Jacek Jaworek nie żyje? Psycholog śledczy mówi o takiej możliwości
Minął piąty miesiąc poszukiwań Jacka Jaworka w związku z potrójnym zabójstwem, do którego doszło we wsi Borowce w pobliżu Częstochowy. Według ostatnich, nieoficjalnych doniesień, mężczyźnie ktoś mógł pomagać i podejrzany nadal się ukrywa. Innego zdania jest psycholog śledczy, jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce profilerów, były policjant dr Bogdan Lach. W rozmowie z Wirtualną Polską mówi, co mogło spotkać Jaworka.
Przypomnijmy, do tragicznego zdarzenia doszło 10 lipca. W Borowcach pod Częstochową miało miejsce potrójne zabójstwo. Według śledczych Jacek Jaworek miał zabić swojego brata, jego żonę oraz ich 17-letniego syna. Drugi, 13-letni syn zdołał uciec z miejsca zdarzenia.
Poszukiwania podejrzanego do tej pory nie przyniosły efektów. Jaworek został umieszczony przez organy ścigania na liście najgroźniejszych przestępców w Unii Europejskiej. Jest poszukiwany listem gończym i Europejskim Nakazem Aresztowania. Interpol wysłał też za nim czerwoną notę.
Wirtualna Polska rozmawiała z dr. Bogdanem Lachem psychologiem śledczym, biegłym sądowym z zakresu psychologii, jednym z najlepszych profilerów w kraju, specjalistą w dziedzinie przestępstw związanych z użyciem przemocy. Do tej pory stworzył ponad 400 profili psychologicznych i kryminalistycznych nieznanych sprawców różnych kategorii przestępstw. Ekspert jest bliższy tezy, że Jaworek jednak nie żyje…
Sprawa Mejzy. Kidawa-Błońska atakuje premiera
Pan jeszcze wierzy w odnalezienie i zatrzymanie Jacka Jaworka?
Odpowiem tak: jeśli ta osoba miała zdolności survivalowe i potrafiłaby przeżyć w trudnych warunkach, a przypominam, że w okresie zabójstwa były bardzo duże upały, a na terenach wokół Borowiec było dużo połamanych drzew, to można przyjąć hipotezę, że żyje i gdzieś się zaszył. Natomiast biorąc pod uwagę, że takich zdolności nie miał, to można założyć, że jednak nie żyje. W tej sytuacji uważam, że przeprowadzenie wywiadu wiktymologicznego (wywiady z ofiarami przestępstw – przyp. red.), które by nam pozwoliły odtworzyć dość wiernie jego sylwetkę, mogłoby nam dużo tych cieni rozjaśnić.
Od zabójstwa rodziny w Borowcach minęło już 5 miesięcy. Jeśli przyjąć założenie, że Jaworek żyje, to teoretycznie, powinien gdzieś się pokazać, pójść na zakupy, popełnić jakiś błąd. Wydawało się, że takim błędem było logowanie się w mediach społecznościowych na profilu Jacka Jaworka. Ale jak się później okazało, to był głupi żart. Okazało się, że 16-latek z kolegą założyli ten fikcyjny profil…
Niestety, przy okazji tego zabójstwa wiele osób będzie chciało zaistnieć i robić tzw. inscenizacje. Będą podawać informacje, które trudno sprawdzić. Takie sytuacje, generują osoby, które chcą być na świeczniku. To bardzo zaburza obraz śledztwa, bowiem każdy taki wątek jest badany przez policję, która angażuje ludzi, czas i środki. O ile te środki, w początkowych dniach poszukiwań były dość duże, to z czasem systematycznie topniały.
W lipcu poszukiwania Jaworka dla polskiej policji były priorytetem. Odprawy w komendach rozpoczynały się od nazwiska podejrzanego. Rzucono bardzo dużo sił policyjnych w zatrzymanie mężczyzny. Dzisiaj wydaje się, że temat zszedł z agendy najważniejszych zadań dla mundurowych.
To prawda. Z każdym dniem temperatura wokół zbrodni w Borowcach topniała. W porównaniu do początków akcji poszukiwawczej obecnie skala działań jest znacznie mniejsza. Jako były psycholog śledczy i były policjant, dzisiaj całą energię spożytkowałbym na dogłębne poznanie tej osoby. Zapewne duży wpływ, że tak się nie stało miały procedury i czynności wykonywane z małoletnim świadkiem tych zdarzeń (13-letnim chłopcem, któremu udało się jako jedynemu uratować – przyp. red.). Ten czas teraz działa na rzecz osoby, która jest poszukiwana.
Myśli Pan, że kluczowe dla poszukiwań mogły być zeznania 13-letniego chłopca, któremu udało się przeżyć ten koszmar?
