Jak przeprowadzić integrację uchodźców. Niemcy nadal szukają recepty© Getty Images | Alexander Koerner

Jak przeprowadzić integrację uchodźców. Niemcy nadal szukają recepty

15 lutego 2019

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Puzzle "niemieckiego porządku" rozsypały się wraz z masowym napływem migrantów. Jak poukładać je na nowo, gdy "w pudełku" jest tak wiele kultur, religii i obyczajów? Rebecca Sommer, szefowa "Inicjatywy u podstaw" uważa, że prawdziwa dyskusja dopiero przed Niemcami.

Od dziesięcioleci Niemcy są "państwem migracyjnym”. Dla dużej części migrantów i osób ubiegających się o azyl to kraj docelowy, w którym chcą pozostać na stałe. Ze względu na różnorodność kultur, obyczajów i religii przenikających wraz z nimi na terytorium Niemiec, pojawiły się nowe wyzwania, z którymi zmierzyć muszą się nie tylko politycy i urzędnicy, ale również przeciętni obywatele.

Apogeum napływu uchodźców przypadło na rok 2015. To wtedy rząd kanclerz Angeli Merkel zdecydował o otwarciu granic. W efekcie u naszych zachodnich sąsiadów pojawiło się w krótkim czasie ponad milion imigrantów, przeważnie z Bliskiego Wchodu i Afryki.

Przytłaczająca większość z nich nie znała niemieckiego. Dlatego niezbędne było utworzenie programu kursów językowych dla dorosłych oraz umieszczenie dzieci znajdujących się w ośrodkach dla uchodźców w odpowiednich szkołach.

Nie ułatwiło to oczywiście pracy już przeciążonym nauczycielom, a problemy wynikające z różnic kulturowych zaczęły się pojawiać w coraz to nowych obszarach życia społecznego. Politycy oraz media głównego nurtu niechętnie przyznają, że problem rzeczywiście istnieje.

Większość przypadków przedstawiana jest jako jednostkowe incydenty, które nie wynikają z żadnej wspólnej przyczyny i nie dają się ze sobą powiązać.

Wywiad, od którego wszystko się zaczęło

Innego zdania są członkowie grupy "Inicjatywa u podstaw” (Initiative an der Basis), którzy pracują zawodowo lub w ramach wolontariatu z uchodźcami i migrantami.

Inicjatywa powstała na początku 2018 roku, a bodźcem do jej powstania był wywiad przeprowadzony z Rebeccą Sommer przez platformę Euroislam.

Rozmowa z byłą doradczynią działającą przy Organizacji Narodów Zjednoczonych i przewodniczącą grupie wsparcia uchodźców AG Flucht + Menschenrechte wzbudził kontrowersje, ale również, a może przede wszystkim ogromne zainteresowanie. Już następnego przekłady pojawiły się w Niemczech, Włoszech i Austrii, a nawet Rosji.

- Zaczęło się ze mną kontaktować wiele osób, które z racji wykonywanej pracy mają kontakt z imigrantami. Wśród dzwoniących byli również bardziej krytyczni migranci – mówi Rebeccą Sommer. - Niektórzy dziękowali i cieszyli się, że miałam odwagę mówić jasno o tych sprawach, inni szukali pomocy, ponieważ czuli się osamotnieni ze swoimi doświadczeniami. Rodzice córek, które zostały zamordowane przez migrantów, żałowali, że nie przeczytali wcześniej wywiadu, ponieważ być może wtedy udałoby im się uratować swoje dzieci. Podobnie, jak Marianne z Fryburga, której córka i wnuk zostali brutalnie zamordowani przez algierskiego "uchodźcę" po tym, jak kobieta próbowała zakończyć z nim związek. Typowe zabójstwo honorowe, ale sądownictwo nadal klasyfikuje je jako zwykłą przemoc w rodzinie.

To zainteresowanie tematyką związaną z migrantami zmotywowało Rebeccę Sommer do założenia grupy, w której mogliby się wypowiedzieć wszyscy mający doświadczenia w tym temacie. Jak mówi założycielka, razem są "silniejsi i nie można ich już tak łatwo zignorować".

Sommer od dłuższego czasu próbowała zainteresować media doświadczeniami swoimi i swoich kolegów i wziąć udział w politycznej debacie, jednak jak twierdzi, "był i jest to wciąż temat niewygodny".

- To naprawdę wstyd, że konieczne było opublikowanie naszych historii, tak przecież ważnych dla Niemiec, na zagranicznym portalu, żeby przebiły się u nas do publicznej świadomości. To pokazuje, w jakiej rzeczywistości tutaj żyjemy: politycy zamiatając problemy pod dywan udają, że te nie istnieją – mówi Rebecca Sommer.

