PublicystykaJacek Żakowski: Konstytucja Grudniowa. Inne prawo już w Polsce nie obowiązuje

Jacek Żakowski: Konstytucja Grudniowa. Inne prawo już w Polsce nie obowiązuje

Wola Prezesa jest wolą Narodu. Naród jest suwerenem. Suweren poznaje swą wolę za pośrednictwem Mediów Narodowych. Tak brzmi nowa Konstytucja RP. Konstytucja z 1997 roku (formalnie wciąż obowiązująca) przeszła do historii.

Jacek Żakowski: Konstytucja Grudniowa. Inne prawo już w Polsce nie obowiązuje
Źródło zdjęć: © East News
Jacek Żakowski

08.12.2017 15:05

Kto nie wie, gdzie żyje, ten żyje krócej i bardziej nieprzyjemnie. Dlatego warto bacznie śledzić wydarzenia i ogarniać ich sens. W Polsce jest to coraz trudniejsze. Bo dzieje się coraz więcej i - wedle dotychczasowej normy - coraz bardziej bez sensu. Gdy jednak znajdzie się właściwą miarę rzeczy, wszystko staje się proste, choć może niezbyt przyjemne.

Gdy Mateusz Morawiecki został przez Prawo i Sprawiedliwość namaszczony na następnego premiera, a Beata Szydło zgodziła się zostać w rządzie, stało się absolutnie pewne, że tylko jedno jest pewne. W PiS każdy robi, co mu każą, a Prezes robi, co chce. Podobna reguła obowiązuje nas wszystkich. Każdy ma robić, co mu każą, a PiS każe, co zechce. Innych praw zasadniczo w Rzeczpospolitej już nie ma. Ale kto będzie przestrzegał tego jedynego obowiązującego prawa, temu nic nie grozi. Przynajmniej chwilowo.

Beata Szydło była ostatnim premierem III RP. Mateusz Morawiecki jest pierwszym premierem RP PiS. Bo premier Szydło przynajmniej formalnie podlegała jeszcze konstytucji (z 1997 r.), prezydentowi i parlamentowi. A Mateusz Morawiecki podlega już tylko prezesowi. To jest zasadnicza zmiana ustrojowa. Symbolicznie dokonała się ona, gdy Beata Szydło złożyła rezygnację na ręce Prezesa, który wskazał nowego premiera w osobie Morawieckiego. Tak pod rządami nowej konstytucji faktycznie wygląda inwestytura. Każde dziecko rozumie, że cała reszta procedury wymiany premiera i rządu, w której weźmie udział prezydent i Sejm, to już tylko spektakl dla "ciemnego ludu". Coś jak pożeranie dzielnych chrześcijan przez lwy w Koloseum, które najlepiej zniechęcało Rzymian do ingerowania w poważną politykę.

Przewagą Konstytucji Grudniowej nad wszystkimi wcześniejszymi polskimi konstytucjami jest to, że jej materialnie nie ma. Istnienie i formalne obowiązywanie konstytucji z 1997 r. zupełnie jej nie przeszkadza. Stara konstytucja jest, ale nie działa. Nowej konstytucji nie ma, ale działa. Po uchwaleniu nowych ustaw sądowych i nowej ordynacji wyborczej ta prosta zasada zasadniczo dotyczy wszystkich praw Rzeczpospolitej. Warto zdać sobie z tego sprawę, żeby się potem nie dziwić i nie marudzić.

Jest jednak w Polsce jeden człowiek, który od czwartkowego wieczora powinien tę nową konstytucję mieć nieustannie w pamięci. Jest to - a jakże - Mateusz Morawiecki. Bo dla urzędu, który obejmuje i dla niego samego ma ona szczególne znaczenie.

