Jak Osama bin Laden założył Al‑Kaidę?
Kilka tysięcy młodych Arabów, zachęcanych przez króla, wyjechało toczyć wojnę z wrogami Boga. Wśród nich był 22-letni chłopak, syn Mohammada ibn Ladena, przyjaciela saudyjskiej rodziny królewskiej. Na imię miał Osama i dopiero co skończył studia z zarządzania i przedsiębiorczości. Miał też kilka firm budowlanych, które odziedziczył po wpływowym ojcu, stadninę koni wyścigowych a na koncie kilkaset milionów dolarów.
13.09.2010 | aktual.: 02.05.2011 08:43
Czytaj również: Osama bin Laden nie żyje! Radość w USA.
Był rok 1979 i Związek Radziecki wysłał swoje wojska do Afganistanu. Tak zaczęła się historia najbardziej znanej organizacji terrorystycznej przełomu wieków, Al-Kaidy.
W czasie studiów Osama przeżył religijne odrodzenie, zaznawszy przedtem bezsensowności życia przepełnionego uciechami. Został członkiem Bractwa Muzułmańskiego, fanatycznej organizacji walczącej o czystość islamu w radykalnej wahabickiej odmianie. Pod wpływem swego mistrza, Abdullaha Jusufa Azzama, udał się do Afganistanu, dokąd arabscy władcy z Bliskiego Wschodu chętnie wysyłali młodych-gniewnych. W ten sposób pozbywali się niewygodnego problemu, który mógł zagrozić ich władzy. Na wszelkie sposoby ułatwiali wyjazd bojownikom dżihadu - mudżahedinom. Ci ostatni zyskali również poparcie USA. Walcząc przeciw Związkowi Radzieckiemu, osłabiali głównego wroga Waszyngtonu w wyścigu do dominacji nad światem.
Organizator
Niemal dwumetrowy, chudy chłopak nie miał predyspozycji do walki. Był za to świetnym organizatorem. W pakistańskim Peszawarze, niedaleko granicy z Afganistanem, otworzył ze swoim duchowym przewodnikiem punkt poboru dla ochotników z całego świata. Zbierał fundusze na prowadzenie świętej wojny, przekonywał młodych ludzi do wejścia w szeregi mudżahedinów, organizował kanały przemytu broni i pieniędzy do Afganistanu. Osama współpracował wówczas zarówno z agentami wywiadu Arabii Saudyjskiej i Pakistanu, jak i z najbardziej fanatycznymi komendantami afgańskimi Gulbuddinem Hekmatiarem i Abdulem Rasulem Sajjafem.
Oprócz pracy organizatora dżihadu Osama pomagał komendantom przy pomocy swoich firm budowlanych. Dzięki specjalistycznemu sprzętowi, dostępnemu jedynie dla zamożnych przedsiębiorstw, zbudował sieci tunelów i pieczar wydrążone w skałach w prowincji Paktija. Tam stworzono szpitale dla rannych, schrony, a także magazyny z zapasami broni. Tak powstały podziemne twierdze Tora Bora i Dżawar Cheli.
Pod koniec wojny, gdy przejął obowiązki zabitego Azzama, Ibn Laden wpadł na pomysł, by rejestrować wszystkich ochotników, którzy trafiali do jego punktu werbunkowego. Kazał im wypełniać kwestionariusze osobowe, zbierał dane o wszystkich żołnierzach muzułmańskich. Dzięki temu mógł np. wysyłać pomoc rodzinom tych, którzy zginęli. W ten sposób zdobył namiary i dane kilkuset radykalnych muzułmanów z całego świata, gotowych oddać życie za islam i dżihad. Tak właśnie powstała Al-Kaida, czyli Baza.
- Tego co przeżyłem w ciągu kilku lat w Afganistanie, nie mógłbym przeżyć wciągu stu lat gdzie indziej - mówił po latach Osama Robertowi Fiskowi, pierwszemu zachodniemu dziennikarzowi, z którym rozmawiał. Ibn Laden brał udział w walce przynajmniej raz. Jego oddział stoczył bitwę z wojskami radzieckimi pod wioską Ali Chel w prowincji Paktija. Zginęło wówczas około 500 islamskich bojowników. I, jak pisze Wojciech Jagielski, zapewne zostaliby wybici do nogi, gdyby nie to, że Rosjanom zabrakło amunicji. Ibn Ladenowi nie stało się nic. W ten sposób rodziła się jego legenda.
