Jaka jest dzisiejsza Ukraina?
Zdarzyło mi się ostatnio spędzić parę dni w Charkowie. Byłem tam też ponad rok temu i widzę postęp: jeszcze więcej samochodów (co niestety przekłada się na więcej korków), ogólnie na ulicach ludzie chyba nieco lepiej ubrani. Ale to przecież tylko wrażenia z parodniowego pobytu i jak każde wrażenia mogą być mylne. Bo muszę też pamiętać o tym, co mówił mi taksówkarz w powrotnej drodze na lotnisko: że wciąż jest kiepsko, że władza ciągnie do siebie, że tylko bogatym dobrze, że jego zdaniem Ukraina jest 10 lat wstecz wobec Polski (co i tak nie byłoby źle). Jaka jest więc dzisiejsza Ukraina?
15.11.2007 | aktual.: 15.11.2007 09:35
Przede wszystkim pamiętać musimy, że wciąż bardzo różna na wschodzie i na zachodzie. A Charków to wschód – bardziej podlegający rosyjskim wpływom i bardziej "zsowietyzowany" przez kilkadziesiąt lat. Dlatego też szczególnie należy doceniać wyrażane też tam europejsko-unijne aspiracje. Zarazem jednak koledzy z tamtejszego uniwersytetu są realistycznie świadomi dystansu, jaki dzieli dzisiejszą Ukrainę od unijnych standardów. Nie jest jednak dla mnie całkiem jasne, na ile kraj ten ów dystans łatwo będzie nadrabiał. Zwykle zakładamy, że Ukraina posuwa się po linii prostej, z problemami, ale jednak ku „Zachodowi”, że model jest jeden i że jest nim rynek i demokracja.
Pomijając już rozmaite warianty tego rynku i demokracji na samym Zachodzie, nie możemy być pewni, że Ukraina – i to jako całe państwo, ze swoim wschodem i zachodem - idzie po tej jednolitej linii. Niektórzy komentatorzy zinterpretowali słynną „pomarańczową rewolucję” na kijowskim Majdanie jako sygnał tworzącego się społeczeństwa obywatelskiego. Chyba za wcześnie. Takie procesy trwają długo. Ukraina niewątpliwie gdzieś idzie, ale czy ku Zachodowi - tego nie wiemy.
Muszę powiedzieć, że niepewność ta we mnie wzrosła, gdy na jednym z seminariów zadano mi pytanie, jakie uczucia budzi we mnie rewolucja październikowa, której rocznica właśnie wtedy była. Zbaraniałem i po chwili odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że żadne, a lata 1917-18 w Polsce kojarzą się raczej z odrodzeniem kraju po zaborach. Nie wiem, czy ta odpowiedź spotkała sie z pełnym zrozumieniem. Nie wiem, bo Charków to miasto, w którym na ogromnym placu (podobno drugim co do wielkości na świecie po słynnym Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie) stoi też ogromny pomnik Lenina. I podobno ewentualne plany przebudowy tego placu spotkałyby się z protestami mieszkańców – tak mi mówiono.
Nie zdajemy sobie bowiem sprawy, jak głęboko wsiąknięte kulturowo w tamtejsze społeczeństwo jest dziedzictwo komunizmu, systemu, który przecież nigdy jednoznacznie i wprost nie został tam potępiony i odrzucony. To dziedzictwo, w którym rewolucja jest wciąż elementem własnej, a wcale nie narzuconej historii, Lenin jest bohaterem, a z Rosją trzeba się przyjaźnić, bo – jak powtórzył to parokrotnie wspomniany taksówkarz: „Putin mołodiec!”. I kiedy dowiózł mnie już na lotnisko, to celnik grzecznym tonem spytał mnie: „Towariszcz Rychard, co tam macie do oclenia?”. Zwrot „towariszcz” był dla niego po prostu naturalnym zwrotem grzecznościowym. Gdy rozpoczęła się rozmowa po rosyjsku na temat tego, że nic nie mam i gdy w pewnym momencie zabrało mi słów w moim skąpym rosyjskim zasobie, bezwiednie przeszedłem na angielski. Wtedy celnik prześwidrował mnie wzrokiem, jakiego już od blisko dwudziestu lat na szczęście nie pamiętam z Polski i powiedział: a przecież mówiliście, że znacie rosyjski, to dlaczego mówicie po
angielsku? Już prawie wchodziłem w absurdalną sytuację, chcąc się tłumaczyć, ale szczęśliwie odpuścił tę sprzeczność w moich zeznaniach.
Moje z pewnością powierzchowne wrażenia prowadzą do wniosku, że kierunek ukraińskiej transformacji nie jest przesądzony do końca. Ale czemu tu się dziwić, skoro, jak donosi „Guardian”, ponad jedna piąta Niemców chciałaby odbudowy Muru Berlińskiego, a 73% Niemców ze wschodu uważa, że socjalizm był co do zasady dobrą ideą, tyle że źle wprowadzoną. Dziedzictwo komunizmu obecne jest jak widać nie tylko na wschód od nas, a i u nas też pewnie by się znalazło.
Prof. Andrzej Rychard specjalnie dla Wirtualnej Polski