Pod rządami konstytucji z 1997 r. premier był w Polsce bardzo ważną osobą. Formalnie ważniejszy był prezydent i marszałkowie Sejmu oraz Senatu, ale faktycznie to premier był pierwszą osobą w państwie, bo miał największą władzę. To się właśnie ostentacyjnie skończyło. Pod nieistniejącą Konstytucją Grudniową, która weszła teraz w życie, premier jest jednym z licznych podwładnych Prezesa, który przy pomocy różnych swoich podwładnych w Sejmie, pałacu prezydenckim i innych instytucjach, swobodnie premierów mianuje, odwołuje, przesuwa na inny posterunek, a potem - jeśli zechce - jeszcze raz mianuje, odwołuje, przesuwa gdzie indziej. Tak z grubsza działał Piłsudski, dzięki czemu na przykład zdolny matematyk, prof. Kazimierz Bartel, rektor Politechniki Lwowskiej, trzykrotnie był sanacyjnym premierem i dwukrotnie ministrem. Zamieniał się w tej roli z samym marszałkiem Piłsudskim oraz z Kazimierzem Świtalskim - zależnie od potrzeb.

Zobacz także: Morawiecki nowym premierem. To on będzie nami rządził

Analogia do doświadczenia Bartla, który może się stać pierwowzorem Szydło i Morawieckiego, sporo mówi o istocie zasadniczej systemowej zmiany, która się dokonała. Dotychczas władza była podzielona między wiele osób. Prezydent, premier, ministrowie, szefowie różnych agend, a nawet niższej rangi funkcjonariusze publiczni, mieli swoje polityczne moce i wyznaczone przez prawo względnie niezależne zakresy kompetencji, których zazdrośnie strzegli. Teraz każdy ma tyle mocy i kompetencji, ile na niego spłynie od Prezesa - wprost albo przez szczeble hierarchicznej drabiny.

Pod rządami Konstytucji Grudniowej miejsce współzależności zajęła prosta zależność. Gra o władzę stała się planszówką, na której Prezes, jako jedyny rzeczywisty gracz, ku uciesze gawiedzi i swojej, przestawia żołnierzyki, jak mu się podoba. Dziś Szydło z B4 na D6, a Morawiecki z C2 na B4. Jutro, w styczniu albo za pół roku Morawiecki z B4 na C1, Szydło z D6 na B2, Ziobro z B7 na G5, Macierewicz z B8 na F3. A sam Prezes - być może - chwilowo na B4, by zbierać hołdy z okazji stulecia niepodległości. Potem może Szydło znowu na B4, a Morawiecki ponownie na C2. Albo gdziekolwiek indziej, wedle woli Prezesa. Jak ktoś bryknie albo będzie wierzgał, to wypadnie z planszy i trafi do pudła. Na chwilę albo na zawsze.

W ten sposób - jeśli tylko PiS utrzyma się u władzy - Beata Szydło może być jeszcze pięć razy kilkumiesięcznym premierem, a Mateusz Morawiecki chyba nawet więcej. Jeśli tylko nie będą się do swoich miejsc przyzwyczajali i łatwo je oddadzą, gdy Prezes poprosi. Bo w tym systemie właśnie o to chodzi, żeby nikt nie budował sobie niezależnej od Prezesa politycznej pozycji.

Szydło troszkę niezależności cichutko przez dwa lata uciułała. Dlatego została szurnięta z B4 na D6. Macierewicz, który ją zachował, musi właśnie z tego powodu odejść. Nie dlatego, że głupio się w wojsku rządzi, ma podejrzane kontakty i ośmiesza państwo swoimi dziwactwami. A Andrzej Duda, którego - jako jedynego - chwilowo łatwo szurnąć się nie da, dostaje od Prezesa jedną nauczkę po drugiej. I już raczej nie bryknie - mimo, że Sejm znów zwykłą większością uchwalił przepisy, które prezydent wcześniej zawetował. Ale to Dudzie chyba nie pomoże. Tak czy inaczej już raczej nie będzie kandydatem Prezesa w następnych wyborach prezydenckich, bo wtedy mógłby się stać niezależny, a w planszówce Prezesa to niedopuszczalne.

Wiem, że to wszystko wydaje się państwu dziwne. Bo to faktycznie jest dziwne. Ale tak działał Piłsudski, a Jarosław Kaczyński całe życie marzył, by być jak Marszałek. Teraz, gdy żadne prawo - poza Konstytucją Grudniową - faktycznie już w Polsce nie obowiązuje, następuje wielka przemiana Prezesa w Marszałka, równe romantyczna jak przemiana Gustawa w Konrada lub Babinicza w Kmicica. I tak będzie przez jakiś czas. Jak długi ten czas będzie, zależy nie tylko od samego Prezesa, ale też od tego, jak długo my to wytrzymamy.

Jacek Żakowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)