ŚwiatIzrael zaatakował fabrykę broni chemicznej w Syrii. Ryzyko wojny regionalnej jest coraz większe

Izrael zaatakował fabrykę broni chemicznej w Syrii. Ryzyko wojny regionalnej jest coraz większe

Izraelskie samoloty zaatakowały fabrykę broni chemicznej w Syrii. Armia państwa żydowskiego rozpoczęła też wielkie ćwiczenia symulujące walki w Libanie. Wojna w Syrii, która dotknęła nawet Polskę, przechodzi w nową fazę. Rośnie groźba konfliktu regionalnego.

Izrael zaatakował fabrykę broni chemicznej w Syrii. Ryzyko wojny regionalnej jest coraz większe
Źródło zdjęć: © Reuters
Jarosław Kociszewski

07.09.2017 | aktual.: 07.09.2017 13:32

Celem izraelskich samolotów był ośrodek badawczy koło miejscowości Masjaf w zachodniej Syrii, gdzie produkowano broń chemiczną, bomby w beczkach i rakiety. Damaszek przyznał, że zginęło przynajmniej dwóch żołnierzy, a kilku zostało rannych. W okolicy wielokrotnie widziano też oficerów z Iranu i libańskiego Hezbollahu. Ponadto Masjaf leży niecałe 50 km od głównej, rosyjskiej bazy morskiej w mieście Tartus, czyli teoretycznie znajduje się pod parasolem ochronnym najnowocześniejszych, rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej.

Termin i cel nalotu został dobrze przemyślany. Dzień wcześniej ONZ ogłosiła raport, z którego wynika, że Damaszek wielokrotnie używał broni chemicznej przeciwko swoim obywatelom. Dzięki temu nikt nie może mieć pretensji do Izraelczyków o zniszczenie zakładu produkującego zakazaną broń masowego rażenia. Pikanterii dodaje fakt, że dokładnie dziesięć lat wcześniej izraelskie bomby zburzyły reaktor atomowy budowany w Syrii przez Koreę Północą. Nalot na Masjaf wyznacza też linie następnego konfliktu, w który przeobraża się syryjska wojna domowa.

W północnym Izraelu rozpoczęły się największe od dwudziestu lat manewry, które mają przygotować IDF, armię państwa żydowskiego, do konfrontacji z Hezbollahem na terytorium Libanu. Planiści ze sztabu generalnego w Tel-Awiwie nie mają wątpliwości, że konflikt z szyitami nadejdzie, choć spodziewają się, że teatrem najważniejszych działań będzie Syria, a nie Liban.

Nowa faza wojny w Syrii

Trwająca od 2011 r. wojna domowa wygasa, a raczej zmienia charakter. Kończy się okres kompletnego chaosu i walk z udziałem setek organizacji i bojówek. Rosyjska interwencja uratowała reżim Baszara el Asada. Z kolei ku upadkowi chyli się tzw. Państwo Islamskie, choć jego agonia może ciągnąć się miesiącami. Z gry o najważniejsze rejony na zachodzie i w centrum Syrii wypadli Amerykanie, których wpływy ograniczają się do terenów zajętych przez Kurdów i rejonów przy granicach z Irakiem i Jordanią. Na północy o swoje wpływy walczy Turcja.

Najpotężniejszym graczem na scenie są Rosjanie, którzy przede wszystkim chcą zarobić na odbudowie kraju i zapewnić sobie wpływy w regionie. Z kolei dla Iranu Syria jest drogą wyjścia z izolacji i budowy mocarstwowej pozycji na Bliskim Wschodzie. Teheran tworzy strefę wpływów obejmującej bogate tereny ciągnące się od granic Republiki Islamskiej przez Irak i Syrię, aż po Liban i wybrzeże Morza Śródziemnego.

Próba ognia jest nieuchronna

Izraelczycy są przekonani, że takie rozstawienie figur na bliskowschodniej szachownicy grozi regionalnym konfliktem. Wcześniej czy później Irańczycy wraz ze swoimi sojusznikami z Hezbollahu będą chcieli przetestować gotowość i determinację państwa żydowskiego.

Atak z Libanu byłby zbyt kosztowny dla wywodzącego się stamtąd Hezbollahu, a niewielkie terytorium kraju ułatwia działania Izraelczykom. Z kolei wielkie przestrzenie Syrii stwarzają nowe możliwości. Nie przypadkiem Iran buduje tam nowe fabryki rakiet dalekiego zasięgu, które będą mogły precyzyjnie razić cele w całym Izraelu.

Bliskowschodnie realia pokazują, że równowaga sił zawsze rodzi się na polu bitwy. Nikt nie jest skłonny pominąć etapu rozlewu krwi i od razu przejść do zakulisowych rozmów. Najpierw trzeba się zmierzyć, zdobyć jak najlepszą pozycję negocjacyjną i wywalczyć równowagę strachu, która na jakiś czas zagwarantuje przestrzeganie nieformalnego układu wypracowanego w ostatnich dniach walk.

Rosjanie i Izraelczycy mogą zacząć do siebie strzelać

Największe jest jednak ryzyko bezpośredniego starcia pomiędzy Izraelczykami i Rosjanami, którzy rozmieścili w Syrii nie tylko samoloty, ale także najnowocześniejsze systemy przeciwlotnicze S-400. Teoretycznie, instalacje te kontrolują niemal całe terytorium Syrii i Izraela, co oznacza, że Rosjanie zapewne widzieli zespół uderzeniowy zbliżający się do Masjaf i postanowili nie reagować.

Premier Netanjahu kilkakrotnie rozmawiał z prezydentem Putinem. Obie strony wypracowały metody komunikacji i unikania zatargów, ale nadal nie wiadomo, jak daleko Moskwa pozwoli Izraelczykom się posunąć. Państwo żydowskie od miesięcy testuje granice, a atak na instytut chemiczny oznacza dalsze ich przesunięcie. Czy Rosjanie pozostaną bierni, nawet jeżeli Izraelczycy postanowią zniszczyć nowe zakłady rakietowe? Jeżeli nie, to najpierw atakujące samoloty będą musiały "wyłączyć" instalacje S-400. Jak Moskwa zareaguje na śmierć swoich żołnierzy? Czy w takiej sytuacji Amerykanie zaangażują się na tyle szybko i mocno, by zapobiec wybuchowi wojny regionalnej? A może stanie się rzecz nie do pomyślenia i rosyjskie rakiety Kalibr zostaną wystrzelone w kierunku Izraela?

Wojna domowa w Syrii trwa już ponad 6 lat i kosztowała życie setek tysięcy ludzi. Spowodowała kryzys migracyjny, który wstrząsnął posadami Unii Europejskiej. Stał się nawet problemem w relacjach między Warszawą i Brukselą. Teraz następuje przesilenie, które nie oznacza uspokojenia sytuacji. Coraz więcej, optymistycznie nastawionych, uchodźców wraca do domów, ale już wkrótce ich kraj może stać się teatrem kolejnego, jeszcze groźniejszego konfliktu.

iransyriarosja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (222)