IV RP jeszcze wróci
I znowu, kolejny raz, rządząca formacja przejmuje władzę przekonana, że historia się skończyła. Że odtąd wszystko już będzie należało do niej. Opozycja na zawsze zdruzgotana i bez znaczenia, karty i stołki rozdane raz na zawsze. Prezydent? Przejdziemy weto wspólnie z postkomunistami – przekonują. Wielki klub opozycji? – bez znaczenia, zostaną przegłosowani. Kaczyńscy? – skompromitowani i pogrzebani politycznie. Pozostaje tylko wzięcie władzy i sprawowanie jej w krótkich przerwach poświęcanych na świętowanie cudów, które nastąpią same z siebie i „dożynanie watah”, które przeszkadzają w konsumpcji.
23.10.2007 | aktual.: 23.10.2007 15:06
Takie marzenie, brzmiące jak miauknięcie sytego kocura odpoczywającego w letnim słońcu po udanym polowaniu, dało się słyszeć na wieczorze wyborczym PO. Z wygłoszonych tam słów i tego, co politycy PO wypowiedzieli później, wyłania się jasny plan rządzenia: likwidacja z takim trudem budowanych zaczątków IV RP, takich jak twarda walka z przestępczością w prokuraturze, wyrwanie zębów nowym instytucjom, takim jak CBA, ponowne uszczelnienie systemu medialnego, by nic nie przeszkadzało chórom zawodzącym pochwalne pieśni.
A przecież ta historia, jak każda walka polityczna w demokratycznym państwie, wcale się nie kończy. Obóz Prawa i Sprawiedliwości, utożsamiany z partyjnymi barwami, ale przecież w rzeczywistości o wiele szerszy, skupiający wszystkich mających ambicję budowy prawdziwie nowoczesnego państwa, trwa. Wychodzi wprawdzie z tej kampanii lekko pokiereszowany, zmęczony, ale przecież w swojej istocie nienaruszony. Przekonanie o potrzebie jedności, świadomość znaczenia silnego przywództwa, jasna diagnoza patologii pozostają bez zmian. Co więcej, dwa lata rządzenia pokazały trafność tego rozpoznania i skuteczność proponowanych recept. Po raz kolejny okazało się, że przestępczość spada, kiedy prawo jest twarde, a policja zdeterminowana. Realna pozycja kraju na arenie międzynarodowej, niezależnie od ataków medialnych, rośnie, kiedy on sam zaczyna się szanować. Gospodarka rozwija się pomimo zaniechania prostackich liberalnych recept XIX-wiecznej ekonomii, pomimo braku zgody na dokładanie obciążeń najsłabszym grupom
społecznym. Korupcja znika, gdy pojawia się strach – nie tyle przed więzieniem, ile przed tym, czego boją się wszyscy w najbardziej nawet demokratycznych państwach? przed nagraniem korupcyjnej propozycji, przed złapaniem w momencie przyjmowania łapówki.
Spore atuty ma ten obóz także w warstwie instytucjonalnej. Prezydent związany z projektem IV RP, przez niego wyniesiony do władzy. Silna grupa poselska, zdeterminowana do obrony własnego dorobku. Umiejętność postępowania z mediami, niestety coraz bardziej wrogimi, coraz mocniej trzymanymi za twarz pod hasłami wolności, podczas gdy w rzeczywistości jest to wolność bycia stronniczym i ślepym na jedno, platformersko-lidowe, oko. To jest i niezależnie od tego, jaka koalicja zostanie zbudowana w nowym sejmie, będzie potężnym zapleczem. No i do tego te dwa miliony nowych wyborców, którzy w 2007 roku dołączyli do wyborców IV Rzeczypospolitej sprzed dwóch lat. A jednak może ktoś zapytać: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego wybory zostały przegrane, z jakiego powodu dały aż taki triumf partii Donalda Tuska? Na pewno popełniono błędy, na pewno nie wszystkie fronty trzeba było otwierać. Ale przecież uważni obserwatorzy sceny politycznej wiedzą, że w czasie ostatnich dwóch lat środowisku Adama
Michnika sprzymierzonemu z gdańskimi liberałami wcale nie chodziło o to, co PiS zrobił czy czego zaniechał. Zła była w tym czasie ta formacja z definicji. Nie tylko jej cele, ale i rodowód były powodem brutalnych ataków. Zły był mięciutki i ubóstwiany dziś przez salon Kazimierz Marcinkiewicz, zła i nieudolna była wcześniejsza ikona liberałów, waleczna profesor Zyta Gilowska. Jarosław Kaczyński obrywał, gdy próbował, jak mówiono, kierować z tylnego siedzenia. A kiedy postanowił wziąć premierostwo, okazało się, że jest szalony, bo pragnie pełni władzy.
Trudno nie przyznać racji premierowi, gdy stwierdza, że jego obóz po prostu nie dał rady potężnemu frontowi sprzeciwu wobec naprawy państwa – od? Faktów i Mitów” do „Gazety Wyborczej?. Trudno nie uznać, że jest poziom manipulacji i hałasu, na który nie ma rady. Tak było tym razem. Bitwa została przegrana.
Ale przecież nie wojna. Tym bardziej, że jeśli tezy o niewydolności państwa polskiego oplecionego siecią agresywnych grup lobbystycznych i politycznych są prawdziwe, a przecież są, to natknie się na nie każda nowa władza. Postkomunistyczną hybrydę można przypudrować i nic nie robić, ale nie da się z jej pomocą osiągać realnych celów – zwalczać przestępczości, budować autostrad, realnie uruchamiać konkurencję i budować wolny, ale uczciwy rynek. To się musi rozwalić, to musi pęknąć.
O tych dwóch latach IV RP nie da się po prostu zapomnieć, jak to próbowano zrobić z okresem rządu Jana Olszewskiego. Nie da się uznać, że odsłonięte patologie nie istniały – zbyt wiele pokazano, a sporo zapewne poznamy wkrótce.
No i jeszcze jedna sprawa: pytanie, kto zwyciężył w tych wyborach? Czy Donald Tusk może liczyć na pełne wsparcie wszystkich przyjaciół Rywinlandii? Na pewno w ostatnim okresie przed wyborami Tusk mógł odnieść takie wrażenie. Ale to ułuda. Realnym celem środowiska „Wyborczej? i postkomunistów jest pełna władza grup dziś skupionych w LiD. I albo szef PO uzna tę logikę i zacznie im służyć, albo czeka go wojna. Prędzej czy później. Wilki pilnujące swoich interesów na zapleczach sztabów wyborczych prędzej czy później znowu, jak w czasie afery Rywina, rzucą się sobie do gardeł. Kąsków do sprywatyzowania zostało niewiele – więc pewnie prędzej. IV RP jeszcze wróci.
Tomasz Nienac