Jak kończy się bój o dziecko
Czujemy się jak rodzice drugiej kategorii – alarmują Wirtualną Polskę ojcowie, którzy toczą walkę z matkami swoich dzieci. Byłe partnerki uniemożliwiają im kontakty z dziećmi i – jak twierdzą ojcowie – czują się bezkarne. Eksperci przyznają – prawa ojców nie są w Polsce przestrzegane.
22.08.2007 | aktual.: 17.06.2008 12:14
Kodeksy do poprawki
Tylko ok. 4% ojców uzyskuje bezpośrednią pieczę nad swoimi dziećmi po rozwodzie – wynika z danych na stronie www.wstroneojca.pl. Robert Kucharski, twórca strony, twierdzi, że istną plagą w polskim społeczeństwie jest zjawisko nieuzasadnionego ograniczania kontaktów ojca z dzieckiem po rozwodzie. Dzieje się tak pomimo, że sądy orzekają o tych kontaktach. Orzeczenia są niemożliwe do wyegzekwowania, bo nie ma takich instrumentów, które pozwalałyby ojcu kontakty realizować - przyznaje Kucharski. Zdaniem pana Roberta, utrudnianie rodzicowi kontaktów z dzieckiem, podobnie jak niepłacenie alimentów, powinno być uznane za przestępstwo. W kodeksie karnym lub rodzinnym powinny znaleźć się zapisy określające sankcję za utrudnianie kontaktów. Mogłoby to być np. ograniczenie władzy rodzicielskiej w postaci nadzoru kuratorskiego - postuluje Kucharski.
O tym, jak trudno ojcu walczyć o regularne spotkania z dzieckiem, przekonał się Krzysztof Nowakowski z Zawiercia. Od ponad dwóch lat dochodzi swoich praw przed wymiarem sprawiedliwości. Kiedyś myślałem, że takie historie dzieją się tylko w filmach - mówi Krzysztof. Niestety okazało się, że życie bywa gorsze, niż fabuła - żali się.
Siedem i pół godziny z Kubusiem
Związek Krzysztofa i Marty trwał ponad cztery lata i nic nie zapowiadało rozstania. Pracowałem jako informatyk i świetnie zarabiałem. Za gotówkę kupiłem mieszkanie. Stać nas było nawet na opiekunkę. Wychowywaliśmy dwójkę dzieci – 3-letniego Kubę i 5-letnią Kingę, z poprzedniego małżeństwa Marty - opowiada Krzysztof. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy Krzysztof dostał wypowiedzenie z pracy. Zaczęła mi wypominać, że lepszej pracy nie znajdę i nie zarobię tyle pieniędzy. Któregoś dnia wywiozła dzieci bez mojej wiedzy i oświadczyła, że się wyprowadza. Gdy skończyły mi się środki na utrzymanie rodziny na dotychczasowym poziomie, dowiedziałem się, że nie ma sensu ze mną być - mówi Krzysztof. Wtedy zaczęły się schody. Była partnerka zaczęła ograniczać mu kontakty z synem, dlatego Krzysztof złożył sprawę do sądu. Chciał, aby to jemu przyznano prawo do opieki nad dzieckiem. W tym samym czasie była partnerka złożyła wniosek o ustalenie kontaktów Krzysztofa z Kubą. Władza rodzicielska została powierzona Marcie, a mi
sędzia ustaliła spotkania dwa dni w tygodniu, i w co drugą niedzielę. Łącznie mogę się widzieć z dzieckiem średnio siedem i pół godziny w tygodniu - opowiada Krzysztof.