Zobacz również href="http://konflikty.wp.pl/gid,12655286,title,Przez-nich-zginely-tysiace-ludzi,galeria.html">galerię, kto dokonał zamachów 11 września.galerię, kto dokonał zamachów 11 września.- Nigdy nie bałem się śmierci - mówił po latach w Sudanie Fiskowi. - Przed bitwą Bóg zsyła nam sequinę, spokój. Raz byłem tylko 30 metrów od Rosjan próbujących mnie schwytać. Znajdowaliśmy się pod ostrzałem, ale ja czułem taki spokój w sercu, że zasnąłem. Widziałem jak 120-milimetrowy pocisk moździerzowy spadł przede mną i nie wybuchł - wspominał. - Pobiliśmy Związek Radziecki. Rosjanie uciekli... Czas spędzony w Afganistanie to dla mnie najważniejsze doświadczenie życiowe - opowiadał.
Gdy zakończyła się wojna, ibn Laden był zdegustowany tym, że zwycięscy mudżahedini zaczęli się kłócić i wzajemnie zabijać. Opuścił Peszawar i wrócił w rodzinne strony. Ze sobą zabrał kilkudziesięciu najwierniejszych "legionistów" oraz bezcenną kartotekę braci w walce. Osama urósł wtedy do roli przywódcy arabskich mudżahedinów.
W Arabii posiadał wciąż dobrze prosperujący interes oraz wysoko postawioną rodzinę. Podobno, gdy wojska Saddam Husajn najechały w 1990 r. Kuwejt, Osama zaproponował saudyjskiej rodzinie królewskiej, zaniepokojonej poczynaniami agresywnego sąsiada, że przy pomocy swoich ochotników wypędzi z bogatego emiratu armię iracką. Saudyjczycy postanowili jednak postawić na USA. Na Płw. Arabskim, rodzinnej ziemi proroka Mahometa wylądowało kilkaset tysięcy niewiernych. Dla ibn Ladena i wszystkich islamskich radykałów była to zniewaga i grzech. Co gorsza, popełniony przez tych, którzy mieli strzec świętych miejsc: Mekki i Medyny. Ibn Laden czuł, że władcy zdradzili islam i wszystkich muzułmanów. Otwarcie ich krytykował. Co więcej, po wyrzuceniu Saddama z Kuwejtu, Amerykanie pozostawili w Arabii kilka swoich baz wojskowych.
Osama postawił sobie cel: oczyścić świętą ziemię proroka z niewiernych i zjednoczyć podzielonych muzułmanów. Ibn Ladena wypędzono z Arabii Saudyjskiej. Wyrzekła się go rodzina, która dalej w spokoju chciała prowadzić warte miliony dolarów interesy. Szef Al-Kaidy znalazł schronienie w Sudanie. Tam budował drogi, miasta i infrastrukturę oraz obozy dla swoich kompanów. Przez zwykłych Sudańczyków traktowany był jak dobroczyńca i działacz społeczny. Dawał pracę, polepszał jakość ich życia. Amerykanie twierdzili, że w Sudanie szkoli terrorystów, którzy atakowali w 1992 roku wojska USA w Jemenie, a w 1993 przyszykowali zamach w Nowym Jorku. Furgonetka wypełniona materiałami wybuchowymi wjechała na parking podziemny pod wieżami World Trade Center. Zginęło sześć osób, a wielu zostało rannych. Złota era Al-Kaidy
Zamach w 1996 r. w Arabii Saudyjskiej, w którym zginęło 19 Amerykanów sprawił, że Waszyngton poważnie wziął się za ibn Ladena. Pod wpływem nacisków USA niedawny sojusznik i dobroczyńca musiał opuścić sudańskich przyjaciół. Al-Kaida przeniosła się do Afganistanu, gdzie władzę objęli talibowie, którym przewodził mułła Mohammed Omar. Tak zaczęła się "złota era Al-Kaidy". Stworzono obozy szkoleniowe, do których zjeżdżali dżihadyści z całego świata. Odbywali kursy, które miały im umożliwić zadawanie śmiertelnych ciosów prosto w serce "Wielkiego Szatana" - Stanów Zjednoczonych Ameryki.
