PublicystykaJacek Żakowski: Grecja? Płacę!

Jacek Żakowski: Grecja? Płacę!

- W Polsce bardzo modne jest pastwienie się nad Grekami. Wypominanie im niepłaconych podatków, fałszowanych statystyk, dziwnych przywilejów i zadłużania kraju bez opamiętania. Ale warto sobie uświadomić, że możemy być następni – pisze Jacek Żakowski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta wyjaśnia, że zła sytuacja Grecji od lat nie była tajemnicą, tylko wszystkim było na rękę nie mówić o tym głośno. Zdaniem dziennikarza los Grecji w małym stopniu wynika z wad samych Greków, którzy „pracują najdłużej w Europie”. Co więcej – wbrew pozorom Polakom blisko do losu Greków, więc zamiast pałać żądzą zemsty, warto się z nimi solidaryzować.

Jacek Żakowski: Grecja? Płacę!
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Jacek Żakowski

- W Polsce bardzo modne jest pastwienie się nad Grekami. Wypominanie im niepłaconych podatków, fałszowanych statystyk, dziwnych przywilejów i zadłużania kraju bez opamiętania. Ale warto sobie uświadomić, że możemy być następni – pisze Jacek Żakowski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta wyjaśnia, że zła sytuacja Grecji od lat nie była tajemnicą, tylko wszystkim było na rękę nie mówić o tym głośno. Zdaniem dziennikarza los Grecji w małym stopniu wynika z wad samych Greków, którzy „pracują najdłużej w Europie”. Co więcej – wbrew pozorom Polakom blisko do ich losu, więc zamiast pałać żądzą zemsty, warto się z nimi solidaryzować.

To wygląda na żart. Ale sprawa jest śmiertelnie poważna. Tom Feeney, sprzedawca w londyńskim sklepie z butami, zaapelował do 500 milionów Europejczyków, by wpłacili po 3 euro na pomoc dla Grecji. Należę do blisko stu tysięcy osób, które już to zrobiły.

Wiem oczywiście, że moja kontrybucja nie zbawi wszystkich Greków, euro, Unii Europejskiej i świata. Ale może trochę pomoże, a na pewno zaszkodzi dużo mniej niż obwarowana absurdalnymi warunkami pomoc MFW, EBC i UE, która spowodowała, że grecki PKB spadł o jedną czwartą, dług publiczny wzrósł ze 100 do 160 proc. PKB, a miliony ludzi znalazły się w nędzy.

W Polsce bardzo modne jest pastwienie się nad Grekami. Wypominanie im niepłaconych podatków, fałszowanych statystyk, dziwnych przywilejów i zadłużania kraju bez opamiętania. Ale może warto się zastanowić, czy rzeczywiście winni są ci, którzy teraz płacą swoim życiem za katastrofę greckiego budżetu.

Na trop odpowiedzi może nas naprowadzić szczegół negocjacji między greckim rządem a Unią Europejską. Rząd zaproponował między innymi podatek solidarnościowy, który miałyby zapłacić średnie i duże firmy działające w Grecji. Komisja odrzuciła to jako działania antywzrostowe.

Podatek solidarnościowy by Grecji nie uratował, podobnie jak moja skromna kontrybucja, ale mógł choć trochę pomóc zrównoważyć budżet. Wbrew twierdzeniu Komisji, wzrostowi by nie zaszkodził. Mogłoby się tak stać tylko w sytuacji, gdyby spowodował zmniejszenie inwestycji, a dziś nikt zdrowy na głowę w Grecji nie inwestuje. Każdy kto coś zarobi, albo trzyma pieniądze w banku (najchętniej za granicą), albo tanio kupuje już istniejące biznesy (najczęściej nieruchomości), co wzrost niespecjalnie kreuje.

Komisja się nie zgodziła, bo spora część firm, które musiałyby zapłacić, ma zagranicznych właścicieli transferujących swoje zyski (po opodatkowaniu) do kraju. Grecki podatek zmniejszyłby dochody innych gospodarek i płacone w innych krajach podatki. Unia Europejska broniła więc nie tyle wzrostu gospodarczego w Grecji, co w innych krajach, których interesy reprezentuje od początku kryzysu. Działała wedle zasady, która leżała u podłoża kryzysu światowego, mówiącej, że zyski są globalne i prywatne, a straty lokalne i publiczne.

Nieczęsto bywa, by ta zasada, która jest jedną z głównych przyczyn greckiej katastrofy i dramatycznych problemów innych gospodarek, była użyta w sposób tak oczywiście jawny. Ale w sprawie Grecji jawność patologii systemu współczesnych międzynarodowych relacji od dawna jest wyjątkowa. Szokujący był już "program pomocowy" oferowany przez Trojkę. Skonstruowano go wedle tej samej zasady, co programy oferowane w latach 90. krajom azjatyckim i Rosji. Żaden z nich nie przyniósł poprawy, a wszystkie spowodowały krachy.

