"Jackson sam podał sobie śmiertelną dawkę leku"
Kluczowy świadek obrony w procesie doktora Conrada Murraya, oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci Michaela Jacksona, oświadczył w sądzie w Los Angeles, że jego zdaniem gwiazdor sam podał sobie śmiertelną dawkę środka znieczulającego.
Doktor Paul White, ekspert w dziedzinie anestezjologii, ocenił, że tylko w ten sposób można wytłumaczyć wysoki poziom znieczulającego propofolu, który Jackson przyjmował jako lek nasenny, i lorazepamu, środka o działaniu przeciwlękowym, stwierdzony w organizmie Jacksona w czasie autopsji. Jego zdaniem piosenkarz - pod nieobecność lekarza - podał sobie dożylnie 25 mg propofolu mniej więcej godzinę po tym, jak taką samą dawkę podał mu Murray, do czego się przyznał.
White ocenił też, że Jackson mógł połknąć wcześniej w nocy osiem tabletek lorazepamu, co by wyjaśniało poziom środka znieczulającego we krwi piosenkarza. - Efekt połączenia obu leków może być bardzo silny, a konsekwencje mogą być "śmiertelne" - podkreślił świadek obrony.
White podważył w ten sposób zeznania innego lekarza, Stevena Shafera, jednego ze swoich byłych współpracowników i świadka oskarżenia, który wyraził w sądzie przekonanie, że Murray wiele godzin podawał Jacksonowi propofol przez kroplówkę. Shafer argumentował, że po przyjęciu takiej ilości środków znieczulających Jackson nie byłby w stanie sam zrobić sobie zastrzyku, w czasie ok. dwuminutowej nieobecności Murraya.
Zdaniem White'a oględziny domu piosenkarza nie stwierdziły obecności kroplówki, a zeznania Murraya na temat ilości podawanego leku nie są zgodne z wynikami autopsji.
Dr White to najprawdopodobniej ostatni świadek obrony.
Jackson zmarł 25 czerwca 2009 roku. Jak ustalono, przyczyną śmierci było przedawkowanie propofolu, a lorazepam mógł odegrać jedynie pomocniczą rolę.
Eksperci zwracali uwagę, że propofol w ogóle nie powinien być stosowany jako lek nasenny, a zaordynować go można jedynie w warunkach szpitalnych, monitorując dokładnie stan pacjenta.
Jeśli lekarz Jacksona zostanie uznany za winnego, będzie mu grozić do czterech lat więzienia.