7 sierpnia 1998 roku uderzyli niemal jednocześnie na dwie ambasady amerykańskie w Afryce, w Kenii i w Tanzanii. Zginęło ponad 200 osób. Al-Kaida miała wtedy wszystko, czego potrzeba organizacji terrorystycznej: pieniądze oraz zaplecze w postaci bezpiecznych terytoriów do szkolenia i odpoczynku. W owym czasie świat arabski czuł się upokorzony z powodu słabości przywódców politycznych, którzy nie potrafili zmusić Izraela do ustępstw na rzecz Palestyńczyków. Z każdym udanym zamachem wzrastało poparcie dla Bazy. To ona była siłą, która odnosiła sukcesy dla całego świata arabskiego. I tak zyskiwała rzesze nowych członków.
To któryś z nich wpadł na pomysł, by przy pomocy łodzi wypełnionej ładunkami wybuchowymi zaatakować jeden z okrętów amerykańskich, które stacjonowały w jemeńskim porcie Aden. Pierwsza próba, podjęta w styczniu 2000 roku, nie powiodła się. Przeładowana łódka zatonęła. Kolejna nastąpiła 12 października. Tym razem się udało. Bomba rozerwała kadłub amerykańskiego niszczyciela USS Cole, robiąc w burcie dziurę o średnicy kilkunastu metrów. Zginęło 17 żołnierzy USA, a wielu odniosło rany. Najgorsze chwile dla Amerykanów miały jednak dopiero nadejść.
Był wrzesień 2001 roku. Słoneczna jesień rozciągała się od Azji, przez Europę aż po Amerykę. 9. dnia miesiąca bojownicy Al-Kaidy, przebrani za arabskich reporterów, zabili jednego z głównych wrogów talibów w Afganistanie - Ahmada Szaha Massuda, Lwa Pandższiru. Massud był tadżyckim mudżahedinem, najbardziej walecznym afgańskim komendantem, który nigdy poddał się armii radzieckiej.
To on głośno ostrzegał przed niebezpieczeństwem, jaki dla świata może stanowić koalicja afgańskich talibów i Al-Kaidy. Nie pomylił się. Dwa dni po jego śmierci, 11 września o 8:46 samolot pasażerski uderzył w jedną z wież kompleksu World Trade Center w Nowym Jorku. Zaraz po nim kolejny, w drugą wieżę. Nieco później następny samolot spadł na amerykańskie ministerstwo obrony - Pentagon. Ostatnia z porwanych maszyn, dzięki akcji podjętej przez pasażerów, nie dotarła do Waszyngtonu, gdzie prawdopodobnie miała uderzyć w Biały Dom lub budynek Kongresu. Rozbiła się w Shanksville w stanie Pensylwania.
Operacja była zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Porywacze odbyli wcześniej kurs pilotowania samolotów, tak więc sami byli w stanie uderzyć w konkretny cel. Nikt jednak nie przypuszczał, że skutki będą tak straszne, że dwie potężne wieże WTC rozpadną się w pył, pochłaniając życie niemal 2700 ludzi.
Wojna z terrorem
Amerykanie, przy masowym poparciu świata, za zgodą Rady Bezpieczeństwa ONZ, zażądali od władz afgańskich wydania ibn Ladena. Gdy te odmówiły, wojska koalicji międzynarodowej zaatakowały Afganistan, by schwytać Osamę i jego głównych towarzyszy. Najważniejsi ludzie Al-Kaidy i reżimu talibów schronili się w podziemnych tunelach, niegdyś wydrążonych przez firmy Osamy. A gdy i tam pojawili się komandosi z USA, ibn Laden, mułła Omar i ich towarzysze uciekli za granicę.
Za głowę Saudyjczyka wyznaczono rekordową nagrodę. Jednak aż do tej pory pozostaje on nieuchwytny.* Nieudana operacja Amerykanów w Tora Bora tylko przysporzyła mu sławy niepokonanego czy wręcz nieśmiertelnego. Jednak wojna z terroryzmem, ogłoszona przez prezydenta Georga Busha przetrzebiła szeregi Al-Kaidy. Zniszczyła jej infrastrukturę w Afganistanie, a także jedno z głównych źródeł dochodów: produkcję i handel narkotyków. Za ibn Ladenem i jego prawą ręką, egipskim duchownym Ajmanem az-Zawahirim ruszył światowy pościg, z którego po dziś dzień nic nie wynikło. Pojawiały się kolejne informacje o tym, że poszukiwani ukrywają się gdzieś w afgańskich górach, na pakistańskim pograniczu, w Somalii, Jemenie czy Sudanie.
