Jak wykurzyć lokatora
Andrzej Kulik razem z żoną i córką od 13 lat mieszka w budynku przy ul. Korczaka 34 w Katowicach. Mieszkanie otrzymał jako zakładowe, kiedy pracował w katowickim Przedsiębiorstwie Remontowo-Budowlanym Przemysłu Węglowego. Po ogłoszeniu upadłości zakładu, najemcy zostali razem z mieszkaniami sprzedani prywatnemu właścicielowi - pisze "Dziennik Zachodni".
23.06.2005 | aktual.: 23.06.2005 08:39
"Przez pięć lat nie otrzymałem nowej umowy najmu, ani wypowiedzenia dotychczasowej. Czynsz za mieszkanie wpłacałem regularnie na konto właściciela - Cezarego Buczka" - twierdzi Andrzej Kulik. "W ubiegłym roku konto się zmieniło, bo administrację przejęło Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe VIP pani Pauliny Buczek z siedzibą w Sosnowcu" - informuje gazetę.
14 maja czytelnik "Dziennika Zachodniego" znalazł naklejoną na drzwiach wejściowych do mieszkania kartkę z informacją, że w ciągu trzech najbliższych dni - w obecności przedstawicieli administracji - w jego mieszkaniu zostanie wymieniony zamek. Był też numer telefonu nowego "współlokatora". W rozmowie telefonicznej dowiedział się, że do lokalu, który zajmuje, został "domeldowany" na roczny pobyt Łukasz Ś. Potwierdził to Wydział Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta w Katowicach - podaje dziennik.
"Nikt mnie o tym wcześniej nie poinformował. Tymczasem ten obcy mężczyzna zaczął się domagać ode mnie wpuszczenia go do mieszkania i udostępnienia jednego pokoju" - relacjonuje pan Andrzej. "Wezwaliśmy policję. Jednak po przybyciu właścicieli, oświadczyli nam, że następnym razem będziemy musieli tego pana wpuścić, bo ma prawo tu mieszkać" - mówi "Dziennikowi Zachodniemu".
Kulik twierdzi, że w ten sposób właściciele budynku chcą go zmusić do opuszczenia mieszkania. Podobnie mieli postąpić wcześniej z kilkoma innymi lokatorami. Katowicki Urząd Miasta potwierdził, że Łukasz Ś. był kilka razy zameldowany czasowo w różnych mieszkaniach w tym samym budynku. Łukasz Ś. tłumaczy właścicieli lokalu, którzy postanowili podpisać z nim umowę najmu, zamiast zakładać sprawę o eksmisję: postępowanie w sądzie trwa dwa lata i wiąże się ze znacznymi kosztami - czytamy w "Dzienniku Zachodnim".(PAP)