Wśród aktywistów są ludzie, którzy bezpośrednio odczuwają skutki imigracji i doświadczają ich w codziennej praktyce (pochodzą nie tylko z Niemiec, ale również z Polski, Włoch, Szwecji czy Danii) . Z tego powodu – jak mówią - doskonale potrafią rozróżnić, co wzbogaca i wzmacnia demokratyczne, liberalne społeczeństwo, a co może stanowić dla niego zagrożenie.

"Mamy obowiązek rozmawiać o imigrantach"

Jedynym warunkiem przystąpienia do inicjatywy jest ich faktyczne doświadczenie w pracy z uchodźcami lub migrantami. Niektórzy występują otwarcie pod swoimi nazwiskami, inni chcą pozostać anonimowi. Dlaczego? Obawiają się utraty pracy i ewentualnych problemów z przyjaciółmi lub sąsiadami.

- Ta presja społeczna "na poprawność" jest przerażająca. To mi przypomina czasy systemów totalitarnych – ocenia Sommer. - Nigdy bym nie pomyślała, że Niemcy w ciągu zaledwie trzech-czterech lat, równolegle z kryzysem migracyjnym, zaczną się rozwijać w tym kierunku.

Członkowie grupy uważają, że jako obywatele swoich krajów mają wręcz obowiązek zbierania materiałów i dowodów, które posłużą w merytorycznej dyskusji o imigrantach oraz do opracowania możliwych środków zaradczych.

- Fakt, że pochodzimy z różnych krajów oraz różnych krajów związkowych w Niemczech, daje nam możliwość poznania ogromnych różnic istniejących między nimi pod względem orientacji politycznej, systemu edukacji i interpretacji prawa. Dzięki temu wiemy też, jak poszczególne kraje federalne radzą sobie z interpretacją prawa i stosowaniem przepisów w odniesieniu do uchodźców i migrantów – wskazuje Rebecca Sommer.

Ludzie inicjatywy, pytani o swoje doświadczenia, opowiadają różne historie. Oczywiście sytuacje, które obserwują lub których doświadczają, są różne dla każdego z nich. W odróżnieniu od polityków dostrzegają w nich jednak wspólne cechy i schematy, szczególnie w przypadku uchodźców i migrantów ze społeczności etniczno-plemiennych i muzułmańskich.

- Słyszymy wiele szokujących historii. Do inicjatywy należą dwie siostry (uchodźcy), które jeszcze w Syrii, jako 13-14- letnie dzieci, zostały przymusowo wydane za mąż. Jak opisują, rodzina wywierała na nie ogromną presją psychiczną, zmuszając je do tego kroku. Małżeństwo było dla nich piekłem. Bito je i maltretowano na różne sposoby. Mąż Fatimy był dżihadystą i przybył do Niemiec z falą uchodźców. Ona została wtedy wysłana wraz z jego rodziną do Libanu, gdzie była przez nich traktowana jak niewolnica – opisuje Sommer. - Kobiety skorzystały z okazji uwolnienia się od oprawców, gdy tylko obaj mężczyźni sprowadzili je do Niemiec. Obecnie przebywają w berlińskim schronisku dla ofiar przemocy domowej.

Rebecca Sommer wskazuje, że dopóki siostry pozostawały w swoim kręgu kulturowym, rodzina zmuszała je do pozostawania z mężami, aby "nie przyniosły hańby rodzinie".

- Rehab, siostra Fatimy, jest zła i rozczarowana, zarówno swoimi krewnymi, jak i islamem, dlatego postanowiła zdjąć chustę. Według jej słów rodzina i religia wniosły do jej życia tylko cierpienie, ból, krew i łzy, dlatego wyrzeka się obu – kontynuuje Rebecca Sommer. - Historia Fatimy jest jeszcze bardziej tragiczna. Po tym, jak opuściła męża, ich dzieci zostały uprowadzone przez niego z Niemiec do Libanu, gdzie są wychowywane na dżihadystów w radykalnej islamistycznej indoktrynacji. Fatima wciąż jeszcze nosi chustę, chociaż - podobnie jak siostra - ma zamiar ją odrzucić. Zapytana, dlaczego zasłania włosy, odpowiada że "boi się, iż mąż mógłby ją za to zabić". Mimo, że mężczyzna nie ma już pozwolenia na wjazd do Niemiec ze swoim paszportem – nie otrzymał prawa do azylu - zdarza się przecież codziennie, że ludzie z fałszywymi dokumentami lub nawet bez nich, są wpuszczani na teren Niemiec. To już samo w sobie jest po prostu niewiarygodne.