Szyld: Al-Kaida
Dla Osamy jedno było pewne: Bazę należało zreorganizować. Z dobrze naoliwionej, scentralizowanej machiny wojennej Al-Kaida została przekształcona w luźną koalicję mniejszych ugrupowań skupionych pod jednym szyldem. Wielkie poparcie w krajach islamskich sprawiło, że liczne mniejsze organizacje chciały uzyskać zgodę na używanie "marki" Al-Kaida. Ibn Laden chętnie na to przystał. Jemu również zależało, by pokazywać sukcesy Bazy.
Po tym jak wojska koalicji międzynarodowej najechały na Irak, to tam przeniósł się główny front walki radykalnych muzułmanów z armią amerykańskich najeźdźców. Ibn Laden udzielił patronatu i wsparcia Abu Musabie al-Zarkawiemu, który dowodził ugrupowaniem Dżamat al-Tawhid wal-dżihad, znanym lepiej jako Al-Kaida w Iraku. Al-Zarkawi zasłynął z resztą tym, iż wprowadził makabryczny zwyczaj obcinania głów zakładnikom. Potem w celach "promocyjnych" umieszczał nagrania z egzekucji w internecie.
- Tekst powstał we wrześniu 2010 roku. 1 maja Osama bin Laden został zabity w Pakistanie przez amerykańskie służby specjalne (czytaj więcej). Nowa organizacja Al-Kaidy była wielkim sukcesem. Decentralizacja i rozproszenie spowodowały rozszerzenie działań i uniemożliwiły likwidację śmiercionośnej siatki terrorystycznej. Sprawiły jednak również wielki problem założycielom Bazy. Wiele filii Al-Kaidy jedynie częściowo utożsamiało się z celami ibn Ladena. Na dodatek w świecie zachodnim drastycznie wzrosły kontrola i ochrona bezpieczeństwa, trudniej było przygotować atak wymierzony w serce wroga, USA.
Atakowano więc głównie w Iraku, Afganistanie, Indonezji. Al-Kaida ochoczo przyznawała się niemal do każdego zamachu. Pomagały jej w tym media, które upraszczały sprawę i przypisywały organizacji ibn Lagena autorstwo prawie wszystkich ataków. Coraz częściej ich ofiarami padali muzułmanie. Choć ibn Laden marzył o tym, że we wspólnocie muzułmanów - ummie - zjednoczą się również szyici, Al-Kaida w Iraku uczyniła sobie z nich specjalny cel.
Sukcesy i niespełnione marzenia
Dwa spektakularne "sukcesy" Al-Kaida odniosła na Starym Kontynencie. Zamachy z 11 marca 2004 roku w Madrycie oraz z 7 lipca 2005 roku w Londynie przeraziły Europejczyków. Skłoniły również Hiszpanów do wycofania wojsk z Iraku. W przypadku Hiszpanii zwycięstwo było pełne. Osiągnięto cel polityczny, bowiem ataki zaplanowano tuż przed wyborami. W trakcie wyrównanej kampanii hiszpańska lewica obiecywała wycofanie sił z Płw. Arabskiego, podczas gdy prawicowy rząd mówił, że trzeba zostać w Iraku. Przed zamachami przewagę w sondażach utrzymywała prawica. Jednak po ataku terrorystycznym przerażeni Hiszpanie zagłosowali na partię Jose Luisa Zapatero. Ibn Laden i az-Zawahiri mogli sobie gratulować.
W tych latach nie udało im się spełnić jednego, bodaj największego marzenia - nie zdołali zaatakować na terytorium USA.
Odrodzenie?
Wielu analityków twierdzi, że Al-Kaida jest zdziesiątkowana i niezdolna do przeprowadzenia większego ataku w świecie zachodnim. Wydarzenia ostatniego roku pokazują jednak, że siła rażenia organizacji ibn Ladena jest wciąż duża. Zaczęło się w listopadzie 2009 roku od masakry w amerykańskiej bazie wojskowej Fort Hood w Teksasie. Amerykański psychiatra, muzułmanin, pozostający pod wpływem jemeńskiego radykalnego duchownego, otworzył ogień do swoich kolegów, zabijając 13 z nich. To pokazało, że zagrożenie nie musi przylatywać do USA zza granicy, istnieje w samym środku Ameryki.