Myślę, że były bardzo ważne. Trudno temu nadać określoną wartość, bo nie znamy treści tych zeznań. Zazwyczaj jednak takie osoby, opisując całą sekwencję zdarzeń, pozwalają naprowadzić policję na właściwy trop. Podobnie ze świadkami, którzy przedstawiają sekwencje związane z przeszłością poszukiwanego, a dotyczące jego relacji z otoczeniem, ludźmi, ale także związane z jego umiejętnościami czy zwyczajami. O tym możemy się dowiedzieć, gromadząc tylko informacje z wielu poziomów. Czy takimi służby dysponują nie wiadomo. Patrząc na działania organów ścigania i rozgłos, jaki nabrała ta sprawa, to jest mało prawdopodobne, by do policji nie dotarła żadna informacja o lokalizacji Jaworka. Te działania były szybkie.
Tu bym się nie zgodził. Bo od zgłoszenia o tragedii, poprzez przyjazd policji i do rozpoczęcia akcji poszukiwawczej minęło kilka godzin. Według policyjnych informatorów mogło to być kluczowe dla ucieczki Jaworka. Tym bardziej że mógł znać pobliski teren jak własną kieszeń…
Powiem szczerze, że z tego co widziałem, to jest taki teren, że faktycznie można było się w różnych miejscach ukryć. Wszystko zależy od stanu psychicznego podejrzanego, zwłaszcza emocjonalnego. Czy w przypadku Jaworka nie doszło do tzw. samobójstwa poagresyjnego? Zazwyczaj osoby, które mają zawężenie posytuacyjne, są bardzo skłonne, by taką decyzję podjąć. Wejście w jakąś norę, kryjówkę, ziemiankę i tam popełnić samobójstwo. W tym przypadku wydaje się bardzo prawdopodobne.
Przy takich technikach policyjnych, przez blisko pół roku, służby nie odnalazłyby ciała?
To jest olbrzymi teren. Czasami prowadząc badania sektorowe, byliśmy przekonani, że zwłoki z bardzo dużym prawdopodobieństwem są ukryte w jednym miejscu. Podczas przeszukania terenu nie natrafiliśmy jednak na ciało. A później okazywało się, że tam były. I nawet najlepsza technika nie pomoże, jak człowiek popełni błąd. W przypadku Jaworka, gdyby popełnił samobójstwo poagresyjne, bezpośrednio po zdarzeniu były bardzo sprzyjające warunki szybkiemu rozkładowi ciała. Co innego gdyby ta sytuacja miała miejsce teraz, a nie w lipcu. Kryminalistyce bardziej sprzyja zima, a nie lato.
Według ostatnich nieoficjalnych doniesień, Jaworkowi mógł ktoś pomagać przy zbrodni. Jedna z wersji mówi o tym, że mógł ją wcześniej precyzyjnie zaplanować. Pan bardziej się skłania ku hipotezie samobójstwa poagresyjnego, ale dla służb, dopóki nie znaleziono ciała, sprawa jest nadal otwarta. Śledczy czyhają na błąd podejrzanego. Jest to jeszcze realne, skoro od lipca nie mamy żadnych nowych sygnałów?
Pamiętam sprawę poszukiwawczą, w której mieliśmy do czynienia z podejrzanym, który podkładał ładunki wybuchowe i "wysyłał ludzi w powietrze". Sprawca zaszył się w swoim domu na strychu. Stworzył sobie swój świat. Miał łazienkę, mini-kuchnię, miejsce do spania. Dwa lata się ukrywał…
Popełnił błąd?
On osobiście nie… Okazało się, że wszystko dostarczała mu jego partnerka. Poddaliśmy szczegółowej analizie… wyrzucanie śmieci przez kobietę. To było bardzo dziwne. Wywoziła je bardzo daleko, nie składowała ich koło domu. Analiza zawartości śmieci potwierdziła, że podejrzany funkcjonuje i ma się dobrze.
Jaworek, jeśli oczywiście żyje, może też wykazać się tzw. ludzką słabością?
Weźmy przypadek Josefa Fritzla i córki z Austrii. Ile to trwało? Bardzo długi czas. Córka nie wychodziła przez bardzo długi czas, nie miała nawet kontaktu ze światłem dziennym, a trwało to latami… Najpierw urodziła jedno dziecko, później drugie… Dlatego służby powinny kłaść teraz nacisk na analizę środowiska. Jeśli on faktycznie żyje, i ktoś mu w tym pomaga dalej, to też nie pozostaje bez śladu. A krąg osób, które mogą mu pomagać, jest ograniczony. Nie sposób sobie wyobrazić, że Jaworek wpadł do jakiegoś domu, sterroryzował właścicieli i ukrywa się tam jak gdyby nigdy nic przez ponad 5 miesięcy. Moje przewidywania jednak idą w kierunku, że on nie żyje.