracy w samorządzie. Zarządzamy budżetem w wysokości wielu miliardów złotych. Dyrektorzy w urzędzie marszałkowskim zarabiali często więcej niż ja.

Do ubiegłego roku zarabiał pan jako marszałek 10 780 złotych brutto, po podwyżce - 17 875 złotych brutto plus dodatek stażowy.

Ale przez ponad trzy lata moje wynagrodzenie na rękę to było 8 000 zł.

To jakie według pana byłoby właściwe wynagrodzenie?

Na przyszły rok przygotowujemy w województwie podwyżki dla pracowników samorządowych na poziomie 35 mln zł, bo nikt nie chce przychodzić do samorządu, by zarabiać 3000-4000 zł. Firmy prywatne są w stanie zaproponować 2 razy więcej.

Uważam, że wynagrodzenia powinny być uregulowane tak jak na szczeblu krajowym, według wskaźników. W przypadku marszałków uważam, że od 15 000 do 18 000 zł na rękę to są dobre i uczciwe pieniądze za dużą odpowiedzialność.

Padają też pytania o żonę prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego, która zasiada w Radzie Nadzorczej w szpitalu miejskim w Siemianowicach Śląskich. To przypadek?

Szpital miejski w Siemianowicach podlega pod prezydenta miasta Rafała Piecha, który nie jest moim kolegą, ani ja jego wielkim fanem, bo to jest znany antycovidowiec, przeciwnik szczepień. Nie mam z tym nic wspólnego, to totalna bzdura.

Zamierza pan pozwać TVP, skoro uważa pan, że artykuł o "kupczeniu fuchami" jest nieprawdziwy?

Nie widziałem tego artykułu, muszę to sprawdzić. Mam jednak świadomość, że jestem osobą publiczną i jestem poddawany krytyce. Poczekam, co tam jeszcze panowie sobie wymyślą, bo to może być bardzo ciekawe.

Dlaczego nie wyjaśnili prawdziwych powodów mojego odejścia? Tego, że informowałem partię o nieprawidłowościach, a miałem za wszelką cenę trwać? To był prawdziwy powód, a nie bzdury o radach nadzorczych. Myślę, że w PiS jest trochę osób, które mają tyle rad nadzorczych, że nie potrafią ich policzyć.

Sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski mówił o panu: "Marszałek Chełstowski zachował się podle; jest pozbawiony jakiejkolwiek odwagi cywilnej, mógł wprost wyartykułować jakie są powody tego, że zmienia front, a nie zasłaniać się Unią Europejską." Dodał też, że "niektórzy uwierzyli, że zostaną prezydentem Tych, dostaną jedynkę do europarlamentu". Odpowiedział pan na Twitterze: "Sobol, weź nie fanzol. Wielokrotnie z tobą rozmawiałem o patologiach w zarządzie. Twoja reakcja była 'koalicja musi trwać'. Po tych słowach podziękowałem."

Pan Sobolewski wiedział bardzo dobrze o wszystkich problemach na Śląsku, był poinformowany, co się dzieje w zarządzie województwa. Niech nie udaje zaskoczonej primabaleriny, która teraz stwierdziła, że baletki się nie podobały i dlatego odszedłem.

Zacznijmy od afery wokół wniosków o dotacje z PFRON na inwestycje budowlane. Większość wniosków była niekompletna, więc nie powinno się przyznawać na nie pieniędzy. A jednak je przyznano, bo tak chciała odpowiedzialna za zdrowie pana zastępczyni wicemarszałek Izabela Domogała. Zgadza się?

Tak, to prawda. Ważne jest to, jak wygląda polityczna kuchnia w sprawie podejmowana takich decyzji. Każdy marszałek jest odpowiedzialny za swoje piony, spotykamy się raz w tygodniu na zarządzie województwa i tam każdy rekomenduje podjęcie konkretnej uchwały. Każdy z nas nie wchodzi w szczegóły podstaw prawnych każdej uchwały, bo te zarządy trwałyby za długo. Dlatego członkowie zarządu rekomendują decyzję, gwarantując, że wszystko jest sprawdzone przez prawników.

