PublicystykaJacek Czaputowicz nie pęka i idzie w zaparte

Jacek Czaputowicz nie pęka i idzie w zaparte

Do bólu poprawny, wręcz łagodny – taki w swoim expose był minister spraw zagranicznych. Uwierzyć mu może jednak chyba tylko ten, kto od dwóch lat nie miał dostępu do prasy. To był festiwal niedomówień, odwracania pojęć i logicznej ekwilibrystyki.

Jacek Czaputowicz nie pęka i idzie w zaparte
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka

21.03.2018 | aktual.: 21.03.2018 16:45

Jacek Czaputowicz już na początku powołał się oczywiście na „suwerena”, a co jeszcze lepsze na... konstytucję. To raczej zły prognostyk dla jego wiarygodności - jego rząd konstytucję złamał i to w poważnym stopniu, więc mógł chociaż ten temat przemilczeć.

To rzekomo konstytucja nakazuje prowadzić politykę zagraniczną na zasadzie podmiotowości ("nic o nas bez nas"). Oczywiście, że tak, tylko znając praktykę PiS-u, to ta podmiotowość polega na bezzasadnym awanturnictwie i robieniu sobie wszędzie wrogów, a to prosta droga do tego, żeby wszystko co się dzieje w Europie i na świecie, odbywało się bez naszego udziału.
Jakim cudem można wygłaszać zdanie "nic o nas bez nas", jednocześnie robiąc wszystko, aby nasz głos nie był traktowany poważnie? To czysta definicja przeciw skuteczności.
Jeżeli chodzi o suwerena, to ciągle znaczna większość Polaków chce być w Unii, a doprowadzenie na własne życzenie do uruchomienia art. 7 przez Wspólnotę raczej nie jest tym, czego ów suweren oczekuje od rządu.

Przyjazny stosunek to słabość?

Dalej minister powołał się na narodową niepodległość, państwową suwerenność i „rozwój cywilizacyjny Polski w podmiotowych relacjach na łonie wspólnoty międzynarodowej”. Cały problem w tym, że pod hasłem narodowej niepodległości i państwowej suwerenności PiS rozumie łamanie wszelkich zasad i nieliczenie się z sojusznikami.

Każdą krytykę własnych poczynań odbiera lub przedstawia jako atak na Polskę. Jak się jest w Unii, to trzeba liczyć się ze zdaniem innych krajów, szczególnie jeżeli chcemy, żeby on liczyły się z naszym. PiS owo liczenie się z innymi krajami prezentuje często jako słabość, uległość, a wręcz zdradę narodu. Nie można być narodowym egoistą i oczekiwać, że inni będą działać altruistycznie na naszą rzecz. Całe szczęście, że zdecydowana większość krajów Unii ma inne podejście i nigdy nie nastawała na naszą podmiotowość. Unia nigdy nie traktowała nas przedmiotowo, to tylko wytwór paranoidalnej wyobraźni piewców teorii oblężonej twierdzy.

Swój do swego ciągnie

Jacek Czaputowicz wygłosił tezę, według której pozycja w świecie wynika z pozycji w Europie, a tę można osiągnąć poprzez silny sojusz z naszymi sąsiadami w Europie środkowej. Tonący brzytwy się chwyta i liczy na kraje, którym mniej na sercu leżą wartości demokratyczne i mają w miarę podobną "mentalność", jednak tą mentalnością, szczególnie w przypadku Węgier (głównej nadziei rządzących) jest wcześniej wspomniany egoizm narodowy.

Jeden egoista może lubić innego egoistę, bo są podobni. Ich współpraca nie wróży jednak nic dobrego, jeżeli każdy myśli tylko o sobie. Wprawdzie minister powiedział, że należy szanować interesy krajów regionu, wręcz ich bronić, ale tylko tych, które są zbieżne z naszym interesem. Potem rządzący będą zapewne bardzo zdziwieni, gdy Orban nas „wystawi” w jakiejś ważnej sprawie, bo jego krajowi będzie się to opłacało. Jak na przykład przy głosowaniu na Donalda Tuska.

Zgniły zachód

Dużo ciekawsza jest teza druga, według której UE znajduje się w kryzysie aksjologicznym, instytucjonalnym i dotyczącym bezpieczeństwa zewnętrznego. Święta racja, z tym że przyczyną tego kryzysu są rządy PiS w Polsce, Orbana na Węgrzech oraz wzrost znaczenia im podobnych w innych krajach.

Kryzys aksjologiczny to inaczej kryzys wyższych wartości. Stara śpiewka o „zgniłym, zepsutym, zdegenerowanym zachodzie” jest jak widać wiecznie żywa. Jednak minister nie dodał, że to wartości katolicko-narodowe są na zachodzie w kryzysie, a nie wartości UE.
Te, pomimo wybojów, mają się świetnie (oczywiście zawsze może być lepiej). Wolność, demokracja, tolerancja, otwartość, różnorodność, indywidualizm, podmiotowość jednostki, równouprawnienie kobiet. To są nazwy tego "kryzysu aksjologicznego" według naszych ultra tradycjonalistów. To kolejny dowód, że PiS chce „nawracać” Europę, jednak jak śpiewał pewien piosenkarz, można by powiedzieć im, że: "nawracacie ludzi, a to was trzeba nawracać".