Choć Krzysztof miał określone godziny i dni spotkań, to, jak mówi, była partnerka nie mogła się z tym pogodzić. Zdarzało się, jeszcze przed początkiem procesu, że gdy zabrałem dziecko do swojego domu, dzwoniła na policję i mówiła, że je porwałem. Pamiętam wieczór, kiedy Kubuś miał u mnie nocować. Leżał już w piżamie i oglądał bajkę, a ja piekłem ciasto, które przygotowywaliśmy na piknik w przedszkolu. Nagle do drzwi zapukali funkcjonariusze. Kiedy weszli i poznali moją wersję wydarzeń, przeprosili za najście - opowiada ojciec. Kontakty z dzieckiem utrudniał Krzysztofowi również były mąż Marty, do którego wróciła po rozstaniu z Krzysztofem. Kiedyś czekałem na syna pod blokiem, bo miałem go odebrać od Marty. Z klatki wyszedł jej były-nowy mąż z moim dzieckiem. Kiedy pomachałem Kubusiowi, on nie pozwolił mu pójść w moją stronę. Zacząłem iść za nimi i wołać, aby oddał mi dziecko. Mężczyzna powidział do mnie: "Odwal się gościu, bo zarobisz" i zamachnął się w moją stronę. Kubuś rozpłakał się na środku ulicy -
wyznaje Krzysztof.
Siedem kuratorek mnie obserwowało
Nowakowski żali się, że matka manipuluje dzieckiem. Kiedy odwiedzam dziecko w domu, Marta nie pozwala nam wyjść poza pokój, a w odległości dwóch metrów zawsze ktoś siedzi – ona, jej były mąż, koleżanka, siostra lub matka. To jest strasznie krępujące, dlatego każda moja wizyta kojarzy się Kubusiowi z karą - opowiada Krzysztof. Spotkania odbywały się tylko w mieszkaniu Marty, która jak twierdzi Nowakowski, opowiadała przed sądem niestworzone historie, np., że wulgarnie się do niej zwraca przy dziecku, jest agresywny lub deprecjonuje ją w oczach Kuby. Aby udowodnić przed sądem, że jestem dobrym ojcem, złożyłem wniosek o to, aby na spotkania z dzieckiem przychodził kurator. W sumie odwiedziło nas siedem kuratorek, z których żadna nie miała mi nic do zarzucenia w sprawozdaniu - podkreśla i dodaje, że miesięcznie płaci ok. 400 zł za udział kuratorów. Płacę za to, żeby Kuba miał normalny kontakt z obojgiem rodziców, a przecież powinna mu to gwarantować Konwencja Praw Dziecka, którą Polska ratyfikowała - nie
kryje oburzenia.
W ubiegłym roku Krzysztof złożył do sądu wniosek, aby mógł choć weekend spędzić z dzieckiem. Niestety sędzia odrzuciła wniosek twierdząc, że dziecko ma ustabilizowaną sytuację w domu - dodaje ojciec. Krzysztof walczy dalej, choć nie jest łatwo. Twierdzi, że kłody pod nogi rzucała mu również sędzia, która przez blisko półtora roku prowadziła sprawę. Nie dawała mi dojść do głosu, przerywała i krzyczała na mnie. Przeżyłem szok. Na którejś z rozpraw powiedziała nawet, że sama pozbawiła swojego byłego męża prawa do opieki nad dzieckiem. Cieszę się, że do sprawy z mojego wniosku, włączył się Terenowy Komitet Ochrony Praw Dziecka z Katowic oraz jest osoba zaufania publicznego. Bez tych świadków nikt by mi nie uwierzył, jak traktowani są ojcowie przez sędziów z sądów rodzinnych - podkreśla Nowakowski, który skargę z listą zarzutów pod adresem sędzi i kilka rozmów z sędzią nagranych w sekretariacie wysyłał do wielu instytucji – m.in. do Ministerstwa Sprawiedliwości.
"Ona śmieje mi się w twarz"
W maju tego roku sprawę przejęła nowa sędzia. Stwierdziła, że sprawa trwa już za długo i zakończyła ją wydając postanowienie, które nie rozszerzyło moich kontaktów z dzieckiem. Dlatego odwołałem się do Sądu Okręgowego i czekam na to, co zadecyduje sąd wyższej instancji. Tymczasem moja była partnerka śmieje mi się w twarz. Wyjechała z dziećmi i swoim byłym mężem na wakacje, a ja nawet nie wiem, gdzie są. Przestałem wierzyć, że ktoś może mi pomóc - żali się Krzysztof.
Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przyznaje, że problem łamania praw ojców do kontaktów z dziećmi jest bardzo poważny. Jednej z takich spraw fundacja przyjrzała się bliżej i zaoferowała swoją pomoc w doprowadzeniu jej do końca. Kwestia dotyczy ojca, który ma prawomocny wyrok sądowy, ustanawiający kontakty z dzieckiem. Matka lekceważyła wyrok sądu i odmawia mu spotkań z dzieckiem. Choć sąd ukarał ją trzykrotnie karą grzywny, ona konsekwentnie zabraniała ojcu spotkań. Najczęściej zasłania się tym, że dziecko jest chore, nie chce widzieć ojca lub wyjechało na wakacje. Często zmieniała też adres zamieszkania. Zdesperowany mężczyzna poprosił nas o pomoc w napisaniu skargi do Trybunału w Strasburgu, bo liczy na to, europejska instytucja pomoże mu w wyegzekwowaniu spotkań z dzieckiem. Jego sprawa ma także szanse na przełamanie systemowego naruszania praw ojców – braku skutecznego mechanizmu prawnego, pozwalającego na egzekwowanie kontaktów z dziećmi -
mówi Bodnar. Przewlekłe procesy
Izolowanie dziecka od jednego z rodziców nie jest jedyną rzeczą, która niepokoi Helsińską Fundację. Kolejną, jest długość postępowania sądowego. Ilekroć mówi się o przewlekłości procesów sądowych, to podkreśla się jedynie to, jakie pociąga to za sobą koszty dla gospodarki. Rzadko mówi się jak przedłużające się procesy wpływają na relacje rodzinne. Długo tocząca się sprawa utrzymuje rodzinę w stanie zawieszenia i zabiera czas, który jest już nie do nadrobienia, a przecież już rok-dwa lata wystarczą, aby przerwać kontakt dziecka z rodzicem na całe życie - ocenia Bodnar.
Dzieci czują się winne
Z opinią Adama Bodnara zgadza się również Anna Resler-Maj, psycholog dziecięcy, która opowiada o tym, jak mocno walka skłóconych rodziców odbija się na psychice dziecka. Ono cały czas żyje w strachu. Boi się nawet na chwilę zostawić rodziców, bo nie wie, jak będzie wyglądał następny tydzień – czy będzie z mamą, czy tatą, a może rodzice w ogóle je zostawią? W efekcie dziecko czuje się zagrożone, niedocenianie i bezsilne. Najgorsze jest jednak to, że siebie obarcza całą winą za rozpad związku swoich rodziców - twierdzi psycholog. Resler-Maj zaznacza także, że dziecko wychowywane przez zwaśnionych ludzi może mieć również problemy z nauką i budowaniem relacji z rówieśnikami, a w dłuższej perspektywie z partnerami życiowymi.
Paweł z Warszawy, ojciec niespełna rocznego syna, myśli od kilku miesięcy o rozwodzie. Jego małżeństwo kończy się po sześciu latach w atmosferze wzajemnych ataków i awantur. Zarzuca żonie, że stała się oziębła po urodzeniu dziecka i zaczął sobie układać życie z inną kobietą. Chce rozstać się z żoną w spokoju i mieć kontakt z dzieckiem. Całą winę za rozpad naszego związku wziąłem na siebie, ale ona postawiła mi kilka warunków, których nie mogę zaakceptować. Jednym z nich jest to, że nie mogę spędzać z dzieckiem świąt i wakacji. Poza tym chce, abym się wymeldował. Nie chcę się na to zgodzić, bo bez meldunku nie mam szans na stabilizację życiową - żali się Paweł.
"Święta krowa" przed sądem
W takiej sytuacji jak Paweł jest wielu ojców. Robert Kucharski z serwisu www.wstroneojca.pl mówi, że szokiem dla mężczyzny, który się rozwodzi jest to, że jego prawa nie są równe prawom matki. Niekiedy można odnieść wrażenie, że kobieta jest dla sądu „świętą krową”. Z tego rodzi się u ojca poczucie bezradności, że nie może liczyć na sprawiedliwość i równe traktowanie - ocenia Kucharski. Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji przyznaje, że nie są bez winy. Według Bodnara, często niekorzystne dla ojców wyroki zapadają dlatego, że to właśnie ojcowie są winni rozkładowi małżeństwa. Najpopularniejszy scenariusz w polskich sprawach rozwodowych jest taki, że ojciec zostawia matkę z dziećmi i idzie do kochanki - mówi Bodnar. Dodaje jednak, że stereotyp matki, która lepiej od ojca zajmuje się dzieckiem, jest niebezpieczny. Każda sprawa jest indywidualna, dlatego nie powinno się orzekać z automatu - twierdzi Bodnar, bo jak uzupełnia: Jeśli do rozwodu doszło z winy męża, to nie zwalnia to sądu z odpowiedzialności
rzetelnego zajęcia się kwestią regulacji opieki ojca nad dziećmi, bez niepotrzebnych uprzedzeń.
