Jadwiga Staniszkis: Donald Tusk bardzo się myli
Jeżeli "Gazeta Wyborcza" (5 bm.) wiernie cytuje premiera Tuska, to na spotkaniu z sędziami Trybunału Konstytucyjnego miał on, tonem pretensji, powiedzieć, że w niektórych państwach Unii Europejskiej "ulega się pokusie", aby wykorzystywać sądy konstytucyjne do "kwestionowania integracji" - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Jadwiga Staniszkis. - Tusk myśli, że takie arbitralne sprawowania władzy zyska mu uznanie w Unii. Głęboko się myli - zaznacza profesor.
06.04.2012 | aktual.: 18.04.2012 10:02
Czy chodziło mu o Niemcy, gdzie pani kanclerz Merkel przed każdą zmianą traktatową (czy choćby proceduralną) sprawdza w Trybunale Konstytucyjnym czy nie przekracza to granic dopuszczalnej przez niemiecką konstytucję "przestrzeni integracyjnej"? W Niemczech stosuje się zresztą dodatkowe standardy. Na przykład pytając "ile jest jeszcze państwa w państwie"? Ciekawie zresztą, jak u nas brzmiałaby odpowiedź na to pytanie.
Bada się też, czy dane rozwiązanie nie narusza wartości leżących u podstaw konstytucji. I, w sytuacjach granicznych, gdy racja stanu Niemiec wymaga nowych rozwiązań, dopuszcza się "rewolucyjną legislację" przekraczającą dotychczasową "konstytucyjną przestrzeń integracji". Wszystkie te kroki są ściśle sformalizowane – nie ma mowy o arbitralności.
A u nas premier Tusk (podobnie jak kiedyś komuna z jej ogólną zasadą "kierowniczej roli partii") nie chce sobie krępować rąk przejrzystymi procedurami, czy też dyskusją o polskiej racji stanu.
Tusk myśli, że takie arbitralne sprawowania władzy zyska mu uznanie w Unii. Głęboko się myli. Tam wiedzą, że arbitralność (i brak procedur) uniemożliwia ewentualne pociągnięcie do odpowiedzialności. A odpowiedzialność jest fundamentem jakości i godności państwa. I – demokracji. Która także, o czym Tusk zapomina, wymaga podziału władz.
Już dziś zresztą widać, że lekceważenie procedur zaczyna szkodzić rządowi Tuska w Unii Europejskiej. Kiedyś, właśnie w Wirtualnej Polsce zwracałam uwagę że minister Bieńkowska, chcąc szybko wydać unijne środki na innowacje, kilkusetmilionowe sumy kieruje do wielkich firm zagranicznych, którym łatwo wyłożyć kwoty na udział własny. Mimo że ich projekty są często wtórne, niedopracowane lub wcale nie "innowacyjne".
A nie wspiera się rodzimych wynalazków, także w małych i średnich firmach, czy uczelniach, gdzie brak środków na wdrożenie pomysłów. A dziś Komisja Europejska zakwestionowała polskie wydatki z funduszu innowacji na ponad 3,5 mld euro, używając podobnych argumentów. Tuskowi wydaje się że jego układność polityczna wystarczy w Unii. Ale okazuje się, że Unia wciąż – szczęśliwie – to "dyktat formy". I chodzenie na skróty czy luzactwo jakie prezentuje rząd Tuska jest natychmiast przez urzędników unijnych wyłapywane.
Co więcej, gdy jednym z głównych wyzwań dla systemu emerytalnego i finansów państwa będzie konieczność dopłat z budżetu (bo przyszłe emerytury będą poniżej minimalnego poziomu), to kwestia polityki prorozwojowej jest być lub nie być. To bowiem jedyna szansa na wyższe pensje, i – emerytury. A hojne wspieranie przez min. Bieńkowską firm zagranicznych i wcale nie innowacyjnych (żeby tylko szybko wydać unijne pieniądze) jest tego przeciwieństwem!
Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski