Jagielski: Firlej i Kaczmarek zminimalizowali ryzyko
Marcin Firlej i Jacek Kaczmarek udając się w podróż do Iraku postąpili jak dziennikarze; jadąc w kolumnie minimalizowali ryzyko, którego nie można wyeliminować - uważa Wojciech Jagielski.
"Zachowali się jak dziennikarze. Pojechali relacjonować konflikt zbrojny; to jest ich podstawowym celem, a nie pamiętanie, czy mają wystarczające dokumenty i wszystkie pieczątki. Wizy irackiej nie dostali, zresztą kto dzisiaj miałby im ją wystawić. Mieli akredytacje wydane przez wojska amerykańskie, ale jednostki, do których zostali przydzieleni, nie brały udziału w walkach" - powiedział we wtorek Jagielski, autor wielu reportaży i dziennikarz "Gazety Wyborczej", który niejednokrotnie przebywał w rejonach konfliktów.
"Zdecydowali się na krok ryzykowny, ale jedyny słuszny w tym momencie - wjechać do Iraku, poruszając się w grupie dziennikarzy, w miarę bezpiecznymi konwojami, ale nie gwarantującymi całkowitego bezpieczeństwa" - uważa Jagielski.
"Rozważanie, czy dobrze zrobili, zjeżdżając z głównej drogi na boczną, jest akademicką dyskusją. Czasem boczne drogi są niebezpieczniejsze, ale zdarza się, że główne drogi są intensywniej ostrzeliwane i minowane, łatwiej tam się natknąć na patrol. Jak było w tamtej sytuacji, wiedzą tylko Marcin, Jacek i ich koledzy. Nie pierwszy raz byli w takiej sytuacji. Obu znam, to przytomni dziennikarze, a nie komedianci udający dziennikarzy dla taniej popularności. Sądzę, że przedsięwzięli wszystkie możliwe kroki, by zmniejszyć ryzyko, ale wykluczyć się go nie da. W takich sytuacjach można liczyć tylko na szczęście, uważam, że mieli go bardzo dużo, aż zaczynam się bać, czy nie wyczerpali swojego limitu życiowego szczęścia" - dodał.
W poniedziałek Firlej i Kaczmarek jechali jednym z kilku samochodów poruszających się trasą z Nasiriji do Karbali. Kiedy zboczyli z autostrady, w okolicach miejscowości Al-Hillah na północ od Nadżafu, ponad 100 km od Bagdadu, natrafili na iracki posterunek. Zostali zatrzymani przez uzbrojonych Irakijczyków. Wydostali się dzięki irackiemu nauczycielowi, gdy zaczął się amerykański ostrzał miejscowości, w której byli przetrzymywani. (iza)