W świecie haram i halal

Członkowie grupy podkreślają także, że coraz częściej mają do czynienia z imigrantami pochodzącymi ze ściśle religijnych i patriarchalnych struktur, które sprzeciwiają się zachodniemu systemowi wartości. Jednocześnie dostrzegają postępującą islamizację muzułmanów już mieszkających w Niemczech. Następuje to we wszystkich pokoleniach, ale w sposób szczególny dotyczy dzieci, młodzieży i młodszych dorosłych. Ponadto osoby związane z inicjatywą widzą radykalizację, szczególnie wśród młodych muzułmanów, którzy często stawiają prawo szariatu ponad niemieckie prawo.

Dużą rolę odgrywają tu konserwatywne stowarzyszenia islamskie, kontrolowane i finansowane z zagranicy meczety i szkoły koraniczne, a także - coraz intensywniej - grupy salafistyczne. Ponadto wzrasta zauważalnie wzajemny nacisk i kontrola, której podlegają muzułmańskie dzieci już w przedszkolach oraz młodzież i młodzi dorośli w szkołach.

W ostatnich latach przybywa także systematycznie muzułmańskich przedszkoli, w których najmłodsi narażeni są na indoktrynację islamską i przyswajanie zawartych w niej wzorców, a tym samym wyrastają w anty świeckiej kulturze dzielącej świat na haram i halal (nieczyste i czyste).

Ludzie z "Inicjatywy u podstaw" są także osobiście świadkami i ofiarami: antysemityzmu, homofobii i mizoginii oraz rasizmu wynikającego z ortodoksyjno-islamskich przekonać między innymi pogardy dla "niewiernych".

W tym kontekście członkowie grupy zauważają również wzrastający religijno-kulturowy rasizm skierowany przeciwko ludziom zorientowanym na wartości zachodnie - bez znaczenia Niemcom, czy innym Europejczykom.

Niepokojący obraz malują również policjanci, prokuratorzy lub sędziowie wchodzący w skład inicjatywy. Zauważają szczególny wzrost ataków na kobiety, w tym o charakterze seksualnym.

- Uważamy, że nowe zjawisko gwałtów zbiorowych należy rozumieć jako atak na nasz wolny, demokratyczny porządek społeczny. Zazwyczaj klasyfikowane są one jako "przestępstwo seksualne", ale stoi za tym zamiar psychologicznego zniszczenia ofiary, która jest tutaj przedstawicielem naszych wartości i norm moralnych oraz naszego liberalnego sposobu życia, odrzucanych przez sprawców– mówi Rebecca Sommer. - Domagamy się w związku z tym zjawiskiem wypracowania nazwy dla nowego rodzaju przestępstwa, na podstawie statystyk uwzględniających religię, pochodzenie i kulturę. Wszyscy jesteśmy oburzeni, że nawet poważne przestępstwa, takie jak gwałt, zabójstwo i morderstwo, nie kończą się wydaleniem z Niemiec. Zauważamy także z niepokojem, że sędziowie w coraz większym stopniu nie wykorzystają wszystkich rozwiązań prawnych, a nawet wręcz je ignorują. Coraz częściej łagodne wyroki są ferowane w oparciu o argument różnic kulturowych między sprawcą a ofiarą. Tacy sędziowie zupełnie ignorują zasadę: „niewiedza nie chroni przed karą” – wskazuje Sommer.

Według niej ta źle pojęta tolerancja zachęca do naśladownictwa, dokonywania innych przestępstw oraz braku szacunku dla społeczeństwa i zasad panujących w Niemczech.

Osoby pracujące w wymiarze sprawiedliwości wyraźnie podkreślają brak odpowiedniego organu, w którym przestępcy, a także w szczególności potencjalni sprawcy mogliby być zgłaszani anonimowo, i które zapewniałyby anonimowość także podczas postępowania sądowego. Obecnie pozwani mają dostęp do akt oraz nazwisk i adresów osób składających skargę oraz świadków. W rezultacie wielu z nich rezygnuje ze złożenia skargi na policję.

Przymknąć oczy na wielożeństwo. To takie wygodne

Wszyscy członkowie inicjatywy regularnie stykają się również z oczywistym lekceważeniem przepisów obowiązujących w Niemczech. Przykładem są choćby mężczyźni, którzy otwarcie uprawiają wielożeństwo, na co władze lokalne patrzą przez palce. Częstym problemem jest także "pożyczanie" lub odsprzedawanie karty uchodźcy w celu sprowadzenia krewnych lub innych osób na teren Niemiec.