Moja zastępczyni Izabela Domogała takie wnioski składała i byłem przekonany, że one są poprawne. Później się okazało, że były źle skonstruowane i niekompletne. Dyrektorkę, która rekomendowała nam przyjęcie wniosków oraz jej zastępczynię zwolniłem dyscyplinarnie. Wykonaliśmy audyt i wprowadzamy zmiany, żeby nigdy się to nie powtórzyło.

Dlaczego wówczas nie zdymisjonował pan swojej zastępczyni? Trwała do teraz.

Poinformowałem osobę, która rekomendowała panią Izabelę Domogałę do pracy w zarządzie sejmiku o tej sytuacji. Usłyszałem, że koalicja musi trwać

Czyli kogo pan powiadomił?

Pana Wojciecha Szaramę, posła PiS, który ją rekomendował.

Jest jeszcze poważniejsza afera. Prokuratura Regionalna w Katowicach – po zawiadomieniu CBA - prowadzi śledztwo w sprawie niegospodarności w Funduszu Górnośląskim. Śledczy sprawdzają, czy od marca 2020 r. do czerwca 2021 r. nie kupiono po zawyżonych cenach środków ochrony indywidualnej dla placówek medycznych w czasie trwającej pandemii. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" aż 53 z 93 mln zł wydanych przez Fundusz Górnośląski na walkę z pandemią miało trafić do firm powiązanych ze znajomym byłego już prezesa Krystiana Stępienia. To człowiek wskazany przez Wojciecha Kałużę. Kto zdecydował, żeby to Fundusz kupował maseczki i środki ochrony?

Zdecydowaliśmy się jako Urząd Marszałkowski, by wspierać szpitale, bo mamy największą sieć szpitali, a na Śląsku jest 4,5 mln obywateli. Urząd Marszałkowski próbował sam kupić takie środki ochrony, ale to nie wychodziło. Powierzyliśmy zadanie Funduszowi, który ma wielkie doświadczenie.

Doświadczenie nie pomogło. Fundusz mógł stracił nawet ponad 14 mln zł, bo - jak informuje "Gazeta Wyborcza" - kupował po zawyżonych cenach od ludzi powiązanych z ówczesnym prezesem Funduszu.

Nie zakładałem, że pan prezes Stępień może prowadzić ten projekt niezgodnie z prawem. Dla mnie ważne było to, że wszystkie środki ochrony trafiły do szpitali.

Ale za 14 mln zł więcej.

Urzędnicy nie zgłaszali żadnych uwag. Dopiero kontrola CBA rzuciła na to inne światło. Dodam, że sam pisałem do CBA, że będziemy operowali dużymi środkami i prosimy o parasol antykorupcyjny nad projektami, które realizujemy.

Pamiętajmy też, że mieliśmy ustawę, która zezwalała na zakupy bez przetargu. Dopiero na początku 2022 r. zaczęły spływać informacje o nieprawidłowościach. Zwolniłem pana prezesa Stępnia, bo prowadzenie spraw spółki było skandaliczne. Dla mnie ten temat jest zamknięty. Podjęliśmy od strony nadzoru wszelkie działania, żeby dokonać zmiany Rady Nadzorczej i członka zarządu, który nadzorował ten projekt.

Czyli Wojciecha Kałużę.

Informowałem władze PiS, że jest problem, że musimy dokonać zmian, że koalicjant nie zachowuje się lojalnie wobec nas. Reakcja była taka sama: "koalicja musi trwać". Udało mi się zmienić tylko prezesa Funduszu. Choć i tu był bardzo duży opór wewnątrz, żeby tego nie robić.

Jak w tej sprawie zachowywał się Wojciech Kałuża?

Bronił prezesa Funduszu bardzo długo.

