Jak zostać polityczną gwiazdą w wakacje?
Czy sezon ogórkowy to dla młodych polityków dobry moment, by się przebić? Można spróbować, ale zdaniem nieco bardziej doświadczonych, lepiej nie czekać na próżno, bo przy obecnym tempie życia sezon ogórkowy nie istnieje. Lepiej przynieść do sejmu świnię i powiedzieć, że to krowa. Rozgłos gwarantowany.
Według Tadeusza Iwińskiego (SLD) czasy sezonów ogórkowych minęły. Niby wakacje, a przed nami wybór przewodniczącego PO, budżet, zbieranie podpisów w sprawie odwołania prezydentów miast... Świat się zmienił i ludzie stali się bardziej niecierpliwi. Nie ma sezonu ogórkowego! Czy to oznacza, że idziemy w kierunku pędu 24h, tak jak w Moskwie, gdzie wszystko jest "czynne" całą dobę, nawet politycy? - Raczej tak - zgadza się Stanisław Żelichowski (PSL). Trochę marudzi, że zadzwoniłam, bo nie może opędzić się od telefonów. - Nie ma żadnego sezonu ogórkowego i media w tym nie pomagają - mówi stanowczo. - Wciąż ktoś prosi o komentarz, najlepiej ostry, a już byłoby super pojawić w studiu zacząć się kłócić - narzeka. Trochę kokieteryjnie dodaje, że media przekonały się, że bez polityków nie mogą żyć, zwłaszcza pasma dwudziestoczterogodzinne. - To będzie niepopularne, ale chyba popełniliśmy błąd przy rozdziale koncesji, bo stacje nie powinny ścigać się o to, kto komu bardziej dokopie. A muszą z czegoś żyć i to 24
godziny na dobę! - wzdycha poseł. Żelichowski chyba trochę tęskni za czasami sezonów ogórkowych, kiedy względny spokój był gwarantowany. Niemniej jednak ma świadomość, że to już nie wróci.
Analogicznie do sezonu ogórkowego pojawiały się pewne luki, które skrzętnie niektórzy potrafili wykorzystywać. Żelichowski przypomina partię "Ruch Odbudowy Polski" Jana Olszewskiego, która organizowała konferencje zawsze w niedzielę. W związku z nieobecnością pozostałych, byli jedyni w mediach. Teraz są inne sposoby. - Np. Solidarna Polska porobiła sobie takie szyldy, że głów nie widać - wyśmiewa plakietki partyjne SP. - Ale każdy orze jak może - śmieje się poseł.
Obecnie sezon ogórkowy występuje cyklicznie w tzw. tygodniach niesejmowych. Łatwiej zaistnieć, kiedy nie ma obrad sejmu. Teoretycznie, bo jak uszczypliwie zauważa Żelichowski, grupa "chętnych" polityków krąży wokół dziennikarzy, ale ci nic sobie z tego nie robią. - A oni specjalnie przyjeżdżają do Warszawy, przechadzają się po korytarzach, czekają, i nic - mówi. - Po butach tych posłów widać, że ziemia jest okrągłą, bo po tych przebytych kilometrach wokół stolika dziennikarskiego, zelówki ścierają się według jednej zasady - żartuje, ale od razu dodaje otuchy, bo jak zauważa: na bezrybiu i rak ryba!
I rzeczywiście. Poseł PiS Marcin Mastalerek przyznaje, że w poprzednim roku wakacyjna aktywność przydała się. Trafiła mu się wówczas gratka, bo wybuchła afera Amber Gold. Poseł nie zaprzecza, że na tym skorzystał. - Jakoś zaistniałem. Oczywiste jest, że kiedy wyjeżdżają politycy z pierwszych stron gazet, jak Błaszczak, Brudziński czy Hofman, to można się przebić i pokazać kierownictwu swoja wartość - mówi Mastalerek. W tym roku jednak odpuszcza. Czeka na ślub i wesele, a potem podróż poślubną i nie zamierza w tym czasie nawet zerkać, co w polityce piszczy, nawet jeśli miałoby właśnie chodzić o samego Mastalerka. Szacunek panie pośle i oczywiste gratulacje, bądź co bądź trzeba mieć w życiu priorytety.
To na kogo teraz pora? Ostatnio coraz więcej widać posła SP Tomasza Górskiego, może on ma ambitny plan? Wprawdzie jest już posłem trzecią kadencję, ale może właśnie nadszedł ten czas? - Nidy nie starałem się, żeby przebijać się na skalę ogólnopolską, a to że mnie teraz bardziej widać, to przychodzi naturalnie - tłumaczy poseł. Aha. Przyznaje, że łatwiej przebić się w małym ugrupowaniu. - Staramy wyrażać nasze poglądy bardzo głośno, żeby całe ugrupowanie mogło się medialnie przebić - mówi, więc może stąd te "plakiety". Zdaniem posła sezon ogórkowy wcale nie przeminął. Przypomina, że zaledwie dwa lata temu to właśnie w tym czasie zabłysnął obecny rzecznik PiS-u Adam Hofman.
Kto ma podobne aspiracje i będzie szukać swojej szansy w sezonie 2013? Słuchy chodzą o Andrzeju Romanku (SP), Jacku Najderze (RP), Andrzeju Dąbrowskim (PSl) i Maksie Kraczkowskim (PiS). Pytam ostatniego, co pan szykuje? - Zamierzam pouczyć się języków, ukraińskiego i rosyjskiego - odpowiada niewinnie. Więc nie będzie pan sejmowym dyżurnym? - W żadnym wypadku. Jest tak duża konkurencja jeśli chodzi o krążących wokół stolika dziennikarskiego, że nigdy nie pomyślałbym o podjęci rękawicy - mówi skromnie.
Jednak korytarze lśnią, polerka działa, więc kto w końcu do tego się dokłada, kto się przyzna? Niejednoznacznie ale jednak. W pogotowiu będzie warszawski poseł PO Michał Szczerba. - To okres, kiedy warto komunikować swoje inicjatywy, zwłaszcza, że "znane twarze" wyjechały na wakacje - mówi Szczerba. 25-letni poseł RP Michał Kabaciński przestrzega jednak, że sezon wakacyjny nie wystarcza. Trzeba naprawdę dać się zauważyć, a Szczerba z gruntu zaznacza, że nie zamierza szokować, więc nie będzie miał łatwego zadania. Kabaciński przypomina jak Patryk Jaki (SP) niezależnie od sezonu dał się zapamiętać trwale, a wystarczyło przynieść coś, co nie było tym czymś, czym poseł myślał, że jest. Chodzi oczywiście o pluskwę, która okazała się być karaluchem, czego nie omieszkał wytknąć mu specjalista od owadów Stefan Niesiołowski. Zdaniem Kabacińskiego gwiazdą tego sezonu może być ten, kto przebije Patryka Jakiego. Czyli co zrobi, może przyniesie świnię, a powie, że to krowa? - To byłoby mocne, żółty pasek na ekranie TV
gwarantowany - śmieje się poseł. Czyli przebić się można, pytanie tylko, czy rzeczywiście istotą rzeczy jest przysłowie, że nieważne co o tobie mówią, ważne że mówią. Posłowie, miejcie to na uwadze!
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska