Jadwiga Kaczyńska: bałam się o syna
Znam Leszka i wiem, że nie jest kłótliwy. To, co pokazują media, nie ma nic wspólnego z prawdą o nim - mówi Jadwiga Kaczyńska w rozmowie z "Super Expressem". Opowiada, jak uciekała przed mężczyzną, który okazał się funkcjonariuszem BOR-u. Wyznaje też, jak bała się o syna, gdy ten poleciał do Gruzji i że obaj jej synowie nigdy nie dbali o wygląd.
Super Express: Jako "pierwsza matka" jest pani pod ochroną...
Jadwiga Kaczyńska: Początkowo było mi trudno. Usiłowałam nawet uciekać. To było na początku. Szłam do przyjaciół na imieniny. Zobaczyłam, że ktoś za mną idzie. Ja nie jestem tchórzliwa, ale ten mężczyzna mnie zaniepokoił. Kluczyłam po różnych uliczkach, żeby go zgubić. Jednak przechytrzył mnie - stanął pod drzwiami przyjaciół razem ze mną. Na szczęście w międzyczasie zorientowałam się, że to funkcjonariusz BOR-u... Teraz bardzo lubię tych panów. Są mili.
Czy w ciągu tych trzech lat Lech Kaczyński - pani syn - jakoś się zmienił? Media pokazują go jako człowieka kłótliwego...
- Znam Leszka i wiem, że nie jest kłótliwy. I to, co pokazują media, nie ma nic wspólnego z prawdą o nim. To jest człowiek, który absolutnie wierzy, że trzeba dla Polski zrobić pewne rzeczy i traktuje to jako misję. Stąd ta powaga.
Więc wróćmy jeszcze do pytania o zmiany. Co się zmieniło w pani synu w trakcie prezydentury?
- Zmieniło się na pewno to, że w końcu, co mnie bardzo cieszy, przywiązuje większą wagę do swojego wyglądu.
To na plus.
- Tak. Bo nie dbał w ogóle. A teraz rozumie bardziej, że to jest istotne. Od początku z moimi synami było pod tym względem okropnie. Nie dbali o wygląd - ani jeden, ani drugi.
A zmiany na minus? Mówi się, że prezydent chodzi bardzo późno spać.
- Tak. Ale Leszek zawsze raczej pracował do późna. Jarek też. Czasem pukam do jego pokoju o nawet o drugiej w nocy. I dopiero wtedy obiecuje, że się położy.
W którym momencie podczas tej prezydentury była pani najbardziej dumna z syna? Kiedy leciał do Gruzji?
- Wtedy trochę się bałam... Trudno mi powiedzieć tu coś innego, bo ja się przede wszystkim bałam. Ale poza tym myślałam - na szczęście dla siebie - że on jednak musi to zrobić.
Przez całe swoje życie mieszka pani na Żoliborzu. Teraz na Mickiewicza, wcześniej na Lisa-Kuli. Ale odkąd Lech Kaczyński został prezydentem, nie spędza pani czasu w jednym miejscu. Jeździ pani na przykład do Juraty. Dobrze się tam pani czuje?
- Lubię jeździć do Juraty. Tam jest taki spokój. Czuję się tam fizycznie dużo lepiej. Widocznie jest tam dobre powietrze. W Juracie jest pięknie. Jest tam mały kościółek. Lubię go. Ładnie w nim śpiewają. Ja zresztą bardzo lubię atmosferę kościoła. Od dziecka - tak mnie wychowano, jeszcze w domu u dziadków - mam poczucie, że kościół to takie szczególne miejsce, w którym łatwiej uwierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Jednym z przyjaciół prezydenta i premiera był Ludwik Dorn. Poznała go pani?
- Tak, naturalnie. Ukrywał się u mojej przyjaciółki, znalazłam mu miejsce. Jarek przyszedł do mnie kiedyś i powiedział, że jest taka sprawa: Ludwik Dorn nie może mieszkać już tam, gdzie mieszka, bo czekają na niego z aresztowaniem. Poszłam więc do swojej najbliższej przyjaciółki pani Barbary Winklowej. Udostępniła mu mieszkanie swego zięcia. Musiałam tam wprowadzić Ludwika Dorna. I tak go poznałam. To był rok 1981. Ale Jarek go już wcześniej znał.
Teraz drogi pani synów i Dorna się rozeszły. To się stało nagle?
- Jarek się tak nie zwierza. Czasem mówił, że Ludwik Dorn go zawodzi. Jednak to, co się stało, było dla mnie niespodziewane.
Czyta pani gazety?
- Naturalnie nie czytam "Gazety Wyborczej", bo to by było ponad moje siły. Czytam natomiast zawsze "Rzeczpospolitą", która jest różna. Wcale nie jest jednakowa. Czytam też "Gazetę Polską". Co tydzień. W środę. "Dziennik" jest kontrowersyjny. Szczególnie pan Cezary Michalski, jeśli wolno mi to powiedzieć. A chyba wolno, bo on pisze zupełnie jawnie. Więc ja też mówię jawnie. Kiedy pisał w "Życiu z kropką", był zupełnie inny.
A czego pani w jego tekstach nie lubi?
- Nikt nie jest zadowolony, kiedy ktoś mówi o jego synach rzeczy nieprawdziwe. Chyba tego najbardziej. No, ale człowiek ma prawo mieć poglądy inne.
A których publicystów pani ceni?
- Wildsteina, który mnie czasem złości. Ale czytam go zawsze. Zawsze czytam też Rybińskiego i panią Grzybowską. Bardzo lubię jej opinie. Myślę, że dobry jest też Semka i Ziemkiewicz. Bardzo sobie cenię Joannę Lichocką z "Rzeczpospolitej".
- Mam zaproszenie na tę galę. To bardzo ważna data. Więc wybieram się, choć teraz już nigdzie nie bywam. Proszę sobie wyobrazić, że ja pamiętam tę datę sprzed wojny, gdy jako mała dziewczynka mówiłam wiersz... Mój dom był bardzo patriotyczny. 11 listopada to dla mnie data ze wszech miar ważna.