Jacek Kaczmarski ofiarą szarlatana
"Super Express" dotarł do szokujących kulisów
śledztwa w sprawie szarlatana Zygmunta B., który obiecywał, że
wyleczy z raka każdego i poił pacjentów dziwną miksturą, za którą
żądał ogromnych pieniędzy. Ratunku u niego szukał także Jacek
Kaczmarski.
07.03.2007 | aktual.: 08.06.2018 14:44
Policja ustaliła, że od umierających ludzi oszust wyciągnął co najmniej dwa miliony złotych. Ratunku u niego szukał także Jacek Kaczmarski, zmarły w 2004 roku pieśniarz, poeta i bard Solidarności. Do końca swych dni wierzył, że te środki mu pomogą- powiedział gazecie Robert Siwiec, przyjaciel Kaczmarskiego.
Choć od śmierci Kaczmarskiego minęły już prawie trzy lata, jego fani wciąż pytają: Dlaczego Jacek odwrócił się od lekarzy? Nie mogą zrozumieć, że zamiast oddać się w ręce chirurgów, którzy wycięliby mu raka krtani, Kaczmarski wybrał leczenie niekonwencjonalne.
Większość znajomych i przyjaciół Kaczmarskiego uważała, że nie chciał operacji, bo bał się, że straci głos. Dziś, po aresztowaniu Zygmunta B., już wiadomo, dlaczego nie zaufał chirurgom. Ten oszust nie pozwalał kontaktować się z lekarzami. Nawet badań kontrolnych nie pozwalał robić - mówią przyjaciele Jacka.
Mikstury B. nie miały żadnych właściwości leczniczych - czytamy w "Super Expressie". To była zwyczajna kiszonka. B. szedł do sklepu z ziołami, kupował, wrzucał wszystko do jednego kotła i mieszał bez żadnego ładu i składu. Potem to wszystko kisił. To, co powstawało mogło tylko zaszkodzić- powiedział "Super Expressowi" dr Tomasz Janus, biegły toksykolog z PAM.
Zygmunt B. działał siedem lat. Ma postawiony zarzut oszustwa, narażenia na niebezpieczeństwo życia lub zdrowia człowieka, a także prowadzenia praktyki lekarskiej bez uprawnień. W rękach policji jest także żona oszusta - Urszula B., oraz pięcioro ich pracowników- mówi Dariusz Domarecki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp. (PAP)