Jak polscy posłowie demokrację w Kongo krzewili
Franciszek Stefaniuk (61 l.) z PSL i Edmund
Stachowicz (57 l.) z SLD uwielbiają podróżować. Zwłaszcza za nasze
pieniądze. Posłowie wybrali się na sześciodniową wycieczkę do
Kongo. Po co? Żeby opowiedzieć władzom tego afrykańskiego kraju o
naszych przemianach politycznych - pisze "Fakt".
31.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 07:28
"Oni interesują się naszą konstytucją. I wiedzą, gdzie jest Polska" - cieszył się Stefaniuk, gdy dziennikarze gazety zadzwonili do niego do Konga. Ile wydaliśmy na szerzenie na Czarnym Lądzie wiedzy o tym, gdzie leży nasz kraj? Za sam przelot dwóch osób do Kinszasy trzeba zapłacić co najmniej 23 tys. złotych. Do tego dochodzą diety: za sześć dni każdemu z posłów należy się ok. 950 zł. A to nie koniec - podaje gazeta.
"Posłowie mogą przedstawić dodatkowe rachunki, które będziemy musieli rozliczyć" - przyznaje Stanisław Kostrzewa, dyrektor Kancelarii Sejmu. Hotele i wyżywienie sfinansowały wprawdzie władze Konga, ale to marna pociecha, bo te 25 tys. zł to wyrzucone pieniądze. Kongiem rządzi po dyktatorsku Joseph Kabila, który teraz, żeby zyskać w oczach świata, chce uchwalić konstytucję - czytamy w "Fakcie".
Mało kto wierzy w jego szczerość, chyba tylko Stefaniuk ze Stachowiczem, którzy zapewniają, że opowiadali w Kongo wszem i wobec, jak wygląda demokracja. Szkoda tylko, że musieliśmy zapłacić za to my - podatnicy - ubolewa dziennik.