Kiedy było już wiadomo o tych wszystkich nieprawidłowościach?

Tak.

Jak pan zareagował?

Chemii między nami nie było.

I tyle? Nie odwołał go pan?

Był opór polityczny. Przewodniczący Rady Nadzorczej Funduszu Górnośląskiego wskazany przez pana Wojciecha Kałużę blokował wprowadzenie do porządku obrad punktu dotyczącego zmiany prezesa Funduszu. Robił uniki, nie odczytywał korespondencji. A spółka akcyjna, jaką jest Fundusz, posiada duży poziom autonomii i niestety z tego korzystała wielokrotnie, żeby tych zmian nie dokonywał.

Kolejna afera dotyczy szpitala. Zwolnił pan dyrektor szpitala św. Barbary w Sosnowcu dr Alicję Cegłowską. Oficjalnie – jak pisały lokalne media - za ustawienie przetargu na obsługę prawną szpitala. Zgadza się?

Była taka historia. Dotarła do nas informacja o nieprawidłowościach, wysłałem tam zespół kontrolny, który potwierdził, że mogło dojść do próby ustawienia przetargu. Nie mogę nie wierzyć swoim dyrektorom i rekomendacjom, że trzeba było się rozstać z panią dyrektor. Uznałem, że jeśli pojawi się choć cień, to się żegnam. Nie chodzi o to, żeby czekać na wyrok sądu, tym bardziej, że uznaliśmy wyjaśnienia pani dyrektor za nielogicznie. Nie było innego wyjścia.

Ta sprawa to też był konflikt polityczny w Prawie i Sprawiedliwości z ludźmi z Zagłębia. Kuriozalny. Sporo zdrowia mnie to kosztowało, bo jeszcze wtedy wierzyłem w ideały PiS. Zamiast przeprosić, że rekomendowali do pracy na czele szpitala osobę, której doświadczenie do kierowania szpitalem było wątpliwe…

Nikt nie zamierzał przepraszać. Poseł PiS Ewa Malik napisała do Pana petycję o przywrócenie Alicji Cegłowskiej. Podpisał się pod nią … pana ówczesny zastępca wicemarszałek Dariusz Starzycki, który był odpowiedzialny za sprawy zdrowotne. Jak to jest możliwe?

Widać, z czym się musiałem zderzać. Czułem się jakby jakieś politbiuro w Związku Radzieckim wysyłało pisma i rekomendowało, kto ma być dyrektorem szpitala. Myślę, że na większe absurdy nie mogłem sobie pozwolić. Postawiłem sprawę na ostrzu noża i złożyłem wniosek o odebranie kompetencji ws. zdrowia mojemu zastępcy Dariuszowi Starzyckiemu. Jego postawa była kompromitująca dla całego zarządu.

To podsumujmy, miał pan troje zastępców i nazwisko każdego pada w tle poważnych afer. Izabela Domogała w związku z aferą wniosków w PFRON, człowiek Wojciecha Kałuży poleciał za aferę maseczkową, a Kałuża go bronił. Dariusz Starzycki chciał przywrócenia dyrektorki, która miała ustawiać przetargi. Kogo pan miał w tym zarządzie?

To była rekomendacja polityczna. To nie jest tak, że marszałek dobiera sobie wszystkich współpracowników. To jest szersza układanka, teraz układając nowy zarząd musiałem osiągnąć porozumienie z ruchem samorządowym "Tak! DlaPolski" i PO. A jak ten zarząd będzie pracował? Ojcem prawdy jest czas. Z wcześniejszym zarządem udało się też sporo dobrych rzeczy zrobić, ale były takie historie, o jakich rozmawiamy i to jest dla mnie mentalnie Dziki Zachód, że ja musiałem w tym siedzieć, na to patrzeć i to ukrywać.

