Jak inwigilowano Karola Wojtyłę
Karol Wojtyła w latach posługi biskupiej i
kardynalskiej był nieustannie obserwowany przez agentów SB -
nawet podczas wypraw na narty - wynika z dokumentów Instytutu
Pamięci Narodowej. W jego najbliższym otoczeniu stale działało
kilku donosicieli. Niektórzy z nich wciąż żyją.
Zdaniem szefa krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki ujawnienie nazwisk agentów SB nie wstrząśnie jednak polskim Kościołem. Może być kilka przykrych niespodzianek, bo może się okazać, że osoby znane publicznie miały zupełnie inne role, ale to na pewno nie wstrząśnie podstawami moralnymi i misją Kościoła - powiedział Kurtyka.
Personalia agentów nie pojawią się w przygotowywanej przez Marka Lasotę z krakowskiego IPN książce "Karol Wojtyła w dokumentach UB i SB", która powinna się ukazać latem lub tuż po wakacjach. Choć - jak zaznacza jej autor - zachowały się teczki pracy i meldunki agentów, na podstawie których ponad wszelką wątpliwość można ustalić tożsamość tajnych współpracowników SB.
Sam Wojtyła miał świadomość, że jest podsłuchiwany i obserwowany. Kuria była rozpracowywana przez dużą liczbę agentów. Kardynał Wojtyła wiedział o tym i zakładając to, konsekwentnie realizował misję Kościoła. Problem agentów był jednym z wielu, które musiał uwzględnić w swojej działalności - mówił Kurtyka.
Zdaniem Lasoty, kilka razy Wojtyła wręcz pokrzyżował plany bezpieki. Jak wtedy, gdy proboszczem parafii Arka Pana w Nowej Hucie uczynił ks. Gorzelanego - powiedział. Ówczesne władze zgodziły się na budowę tego nowohuckiego kościoła, ale jednym z warunków było powierzenie parafii księdzu z grona lojalnych wobec PRL-owskich władz księży-patriotów. Wojtyła znalazł taką osobę. Ale finał tej historii był zupełnie niespodziewany. Ks. Gorzelany stał się najbardziej znienawidzony w SB - ocenił Lasota.
Po raz pierwszy imię i nazwisko Karola Wojtyły pojawia się w aktach UB w 1946 r. po rozbiciu przez milicję pochodu 3- majowego, zorganizowanego w Krakowie przez studentów. Wojtyła był wówczas wiceprzewodniczącym studenckiej organizacji Bratniak.
Intensywnie Służba Bezpieczeństwa zaczyna interesować się Wojtyłą po roku 1958, kiedy został biskupem. Obserwacja nasila się, gdy w 1962 r. po śmierci biskupa Eugeniusza Baziaka pełni funkcję metropolity krakowskiego, a później po otrzymaniu przez Wojtyłę kapelusza kardynalskiego. SB dostrzega wówczas, że jest to postać wykraczająca poza ramy polskiego Kościoła - twierdzi Kurtyka.
W meldunkach agentów Wojtyła był określany jako "figurant" kryptonimem "Pedagog". W latach 60. i 70. na stałe Wojtyłę obserwowało kilku duchownych i świeckich z kręgu krakowskiej kurii o pseudonimach: "Rosa", "Jurek", "Karol", "Delta" i "Ares".
W donosach agenci z jednej strony podkreślają ponadprzeciętny format Wojtyły, jako kogoś, kto intelektualnie wybija się z otoczenia, z drugiej - z meldunków tych przebija nienawiść - powiedział Marek Lasota.
Służby Bezpieczeństwa próbowały dyskredytować Wojtyłę nawet wówczas, kiedy był już papieżem. W 1983 r. nieżyjącemu już ks. Andrzejowi Bardeckiemu, asystentowi kościelnemu "Tygodnika Powszechnego", podrzucono materiały, które miały świadczyć o tym, że Wojtyła był związany z kobietą. Ksiądz Bardecki spalił te materiały.
Po publikacji słynnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich zmuszono pracowników Zakładów Sodowych Solvay w Krakowie (gdzie podczas okupacji pracował Wojtyła) do podpisania ostrej krytyki arcybiskupa krakowskiego. Tekst ten został opublikowany w prasie. "Dla Wojtyły była to osobista przykrość" - powiedział Kurtyka.
Historycy z IPN uważają, że choć SB wprost wyłaziło ze skóry ich działania przeciw Wojtyle trafiały w próżnię.