Jak Anglik rozmawia w Polsce przez telefon
W 1876 roku Aleksander Graham Bell wypowiedział pierwsze w historii słowa przez telefon, które brzmiały: „Chodź tutaj!” Odpowiedź nie została nagrana, ale zakładam, że musiało to być coś w stylu: „Dlaczego mam przychodzić, nie możesz mi tego powiedzieć przez telefon?” Przez następne sto trzydzieści lat kultury na całym świecie wypracowały mnóstwo sposób odpowiadania po podniesieniu słuchawki.
Włosi, w typowy dla siebie hiperenergiczny sposób, krzyczą „Pronto!” („Gotów!”) , Hiszpanie mówią „Digame” („Powiedz mi”), co dla kogoś spoza basenu śródziemnomorskiego brzmi bardzo obcesowo, a Japończycy szepczą „Moshi moshi”, co nie znaczy nic, a przez to na pewno nikogo nie obraża.
Polskie „Słucham” zawsze brzmiało dla mnie podejrzanie. „Słucham” mówi ktoś, kto oczekuje, że za chwilę usłyszy wymówkę, w którą na pewno nie uwierzy. „Tak, słucham” brzmi jeszcze bardziej sceptycznie. W sytuacjach oficjalnych Polacy odpowiadają czasem „Piotr Kowalski z tej strony”, co z kolei nasuwa mi skojarzenia z komunikowaniem się ze zmarłym.
Mówi się, że najwyższy poziom znajomości obcego języka osiągamy, rozumiejąc zawarty w nim humor. Myślę, że powiedzenie to wymyślono dawno temu, jeszcze przed wynalezieniem telefonu. Teraz to umiejętność swobodnej rozmowy przez telefon jest wisienką na torcie naszego zaawansowania w danym języku.
Rozmowa przez telefon bywa trudna nawet wtedy, gdy prowadzona jest w języku ojczystym. Jakość dźwięku rzadko jest perfekcyjna, nie możemy też obserwować gestów i mimiki rozmówcy. Jeśli mówienie w obcym języku porównać do grania na pianinie za pomocą palców u stóp, mówienie w obcym języku przez telefon będzie graniem na pianinie za pomocą wyżej wymienionych i patrzeniem na klawisze przez niewłaściwy koniec lornetki.
Staram się jak mogę unikać odbierania telefonu stacjonarnego. Dziewięć na dziesięć razy dzwonią do mnie ludzie, których nie znam, próbujący sprzedać mi rzeczy, których nie chcę. Ponieważ nie mogę jednak całkowicie wykluczyć , że po drugiej stronie słuchawki czeka Komitet Noblowski, czasem odbieram. Wtedy właśnie zaczyna się problem.
Jeśli odpowiem „Słucham” dzwoniący założy, że rozmawia z osobą mówiącą po polsku i zacznie wypowiadać 140 słów na minutę w celu sprzedania mi ubezpieczenia na życie lub okien PCV. Zrozumiem z tego może 10% i odpowiem „Errrm…”, ponieważ będę chciał mu to wyjaśnić. Z drugiej strony będę przecież od razu wiedział, że nie chcę ubezpieczenia ani żadnych okien i być może najlepiej byłoby zakończyć tę rozmowę tak szybko jak to możliwe. Proste odłożenie słuchawki nie jest jednak czymś, na co pozwoliłoby mi moje angielskie wychowanie.
Alternatywą jest odpowiedź „Hello”, w nadziei, że rozmówca zda sobie sprawę, że trafił na Anglika i podda się albo zacznie mówić po angielsku. Niestety angielskie „hello” brzmi podobnie do polskiego „halo”, co sprawia, że cała rozmowa wygląda zwykle tak:
Ja: Hello?
Rozmówca: Halo?... Dzień dobry?...
Ja: Dzień dobry! (gdyż nie można oprzeć się powiedzeniu „dzień dobry”, kiedy takowe się słyszy)
Rozmówca: Dzień dobry! Piotr Kowalski z tej strony… Ubezpieczenie… Okna PCV… itd.
Potrzebuję sposobu, który uświadomi moim rozmówcom, że muszą mówić do mnie bardzo wolno. Być może zainstaluję sobie automatyczną sekretarkę z wiadomością: „Proszę mówić wolno i wyraźnie – poziom inteligencji właściciela tego telefonu jest ograniczony.”
Prawdopodobnie zrazi to Komitet Noblowski, ale z drugiej strony odstraszy też sporą liczbę osób próbujących sprzedać mi jakieś złożone instrumenty finansowe.
Jamie Stokes dla Wirtualnej Polski