Jak Jarek rósł w Masę
Kiedyś istniały zasady. Wyznaczała je grypsera. Obowiązywał podział na ludzi, frajerów i cweli. Ludzie ludzi szanowali, frajerów olewali, a cweli upokarzali. W grupie pruszkowskiej świat zasad przestał istnieć już w latach 80., bo trzymanie się grypsery ograniczało zyski. Nie zajmowano się odtąd gnojeniem frajerów i cweli, ludzie zaczęli zabijać ludzi – opowiada członek grupy pruszkowskiej w drugiej części „Alfabetu mafii”, opublikowanego przez tygodnik „Polityka”.
Bohaterem tego odcinka „Alfabetu” jest Jarosław S., pseudonim Masa. Jarek wychował się na Żbikowie, pruszkowskiej dzielnicy zrujnowanych przedwojennych czynszówek i slumsów. Bieda jest najbardziej dojmującym wspomnieniem z jego dzieciństwa – pisze „Polityka”. Ojciec był bokserem, trenował w warszawskiej Legii, ale bez sukcesów. Kiedy Jarek miał 2 lata, tata porzucił mamę i odszedł. Mama pracowała w fabryce, ale zarabiała niewiele. Jarek wstydził się swoich marnych ubrań, wspomina dumę z jaką nosił dżinsy Mastery, na które kiedyś wykosztowała się jego matka.
I dlatego postanowił dojść w życiu do dużych pieniędzy. „Nadszedł czas, że już tylko to mnie interesowało” – wyznaje na łamach tygodnika. – „Jak zarobić, jak wejść w posiadanie naprawdę dużej kwoty”.
Pierwszy poważny zastrzyk gotówki przyniosło udane włamanie do fabryki Mery. Dokonał tego razem z Kiełbasą. Kiedy stali przed pruszkowskim Peweksem i handlowali walutą zarabiali po milion starych złotych dziennie. – „A pensja górnika nie przekraczała wtedy 50 tys.” – porównuje. Ale prawdziwe eldorado zaczęło się w 1990 r., kiedy wziął udział w kradzieży dwóch traków wypełnionych papierosami marki Prince. Dostał za to należną działkę – 125 tys. dol. Potem następne traki, legalizowanie kradzionych samochodów (szacuje, że było ich ok. 300), wreszcie udział w zyskach od grup podporządkowanych Pruszkowowi (mówi, że w gangu był o szczebel niżej niż zarząd i zajmował się inkasowaniem taksy od innych grup przestępczych) – wylicza „Polityka”.