Nie jestem typowym partyjnym działaczem, że przymknę oko dla dobra partii. Czara goryczy się przelała. Mogłem siedzieć do końca kadencji, mieć święty spokój, dostać miejsce na listach, ale z tego zrezygnowałem. Odszedłem z partii i już nigdy do żadnej partii nie przystąpię.

Politycy PiS kazali panu kryć łamanie prawa, tuszować nieprawidłowości?

Nie, takie stwierdzenia ani sugestie nigdy nie padły. Mówili tylko o trwaniu koalicji.

No ale to pan mówi o podkładaniu świń i dość poważnych nieprawidłowościach. O aferach zawiadamia się prokuraturę, a nie - centralę partii.

Prokuratura na wniosek CBA prowadzi śledztwo w sprawie Funduszu Górnośląskiego. Czekamy na przekazanie ostatecznej wersji protokołu z Funduszu. Będziemy się z nim zapoznawać i deklaruję, że będziemy współpracować z prokuraturą, przekażemy dokumenty, jeśli będą potrzebne.

A w innych sprawach nie widział pan potrzeby zawiadomienia prokuratury?

To są nieprawidłowości w kategorii oceny, czy to jest przestępstwo, czy to jest świństwo. Jeżeli chodzi o sprawę zmian w szpitalu, sprawa jest w sądzie. W sprawie wniosków z PFRON trwa kontrola Najwyższej Izby Kontroli. Co do Funduszu Górnośląskiego – zmieniłem prezesa. Od mojej strony zrobiłem wszystko, co mogłem.

Jak ocenia pan pracę radnych PO?

Różnie. W każdej partii są ludzie, z którymi można dobrze współpracować, więc udawało mi się współpracować z osobami, które miały inne podejście niż polityczna rąbanka na poziomie krajowym.

W jednym z wywiadów powiedział pan o radnych PO: "Trudno mówić o modelu współpracy, nie widzę żadnych inicjatyw z ich strony, które byłyby bardzo merytoryczne. To jest próba grania na niskich instynktach politycznych".

Tak było. Jak były sesje budżetowe, a padały zarzuty dotyczące kwestii personalnych, to myślę, że merytorycznie byliśmy pogubieni. Mówiłem, co będziemy budować, a oni o tym, kogo zatrudniamy. Jeżeli ktoś próbował przenosić rozwiązania z Wiejskiej i robić tyrady polityczne, to potwierdzam te słowa.

Powiedział pan też kiedyś: "Nigdy nie przepadałem za Platformą Obywatelską". Dalej pan nie przepada?

Prawda. Nie przepadałem za Platformą, bo byłem w Prawie i Sprawiedliwości, ale widzę, że PiS zboczyło ze swoich ideałów. To jest inna partia niż ta do której wstępowałem.

Dzisiaj Platforma ma inny model, pokazuje się jako środowisko bardziej wolnościowe, gdzie różne osoby mogą się wypowiadać i nie ma presji środowiskowej. Uważam, że to lepsze podejście niż centralistyczne zarządzanie, które w PiS jest cechą nadrzędną. Platforma z samorządami współpracuje, a PiS samorządów nie do końca ceni i nie wykorzystuje ich potencjału.

W pewnych sprawach mam swoje opinie, a oni swoje, ale to nie są fundamentalne różnice.

No nie wiem. Napisał pan kiedyś na Twitterze "Przecież Budka to hipokryta do sześcianu". Podtrzymuje pan, że Borys Budka to hipokryta do sześcianu?

Pan Borys Budka to nie był łatwy gracz dla mojej skromnej osoby, bo wielokrotnie wypowiadał się negatywnie na mój temat.

Ale jest hipokrytą do sześcianu czy nie?

Dajmy sobie szansę. Najważniejszy jest samorząd. Dziura na drodze to nie jest sprawa PiS czy PO.

Ucieka pan. Czy Borys Budka jest hipokrytą do sześcianu?

Chodziło mi o zupełnie inną sprawę. Kiedy sejmikiem rządziła PO w Urzędzie Marszałkowskim zatrudniona była jego żona. I co pan na to, kiedy mówimy o kumoterstwie i nepotyzmie…

Co pan chce przez to powiedzieć?

