Jak dezinformowali Macierewicz i Błaszczak. Lista największych fake newsów MON
Ministerstwo Obrony Narodowej rozpoczęło kolejną kampanię walki z tzw. fake newsami. Według resortu "sprawnie używana dezinformacja może wyrządzać szkody porównywalne do ataków tradycyjnych". MON nie informuje jednak, czy będzie prostował również fałszywe informacje, które pojawiają się w jego komunikatach. A tych jest całkiem sporo. Zebraliśmy kilka ważniejszych półprawd i nieprawd, które w ostatnich latach wyszły z resortu.
13.02.2022 07:05
Kampania "Fejkoodporni" jest organizowana przez Centrum Operacyjne Ministra Obrony Narodowej i Akademickie Centrum Komunikacji Strategicznej. Według zapewnień resortu akcja ma pomóc uświadamiać żołnierzy i społeczeństwo, czym jest dezinformacja, jakie stwarza zagrożenia i jak się przed nią bronić.
Podobną akcję MON prowadził też w 2016 r. Ówczesny szef ministerstwa Antoni Macierewicz mówił wtedy dziennikarzom podczas międzynarodowych konsultacji na temat dezinformacji w środowisku medialnym, że:
- Kwestia dezinformacji od zawsze była w orbicie zainteresowań środowiska politycznego, z którym pracuję od wielu lat. Zwracaliśmy na to uwagę, pracując na początku lat 90. w MSW, potem w kontrwywiadzie. Podkreślaliśmy z jednej strony naiwność wielu środowisk politycznych i medialnych, a z drugiej - olbrzymią wagę całej struktury dezinformacyjnej, jaką stosowały wobec Polski najpierw Rosja sowiecka, a później Federacja Rosyjska.
Sześć lat temu ministerstwo opublikowało listę, która miała prostować nieprawdziwe według resortu informacje. Część z pozycji na liście skutecznie weryfikowała niesprawdzone, niejasne czy błędne przekazy. Jednak w tym samym dokumencie ówczesna p.o. rzecznika prasowego MON, Katarzyna Jakubowska, sama zawarła szereg fałszywych informacji. W tym dotyczących m.in. szczytu NATO w Warszawie, dostaw armatohaubic Krab czy zakupu śmigłowców wielozadaniowych.
Minister Macierewicz również był źródłem wielu fake newsów. Mówił m.in. o sprzedaży Rosji okrętów typu Mistral za dwa euro. O okrętach podwodnych wyposażonych w samoloty. Obiecywał, że zakupione zostaną śmigłowce wojskowe, a pierwsze trafią do Sił Zbrojnych w 2016 r. Słowa te później odwołał, twierdząc, że "nigdy nie były aktualne".
Po sześciu latach obecny szef MON Mariusz Błaszczak idzie w ślady swojego poprzednika. Choć ministerstwo nie generuje już tylu błędnych informacji - ale chyba głównie dlatego, że wydawanych jest mniej komunikatów, bo resort tak często zasłania się tajemnicą - to w jego przekazach nadal pojawia się dezinformacja.
Fake news 1: Zakupione śmigłowce S-70i to maszyny bojowe
Od czasu fiaska zakupu Caracali w 2016 r. sprawa zakupu nowych śmigłowców wielozadaniowych spędza sen z powiek wielu żołnierzom. Zwłaszcza w Marynarce Wojennej i Wojskach Lądowych, gdzie używanym obecnie śmigłowcom dawno się skończyły resursy i tylko dzięki zdolnościom mechaników maszyny są w stanie dalej wykonywać zadania. Tymczasem MON kupił śmigłowce nie dla nich, ale dla Wojsk Specjalnych, które takiego problemu nie mają. W dodatku ministerstwo twierdzi, że zakupiony amerykański S-70i jest sprawdzonym w boju śmigłowcem. Nie jest to prawda.
- To są sprawdzone śmigłowce, to są śmigłowce, które były i są wykorzystywane przez wojsko w 30 państwach na całym świecie - mówił Mariusz Błaszczak 15 grudnia 2021 r. podczas zatwierdzenia umowy na dostawy kolejnych maszyn S-70i.