Na kolejne wydarzenie nie trzeba było długo czekać. 26 grudnia, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, tylko cudem udało się uniknąć ataku terrorystycznego. W samolocie z Amsterdamu nieudolny zamachowiec nigeryjskiego pochodzenia omal nie zdetonował ładunku wybuchowego, ukrytego w spodniach. Mężczyznę obezwładnili współpasażerowie.
Jeszcze przed Nowym Rokiem Al-Kaida i jej pakistańscy sojusznicy zabili siedmiu agentów CIA, ochroniarza i jednego cywila. Zamach był majstersztykiem. Podwójny agent, jordański szpieg współpracujący z Al-Kaidą, pojawił się na umówionym spotkaniu w bazie Chapman w prowincji Chost, we wschodnim Afganistanie. Miał mieć informacje nt. miejsca przebywania prawej ręki ibn Ladena, az-Zawahiriego. Informatora wprowadzono do sali. Dołączyli do niego agenci amerykańskiego wywiadu. Wtedy wybuchła bomba. Akcja był doskonale przygotowana. Był to jeden z największych ciosów zadanych CIA od początku istnienia agencji.
Zdaniem eksperta ds. zwalczania islamskiego terroryzmu pracującego dla jednej z polskich instytucji bezpieczeństwa, odrodzenie Al-Kaidy zaczęło się w 2006 r. Reaktywacja Bazy nastąpiła dzięki umocnieniu talibów w Afganistanie i na pograniczu afgańsko-pakistańskim. Tam Al-Kaida mogła odtworzyć swoją infrastrukturę. Organizacja ibn Ladena umocniła też swój patronat nad mniejszymi grupami z Azji Środkowej i Południowo-Wschodniej oraz otworzyła nowe ośrodki szkoleniowe w Somalii. Zdaniem polskiego specjalisty, ludzie ibn Ladena otrzymują od piratów "procent" od okupów za porwane statki.
Nadzieją Osamy ibn Ladena jest prężna Al-Kaida Płw. Arabskiego, mająca siedzibę w Jemenie. Założyciel Bazy zna osobiście wielu tutejszych komendantów. To tu szykuje się obecnie zamachy skierowane przeciw Zachodowi. Tu przygotowywał się młodzieniec, który próbował w święta Bożego Narodzenia wysadzić się na pokładzie samolotu w Detroit. Co więcej, tutejszy "oddział" koncentruje się na przygotowaniu ataków na kraje zachodnie, a nie na zabijaniu muzułmanów innych wyznań czy przemycie narkotyków i nielegalnym handlu, jak Al-Kaida Islamskiego Maghrebu.
W pokoju obok
Największą porażką ibn Ladena na przestrzeni ostatnich lat jest powolny spadek poparcia organizacji wśród samych Arabów. Jak pokazują sondaże prestiżowego międzynarodowego ośrodka badania opinii publicznej, liczba zwolenników Al-Kaidy w krajach sunnickiego islamu waha się na poziomie 10-20%. To znacznie mniej niż w roku 2001 r. o ile wielu muzułmanów zrozumiało, że w zamachach Al-Kaidy giną przede wszystkim właśnie wyznawcy Allaha.
Osama ibn Laden i jego prawa ręka Ajman az-Zawahiri pozostają jednak nieuchwytni.** I to z kolei jest ich największy sukces. Ich legenda rośnie. Uchodzą za nieśmiertelnych, chronionych przez Boga. Za dwumetrowym Osamą i jego elokwentnym egipskim współpracownikiem trwa pościg, jakiego ludzkość jeszcze nie wiedziała. Tymczasem oni wciąż są na wolności, a ich "dzieło życia" ma się coraz lepiej.
Jak mówi Bruce Riedel, autor jednej z najlepszych książek poświęconych Al-Kaidzie: nie wiemy, gdzie oni są. Przypuszczamy, że gdzieś w Pakistanie, ale tak naprawdę mogą być nawet w pokoju obok.
To jest ich największym sukcesem.
Paweł Orłowski, Wirtualna Polska
- Tekst powstał we wrześniu 2010 roku. 1 maja Osama bin Laden został zabity w Pakistanie przez amerykańskie służby specjalne (czytaj więcej).