Nic nie chcę powiedzieć. Zadaję pytanie, jak to oceniać? Jego żona, która też należy do PO, obecnie jest radną w Gliwicach, a niegdyś pracowała w Urzędzie Marszałkowskim, kiedy Borys Budka był ważnym czynnikiem politycznym. Jeżeli Platforma robiła to samo co PiS to jest to dobre? Czy nie jest to hipokryzja?

Ale to jest już historia polityczna. Postanowiliśmy napisać nowy rozdział. Zobaczymy, czy ja miałem rację, czy pan Budka miał rację. To też jest twardy polityk ze Śląska. Pewne historie się wydarzyły i są jak tatuaż, nie da się ich zmyć.

Czy jest coś za co ceni pan politycznie Donalda Tuska?

Tak, jego karierę międzynarodową i funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej. Uważam to za wielki sukces, patrzę na to z podziwem. To duża sztuka, żeby w tym gronie europejskim się odnaleźć i pełnić tak ważną funkcję. Natomiast, kiedy Platforma rządziła w kraju, tych sukcesów nie widziałem. Cenię go za to, co osiągnął w Radzie Europejskiej.

To chyba od niedawna pan ceni Tuska za karierę międzynarodową…

Próbuje pan znaleźć jakieś słówko, żeby pokazać, że zmieniłem zdanie o 180 stopni.

W czerwcu podał pan na Twitterze fragment wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego w Sejmie, w którym szef rządu mówi: "Was boli i dręczy to, że ja zostawiłem za sobą złote trony i 100 lub więcej milionów złotych dla służby publicznej. A wasz lider zostawił zaszczytną funkcję premiera dla kasy w Brukseli". Rozumiem, że pan udostępniał to wystąpienie, bo ceni pan Tuska za karierę międzynarodową?

To jest doraźna polityka. Jak będziemy się trzymać tego, że zawsze to, co robi PiS jest złe, a PO dobre, albo na odwrót, to będziemy żyli w czasach PRL. Uważam, że trzeba być racjonalnym w ocenach. Uważam też, że premier Morawiecki zrobił kawał dobrej roboty dla Polski.

A ja po prostu zastanawiam się, który Jakub Chełstowski jest prawdziwy?

Polityka to racjonalna bieżąca ocena rzeczywistości. Wszyscy politycy jednego dnia mają sukcesy, innego porażki. Każda ocena ma swój czas i miejsce.

Pytam, który Jakub Chełstowski jest prawdziwy. Ten, który wręcza nagrody Jarosławowi Kaczyńskiemu i Tomaszowi Sakiewiczowi, czy ten, który teraz zarzuca prawicowym mediom pisanie bzdur? Ten który kolportuje przekaz PiS, że Tusk uciekł do Brukseli za kasę, czy ten który ceni Tuska za międzynarodową karierę?

Uważam, że na pana pytania odpowiadałem w sposób logiczny, tłumacząc dlaczego podjąłem decyzję o zmianie. Wyobraża pan sobie, że kiedy byłem w PiS powiedziałbym, że Tusk był dobrym szefem Rady Europejskiej? Przecież zostałbym zlinczowany tego samego dnia.

Niestety, politycy przekazują narrację partii, choćby po to, żeby budować zasięgi. Czy zawsze się z tym zgadzają? Nie bądźmy śmieszni. Chciałem być w polityce wyższego szczebla, a to wymaga podawania przekazu partyjnego. Nie ukrywajmy, że jest inaczej. Czy w PO są jednostki, które potrafią powiedzieć, że PiS coś robi dobrze? Też nie. Partia jest jak wojsko. Trzeba wykonywać polecenie dowódcy, bo za to ponosi się konsekwencje. Miałem już dosyć. Wolę móc spojrzeć sobie w twarz.

Rozmawiał Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1407)