Ta narracja jest prowadzona od lat w oficjalnym przekazie MON. Premier Mateusz Morawiecki w 2019 r. mówił, że są to "śmigłowce, które są użytkowane przez wiele państw na świecie i sprawdziły się m.in. na polu walki". Minister Błaszczak powtarzał z kolei, że jest to "platforma wykorzystywana przez wojsko Stanów Zjednoczonych i ponad 30 innych armii na całym świecie".
Obaj cały czas mijają się z prawdą. Kupione przez Polskę S-70i są pozbawione wielu systemów, na eksport których potrzebna jest zgoda Kongresu Stanów Zjednoczonych. Zastąpiono je odpowiednikami, które można kupić na wolnym rynku. W tym typie śmigłowców brakuje także wyposażenia specjalistycznego, m.in. sondy do tankowania w powietrzu, systemów ostrzegania i rozpraszaczy gazów wylotowych.
Kupiony S-70i jest uboższą wersją śmigłowca UH-60M i tylko z zewnątrz przypomina śmigłowiec używany przez wojska innych krajów. Obecnie, oprócz Polski, mają go na stanie dwie armie. Chile w 2013 r. kupiło sześć sztuk. Trzecim użytkownikiem zostały Filipiny, które zamówiły 16 maszyn. Oba państwa używają ich głównie do zadań pomocniczych - transportu żołnierzy, wsparcia obrony cywilnej i służb antykryzysowych.
S-70i są wykorzystywane przede wszystkim przez służby m.in. USA, Meksyku, Brunei, Arabii Saudyjskiej - policję, straż pożarną i obronę cywilną. W przypadku Kolumbii śmigłowce formalnie należą do armii, gdyż służby antykryzysowe podlegają pod siły zbrojne.
Wersja kupiona przez Polskę nigdy nie brała udziału w działaniach wojennych. Jedynie policyjne śmigłowce w krajach Ameryki Południowej "powąchały proch". Są tam wykorzystywane w walce z kartelami narkotykowymi.
Fake news 2: MON rozbudowuje armię o nowe dywizje
W 2018 r. MON wydał decyzję utworzenia 18. Dywizji Zmechanizowanej. Przedstawiciele ministerstwa cały czas mówią o niej jako o "nowej" dywizji, sprawiając wrażenie, że rozbudowują polskie siły zbrojne. Nie jest to jednak do końca prawda. Do tej "nowej" dywizji zostały włączone 1. Warszawska Brygada Pancerna - która dotychczas znajdowała się w składzie 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej - i samodzielna 21. Brygada Strzelców Podhalańskich. Obie jednostki wcześniej wchodziły w skład zlikwidowanej w 2011 r. 1. Dywizji Zmechanizowanej.
W zasadzie w tej "nowej" dywizji nowa będzie tylko jedna brygada, ale też nie do końca. Do odtwarzanej w Lublinie brygady włączono istniejący już 1. Kołobrzeski Batalion Zmechanizowany. Ministerstwo zmieniło mu jedynie nazwę na 12. Batalion Zmechanizowany. W skład tej brygady wejdą także istniejące już dywizjon artylerii samobieżnej z Chełma i 3. Zamojski Batalion Zmechanizowany.
Tak naprawdę więc w tej "nowej" dywizji składającej się z 14-16 etatowych batalionów w pełni nowe będą tylko trzy: batalion pancerny w Lublinie i dwa samodzielne pułki artylerii. Na razie batalion z Lublina otrzymał przestarzałe T-72M1R i czeka na kupione poza budżetem i Planem Modernizacji Technicznej czołgi Abrams.
Fake news 3: MON wyposaża armię w "nowe czołgi"
Po ogłoszeniu informacji w zeszłym roku o zamiarze kupna czołgów Abrams w Stanach Zjednoczonych, Mariusz Błaszczak powiedział, że "Abramsy są nowymi czołgami".
W tym przypadku również mijał się z prawdą. Nie będą to do końca nowe czołgi, ponieważ Abramsy nie są już produkowane, a w sprzedaży są egzemplarze, które przeszły bardzo głęboką modernizację.
- W USA granica między modernizacją i produkcją jest płynna. Kadłuby i niektóre podzespoły są remontowane, ale już np. wieże są zupełnie nowe. To normalna dla USA praktyka, podobnie modernizowano rodzinę dział samobieżnych M109. Formalnie jednak ostatni całkowicie nowy czołg M1 wyprodukowano około 2000 r. – wyjaśnia Bartłomiej Kucharski, analityk z Zespołu Badań i Analiz Militarnych.
