Jak wychodzimy na integracji
Czy jeszcze pamiętamy, czym straszyli nas przeciwnicy akcesji z Unią Europejską? Jeśli nie, to przypomnijmy: krzyczeli, że Polska - czyli każdy z nas - wyjdzie na integracji, jak Biała Podlaska na Toyu. Czy mieli rację? - zastanawia się Jarosław Makowski w "Tygodniku Powszechnym".
04.08.2004 09:33
Prorocy złej nowiny wieszczyli, że zaraz po 1 maja pojawią się w Polsce pazerni Niemcy i Holendrzy, którzy zaczną wykupywać ojczyste ziemie. Sklepy miały uginać się od przeterminowanej żywności, sprowadzonej z przepełnionych magazynów Europy Zachodniej. Ostateczny cios miał zostać zadany polskim chłopom, przyciśniętym do muru konkurencją z zachodnimi farmerami. Drobny przemysł z kolei miała przechwycić europejska finansjera.
Zgoda naszego rządu na projekt Konstytucji europejskiej nie zawierającej odwołania do Boga miała zaś rozpocząć nie tylko programowy proces sekularyzacji katolickiego narodu, ale zachwiać kanonem podstawowych wartości Starego Kontynentu. Słowem: 1 maja mieliśmy się obudzić w kraju, gdzie życie stało się koszmarem.
O tym, że nic takiego się nie stało, przekonywać nie trzeba. Ale powiedzieć, że akcesja spłynęła po Polakach jak woda po kaczce, to także nieprawda. Zmieniła się nie tylko optyka myślenia politycznego, ale również zawartość naszych portfeli i mentalność. Jakie zatem były owe symboliczne 100 dni naszego członkostwa?
Co by rzec, były ciekawe. A nic tak nie nadaje życiu smaku, jak świadomość, że w ciekawych czasach człowiek żyje.