W Rosji podobny program zdławił rodzące się demokratyczne społeczeństwo i doprowadził do putinizacji państwa. Żaden silny politycznie kraj nie był nigdy poddany podobnej terapii, choćby miał zadłużenie podobne jak Grecja. Poprzednie greckie rządy twierdziły jednak, że Grecja nie ma wyjścia. Tak też twierdzili przysyłani z zagranicy eksperci. Islandczykom zagraniczni eksperci też próbowali takie rozwiązania wmówić. Ale Islandczycy im na szczęście nie uwierzyli. Islandia już kwitnie, w odróżnieniu od wszystkich państw, które przyjęły programy naprawcze w stylu Trojki.

Ale program Trojki nie był pierwszym wielkim programem zagranicznej pomocy dla Grecji. Poprzedni uruchomiono po wojnie, by powstrzymać marsz lewicy po władzę. Miał on głównie militarno-policyjny charakter i uczynił z Grecji kraj przypominający dzisiejszą Białoruś. Tyle, że najważniejsze decyzje zapadały nie w KGB, ale w CIA. Formalnie była demokracja, ale praktycznie rządzili ci, którzy mieli amerykańskie poparcie. A inni chętni siedzieli w więzieniach lub tajemniczo ginęli.

Gdy w latach 60. reżim zmiękł i młodzież zaczęła się masowo buntować, władzę przejęła intensywnie wspierana przez Zachód postfaszystowska junta. Opornych zamknięto w obozach koncentracyjnych a ich liderów wypchnięto na emigrację. Kolejny program pomocy okazał się konieczny, gdy junta doprowadziła Grecję do ruiny i w połowie lat 70. upadła. Kilka lat później Grecja przystąpiła do EWG, a potem stała się członkiem Unii Europejskiej. Nigdy jednak nie podniosła się z upadku, jaki między 1945 a 1975 r. zafundowały jej niedemokratyczne lub półdemokratyczne, wspierane przez Zachód i faktycznie tylko częściowo suwerenne, kierowane z Londynu lub Waszyngtonu, rządy.

Trudno jest obciążać Greków winami ich półkolonialnej władzy. Ponieważ jednak nigdy nie byli wygrani, nie mieli okazji upomnieć się o swoje. Pomoc Unii miała istotne znaczenie, ale - podobnie jak w wielu polskich miastach - okazała się budżetową pułapką, na którą Greków nie było stać. Zaciągali więc kredyty na potęgę. A to powodowało, że znajdowali się pod rosnącą presją instytucji finansowych, które (podobnie jak dziś w Polsce) skutecznie zniechęcały do obciążania podatkami zamożnych. To zaś (też podobnie jak u nas) sprzyjało ekstensywnemu modelowi rozwoju. A jednocześnie otwarcie granic na eksport z lepiej rozwiniętych krajów hamowało rozwój lokalnej produkcji. Łatwe kredyty w euro umożliwiały zaś udawanie, że wszystko jest w porządku.

Od lat wszyscy wiedzieli, że w Grecji nic nie jest dobrze. Ale wszystkim było to na rękę, więc nikt nie protestował. Zarabiały rynki obracające greckimi obligacjami. Zarabiały firmy, które zdobyły grecki rynek kosztem greckich firm. Zarabiały inne rządy, którym podatki płaciły firmy eksportujące do Grecji. A dług rósł. Wielkie międzynarodowe banki pomagały greckim rządom ten dług ukrywać w księgach. Inne rządy udawały, że o tym nie wiedzą. Wszystkim żal było mordować kurę znoszącą złote jaja.

Ciekawe pytanie brzmi: dlaczego to się skończyło? Ale z Grekami i Grecją nie ma to wiele wspólnego. Kolejny raz padli ofiarą globalnych zawirowań, na które nie mieli wpływu. Tak jak nie mieli wpływu na słynny układ Churchilla ze Stalinem, w myśl którego o losie Grecji miał decydować Zachód, a o losie Polski Rosja.

Los Grecji w małym stopniu wynika z wad Greków, którzy pracują najdłużej w Europie. Jest głównie skutkiem geopolitycznego przekleństwa, które nad Grecją ciąży podobnie, jak nad Polską. Gdybyśmy trochę wcześniej wybili się na niepodległość i razem z Grekami przystąpili do euro, dziś bylibyśmy z grubsza tam, gdzie oni. Dlatego w odróżnieniu od dużej części podpuszczanych przez media Polaków nie pałam żądzą zemsty na Grekach. Raczej czuję się z nimi solidarny. Także dlatego, że wiem, iż wbrew pozorom blisko nam do ich losu. Frankowicze już coś o tym wiedzą. A następni czekają w kolejce. I domyślam się, że kiedy Grecy zostaną już zajechani na amen, walec jadący po nich poszuka następnych. Kandydatów jest wielu. I my do nich, niestety, należymy.

Dlatego płacę na Grecję nie tylko z życzliwości (jak Tom Feeney z Londynu), ale też z roztropności. Jak to kiedyś śpiewano w kabarecie: "Lepiej teraz trochę wydać / by w przyszłości / uniknąć przykrości". Jeśli Was przekonałem, możecie się przyłączyć.

Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski

Jacek Żakowski (ur. 1957) - publicysta "Polityki", kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas, autor piątkowych "Poranków TOK FM", kilkunastu książek i programów TV. "Dziennikarz Roku 1997", laureat m.in. Superwiktora, dwóch Wiktorów i nagrody PEN Clubu, nagrody im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Członek Towarzystwa Dziennikarskiego i Rady Funduszu Mediów.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (656)