Zdaniem Roberta Kucharskiego winne niekorzystnemu dla ojców orzecznictwie jest przede wszystkim przestarzałe prawodawstwo. Ustawa Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy obowiązująca od 1964 jest solą w oku wielu ojców. Choć przez kilkadziesiąt lat od jej wejścia w życie dokonano dziewięciu poprawek, to jak mówi Kucharski, są to jedynie zmiany kosmetyczne. Nadzieja na wyrównanie szans rodziców pojawiła się w styczniu tego roku, kiedy zakończyły się prace nad nowelizacją ustawy. Rządowy projekt zmian w kodeksie został na pierwszym czytaniu w Sejmie skierowany do Komisji Nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach i czeka na opinię Komisji Rodziny i Praw Kobiet. Prawdopodobnie jeszcze w sierpniu projekt zostanie skierowany do drugiego czytania.
Co zmieni nowelizacja ustawy?
W świetle nowych przepisów sąd będzie musiał orzekać o kontaktach rodziców z dzieckiem. Wcześniej nie był do tego zobowiązany, jeśli któryś z opiekunów nie złożył wniosku w tej sprawie. Istotnymi zapisami, które wprowadzono do projektu, z których bardzo się cieszymy, jest ustalenie planu opieki rodzicielskiej w czasie trwania postępowania rozwodowego czy separacyjnego. Przecież w cywilizowanych krajach opieka nad dzieckiem jest przyznawana rodzicom naprzemiennie, a tylko u nas ogranicza się prawa jednemu opiekunowi - przyznaje Kucharski. Pomocni w realizacji planów wychowawczych, dotyczących wspólnego ustalania przez rodziców m.in. dni, miejsc i godzin spotkań z dzieckiem, będą z pewnością mediatorzy działający przy sądach.
Mediatorzy od wielu lat z powodzeniem rozwiązują konflikty w Stanach Zjednoczonych. Maciej Tański, dyrektor Centrum Mediacji Partners Polska, który specjalizuje się w sprawach rodzinnych, przyznaje, że mediacje odgrywają coraz ważniejszą rolę w polskich sprawach. Spotkania z mediatorem uczą szacunku do drugiego człowieka i pokazują, że można się dogadać dla dobra dziecka. Poza tym, dzieci widzą, że możliwe jest rozwiązywanie problemów życiowych, tak trudnych jak rozwód, na drodze rozmowy i wzajemnego przekonywania się. Są sytuacje, że rodzice potrafią za pośrednictwem mediatora ustalić harmonogram spotkań z dzieckiem nawet kilka lat do przodu - przekonuje Tański.
Mediacje przynoszą efekty
Szef Centrum Mediacji Partners Polska sądzi, że mechanizm mediacji coraz częściej jest wykorzystywany przez ojców. Panowie widzą nową szansę pokazania, że są dobrymi ojcami. Po rozstaniu odczuwają jeszcze większą potrzebę spotkań z dziećmi i chcą aktywnie pełnić rolę ojców, nawet bardziej aktywnie niż wtedy, gdy byli mężami - zauważa Tański.
Gdzie szukać pomocy
Bezsilni rodzice mogą liczyć na wsparcie wielu organizacji, które wyciągają do nich rękę. Są wśród nich fundacje, stowarzyszenia i poradnie takie jak Komitet Ochrony Praw Dziecka, Uniwersytet dla Rodziców, czy serwisy internetowe www.tato.net i www.wstroneojca.pl, za pośrednictwem których można skorzystać z pomocy prawnika, lub porozmawiać na forum z innymi ojcami.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska