Jakie drzwi otwiera hasło: "chrześnica marszałka"?
Rodzice stają na głowie, by dzieciom zapewnić dobrą opiekę. Ale nawet, jeśli jeszcze przed ich narodzinami zaczną szukać miejsca w przedszkolu, nie mają gwarancji, że je znajdą. Fakt postanowił sprawdzić, czy takie problemy mają pociechy ze wszystkich rodzin. Wcale nie! Niektórzy rodzice o miejsce w przedszkolu nie muszą się martwić, bo mają... odpowiednich krewnych. Jak brzmi hasło, które otwiera drzwi do nawet najbardziej zatłoczonych placówek w Polsce? Zapamiętajcie: "chrześnica marszałka"!
10.02.2011 | aktual.: 10.02.2011 09:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tusk wystraszył dziewczynkę!
Hasło-klucz zadziałało bez pudła w przedszkolu w Płocku, gdzie w zeszłym roku odrzucono podania od rodziców 70 dzieci. Gdy tam zadzwoniliśmy, szukając miejsca dla chrześnicy włodarza, pani dyrektor zadziałała błyskawicznie. Skrzętnie zanotowała nazwisko i podała nawet telefon komórkowy do siebie, by dzwonić do niej w razie problemów.
A jak mają ci spoza „rodziny” marszałka? Tylko rodzice 5 i 6-latków mogą spać spokojnie – ich dzieci na pewno się dostaną do przedszkola, bo to dla nich ostatnia szansa na uniknięcie szoku z powodu trafienia wprost z podwórkowej piaskownicy do szkolnej ławki. – Dla starszych dzieci miejsce jest gwarantowane, bo trzeba je przygotować do nauki w szkole. Dla 3 i 4-latków już nie ma pewnych miejsc, bo brakuje pieniędzy – mówi poseł Marek Łatas (51 l.) z PiS, członek sejmowej komisji edukacji.
O miejsca dla tych młodszych trzeba więc walczyć. A sprawa łatwa nie jest – maluchów jest więcej niż miejsc w publicznych przedszkolach. A te prywatne, choć kuszą nauką języków, wycieczkami czy spotkaniami z aktorami, są drogie – np. w Warszawie za miesiąc płaci się 1400 zł, w Łodzi 900 zł. Różnica jest więc kolosalna, bo państwowa placówka to wydatek średnio ok. 300 zł.
Rodzice nie mają łatwego zadania. – Musiałam pukać od drzwi do drzwi. Gdy już zwolniło się miejsce, czekało mnie załatwianie formalności. Bałam się, że jeśli spóźnię się ze złożeniem papierów, miejsce przepadnie – opowiada Agnieszka Warmuz-Tybała (31 l.), mama Nadii (3,5 l.) z Krakowa. Ale jak widać, tych problemów nie mają osoby, których krewni czy znajomi zajmują ważne stanowiska.
– Załatwianie miejsca w przedszkolu po znajomości to zjawisko powszechne i patologiczne jednocześnie. Ministerstwo musi znaleźć dodatkowe pieniądze na edukację przedszkolną. Jeżeli nie, to kolejne przedszkola będą zamykane, a kolejka do istniejących się wydłuży – ostrzega poseł Łatas.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Balcerowicz: Prywatyzacja to nie prywata