Na dowód tego jak trafny jest to cytat przytoczę słowa ministra o tym, że Europa ma problem z... kryzysem procedur demokratycznych i... renacjonalizacją polityk państw europejskich, a nawet z... rosnącym eurosceptycyzmem. Naprawdę, trudno o większy tupet, poseł Piotr „Liroy” Marzec powinien tylko dodać: „i z przeklinaniem”. Wtedy mielibyśmy absurd kompletny.

Chcemy sojuszu, mamy kryzys

Kolejna teza jest w sumie oczywista. Sojusz wojskowy z USA jest kluczowy dla naszego bezpieczeństwa i w naszym interesie leży wzmacnianie go, jednak mamy właśnie do czynienia w największym od dawna kryzysem w relacjach z tym krajem. Miejmy nadzieję, że chociaż tutaj rząd pójdzie po rozum do głowy i wycofa ustawę o IPN albo zmieni ją tak, żeby znaczyła zupełnie co innego, a to akurat potrafią.

Czaputowicz za nasze główne zagrożenie uważa Rosję, co również oczywiste, jednak wielu europejskich polityków zdaje się wypierać ten fakt. Minister chwali się współpracą z innymi armiami Europy i NATO, to bardzo dobrze, jednak jak twierdzą niektórzy eksperci od wojskowości ciągle za mało na odparcie ewentualnego ataku.

Dalsza część expose dotycząca naszej roli w ONZ przypomina trochę wypowiedź Miss USA o tym, że marzy o pokoju na świecie. Jest zbiorem poprawnych ogólników. W części o Unii Europejskiej minister opowiada się za wzmocnieniem roli parlamentów narodowych, ponieważ to one mają demokratyczny mandat. Atakuje Komisję Europejską (co mnie nie dziwi) i Parlament Europejski, ale ciężko wyobrazić sobie istnienie Unii i integrację bez tych instytucji. Zresztą PE jest wybierany bezpośrednio przez obywateli, a KE przez polityków, którzy zostali wybrani, więc zarzut o niedemokratyczność jest nie na miejscu.

Ministrów też nie wybiera suweren, lecz jego przedstawiciele (a często jeden przedstawiciel). Czaputowicz deklaruje się jako przeciwnik "Europy dwóch prędkości". To oczywiste, jednak równie oczywiste jest, że do podobnych pomysłów doprowadziły działania jemu podobnych, czyli takich, którzy nie szanują wartości europejskich. Nowy minister chce też dalej dostawać od Unii fundusze strukturalne, zapewniając, że gdy się wzbogacimy, będziemy więcej płacić niż brać. Dobrze, że w ogóle to przyznał, bo nie tak dawno prezydent Duda stwierdził, że "nie chcemy pracować na innych".

Oczywiście Czaputowicz w kwestii praworządności nie ma swojemu rządowi nic do zarzucenia, uważa, że sprawa ta nie powinna wpływać na wysokość dotacji, że działania PiS-u do których zarzuty ma Unia, wręcz umacniają w Polsce demokrację, a kryteria Wspólnoty są niejasne. Naprawdę nie wiem, na jakiej podstawie oczekuje, że kraje Wspólnoty będą wbrew temu co mówił prezydent "pracowały na innych" czyli nas, a jednocześnie tolerowały łamanie podstawowych jej zasad. Całe szczęście w kwestii sojuszników minister nie rugał np. Niemców, ale wskazał ich jako partnerów gospodarczych. Generalnie expose pokazuje raczej łagodną twarz rządu, niestety wszyscy wiemy, że ma też inną.

Dresiarz w teatrze

Polska pod rządami PiS, na arenie europejskiej przypomina dresiarza w teatrze, który beka, otwiera piwo, szturcha ludzi i cieszy się, że nikt mu nie będzie nic dyktował i nikt mu nie podskoczy. Może i tak jest, rzeczywiście dresiarz jest „suwerenny”, ale jeżeli powie, że w środowisku bywalców teatru zdobył pozycję, to będzie znaczyło, że od rzeczywistości jest odklejony.

Słowem, nie tak się zdobywa szacunek, a ów dresiarz zostanie upomniany, a gdy to nie przyniesie skutku wyrzucony z owego teatru w asyście policji, po czym nie będzie miał do niego wstępu. Może się cieszyć, że nie jest jak ten inteligencik, który każdego przepuszcza i siedzi cicho podczas spektaklu, ale czy naprawdę na tym polega wstawanie z kolan? To jest wyznacznikiem pozycji?

Wyznacznikiem naszej pozycji było zdobycie ogromnych funduszy za pomocą negocjacji nie gróźb. Wyznacznikiem pozycji było namaszczenie nas przez Europę do rozwiązania konfliktu na Majdanie, co zakończyło się dużym sukcesem (Janukowicz zrezygnował, nie doszło do wielkiej masakry, ani wojny domowej, a Putin zatrzymał się na wschodnich rubieżach Ukrainy).

Naprawdę nikt nas do niczego nie zmusza, nie jest żadnym osiągnięciem nierobienie tego co chce UE, to nie Związek Radziecki. Osiągnięciem jest sprawienie, że będziemy mieli wpływ na to co robi wspólnota, że będzie robić to czego chcemy, a do tego nam coraz dalej.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)