Fake news 4: Rząd PO-PSL kupował wyeksploatowane czołgi
Podczas spotkania dotyczącego zakupów czołgów Abrams w USA minister Błaszczak powiedział, że "koalicja PO-PSL doprowadziła do tego, że na wyposażenie Wojska Polskiego trafiły czołgi stare, wyeksploatowane, takie, które musimy remontować, a polski przemysł zbrojeniowy ma olbrzymie kłopoty, żeby tę modernizację przeprowadzić".
Nie jest to prawda. Rząd Donalda Tuska zakupił 119 używanych czołgów Leopard 2, w tym 105 w wersji A5. Były to wówczas najnowocześniejsze czołgi, jakie były dostępne na rynku wprost z półki. To o tych czołgach ministrowie obrony rządu PiS mówili potem, że są najlepsze, stanowią ważny element odstraszania i dlatego zostały przeniesione na wschodnią flankę.
Fake news 5: Modernizacja czołgów Leopard idzie świetnie
Modernizowane są z kolei pojazdy Leopard w wersji 2A4, które trafiły do Polski w latach 2002-2003. Ich dostawa została wynegocjowana przez rząd Leszka Millera w 2002 r. z myślą, że wszystkie 2A4 zostaną zmodernizowane do poziomu nowocześniejszych 2PL. Modernizacji czołgów nie skończono do tej pory, a Wojska Lądowe cieszą się z każdej otrzymanej sztuki.
Przemysł faktycznie ma problem z ich modernizacją i program ma spore opóźnienia. Jednak jeszcze we wrześniu 2020 r. Błaszczak chwalił polskie fabryki i podkreślał, że Leopardy 2PL są znakomitym sprzętem.
– Jest to sprzęt dużo wyższej klasy, chociażby pod względem opancerzenia, systemu kierowania ogniem czy mocniejszego silnika – mówił na poligonie w Nowej Dębie.
Rok później, uzasadniając decyzję o zakupie Abramsów od Amerykanów, minister Błaszczak mówił, że modernizacja Leopardów jest zbyt dużym obciążeniem dla polskiego przemysłu zbrojeniowego.
Fake news 6: MON kupuje czołgi zaprojektowane do odpierania ataków najnowocześniejszych czołgów rosyjskich
Minister Błaszczak wprowadził w błąd opinię publiczną, mówiąc w połowie zeszłego roku, że kupowane przez Polskę Abramsy w wersji SEPv3 zostały skonstruowane jako przeciwwaga dla rosyjskich maszyn T-14.
- Czołgi Abrams trafią do Polski (...) w najnowocześniejszej wersji, która trafia na wyposażenie armii Stanów Zjednoczonych od 2019 r., która została przygotowana jako przeciwwaga dla najnowocześniejszych czołgów rosyjskich T-14 Armata – mówił w lipcu 2021 r.
Tymczasem prace nad nową wersją Abramsa rozpoczęto dwa lata przed pojawieniem się pierwszych informacji o T-14 Armata. SEPv3 był pomyślany jako przeciwwaga dla innego rosyjskiego czołgu, modelu T-90M. Przeciwwagą dla Armaty ma być z kolei opracowywany właśnie czołg OMT, którego projektowanie jest na etapie fazy koncepcyjno-analitycznej.
Fake news 7: MON odpowiada na pytania dziennikarzy
W przypadku Mariusza Błaszczaka sytuacji wprowadzania w błąd opinii publicznej jest znacznie mniej niż za czasów jego poprzednika w resorcie. Mimo to nadal pojawia się wiele nieprawdziwych informacji, które pewnie mają służyć doraźnym celom politycznym. Jak wtedy gdy rządzący wychwalali warunki, w jakich służą nasi żołnierze na granicy z Białorusią.
Czy przy okazji kampanii "Fejkoodporni" MON zajmie się także fake newsami produkowanymi przez swoich pracowników? Tego nie wiemy. Poprosiliśmy ministerstwo o odniesienie się do wszystkich niejasności opisanych powyżej, ale do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Nie jest to nowość. Centrum Operacyjne MON rzadko odpowiada w ustawowym terminie. Zwłaszcza jeśli pytania są niewygodne. Dotychczas np. nie odpowiedziało na prośbę o wyjaśnienia ws. dezinformacji produkowanej przez resort - pytania wysłane zostały sześć lat temu.