Uciążliwi dla systemu są także uchodźcy, którzy po odrzuceniu ich podania o azyl i dobrowolnym opuszczeniu kraju w krótkim czasie pojawiają się znowu z tym samym wnioskiem. Czasami do następnej decyzji upływa kilka lat, a całe postępowanie kosztuje niemało niemieckiego podatnika. Dodatkowo osoby ubiegające się o azyl są nierzadko lepiej zaznajomione z przepisami niemieckimi i ich lukami niż niemieccy urzędnicy. Dzieje się tak dlatego, że część opiekunów, a w szczególności tzw. przemysł azylowy doradzają im jak obchodzić i podważać niemieckie przepisy.

Nauczyciele należący do inicjatywy podkreślają, że istotne problemy można również zaobserwować w systemie edukacji. Stale rosnący odsetek obcokrajowców niebędących obywatelami Niemiec sprawił, że możliwości integracji w wielu klasach szkolnych jest fikcją. Młodzież i młodzi dorośli z Afryki i Bliskiego Wschodu często są bardzo słabo wykształceni, dlatego nie potrafią się odnaleźć w wielu przypadkach w szkołach i programach edukacyjnych. W rezultacie poziom nauczania spada, za to w szkłach rośnie poziom agresji, widoczny w rozwiązywaniu konfliktów oraz egzekwowaniu swoich interesów.

Dodatkowo coraz młodsze dzieci poszczą rytualnie, a islamskie modlitwy zakłócają lekcje. W ramadanie zdarzają się tygodnie nieobecności na podstawie zwolnień lekarskich. Co więcej, coraz młodsze dziewczęta zaczynają nosić chusty, a w niektórych szkołach rodzice zabraniają im udziału w zajęciach na pływalni lub w ogóle w zajęciach wychowania fizycznego, wycieczkach, edukacji seksualnej lub lekcjach popołudniowych.

W zależności od instytucji nauczyciele posiadają niewiele lub wręcz żadnych narzędzi do podjęcia działań przeciwko religijnej absencji lub niewłaściwemu zachowaniu w środowisku szkolnym, a wartości które próbują przekazać imigrantom trafiają do niewielkiego ich odsetka. Fakty naukowe, obowiązujące zasady, normy i prawa są odrzucane, gdy tylko przeczą islamskiemu światopoglądowi.

Członkowie inicjatywy wskazują również, że nie mogą pomóc kobietom, które chcą przestać nosić chustę lub uwolnić się od swojej rodziny, a oni sami narażają się w ten sposób na niebezpieczeństwo. Ponadto osoby prześladowane przez muzułmanów, takie jak mniejszości religijne, byli muzułmanie, muzułmańskie kobiety, które chcą opuścić swoich mężów, homoseksualiści, osoby LGBT ponownie spotykają w Niemczech swoich prześladowców i nie otrzymują żadnej pomocy od państwa. Wzrasta liczba przypadków okaleczania narządów płciowych, małżeństw dzieci i małżeństw przymusowych oraz handlu ludźmi i zabójstw honorowych.

"Nazwijmy problemy po imieniu"

Jak mówi Rebecca Sommer: - Zintegrowani migranci i uchodźcy są dla nas przewodnikiem pokazującym, jak działa integracja. A działa tylko wtedy, gdy dana osoba decyduje się na nią dobrowolnie. Jeśli tej woli brakuje, ma to swoje wyraźne konsekwencje. Uważamy, że naszym obowiązkiem jest dzielenie się doświadczeniami z pracy z uchodźcami i migrantami z naszą społecznością, politykami i mediami. Politycy wciąż nie chcą dopuścić do siebie prawdy, tymczasem pilnie potrzebujemy uczciwej i otwartej dyskusji na ten temat. Rozwiązania można opracować tylko wtedy, gdy problemy zostaną zidentyfikowane i nazwane po imieniu. Uważam, że jeśli nie tego zrobimy, istnieje niebezpieczeństwo, że nasze świeckie, liberalne wartości zostaną utracone.

Szefowa "Inicjatywy u podstaw" jest przekonana, że Niemcy potrzebują polityki integracyjnej, która postrzega migrantów nie jako kolektyw, ale jako jednostki i nie przyznaje im specjalnych praw. Nie może być także pod żadnym pozorem sprzeczna z interesami większości społeczeństwa.

Chciałbym, żeby Niemcy nauczyli się czegoś od Polaków i bardziej kochali i szanowali swój kraj! Nie znajdowalibyśmy się wtedy w tej państwowej fatamorganie, w której tkwimy obecnie – kończy Rebecca Sommer.

Źródło artykułu:euroislam.pl
imigranciuchodźcyangela merkel
Komentarze (911)