Islamscy fanatycy z Europy wyjdą z więzień. Jak ich zatrzymać? Jak Polska pedofilów?
Ponad stu doświadczonych islamskich terrorystów wyjdzie do 2023 roku z europejskich więzień. Co z nimi zrobić? Rozsądek podpowiada: nie wypuszczać, bo są jak odbezpieczony granat. Ale jakim prawem moglibyśmy to zrobić?
Dziś szczególny dzień – 17. rocznica zamachu terrorystycznego, który zmienił historię. Ataku na Nowy Jork dokonała grupa fanatyków, którzy za spiritus movens swojego działania obrali radykalny islam – dając początek fali mniejszych i większych zamachów. I całej generacji terrorystów, którzy dokonywali najstraszliwszych zbrodni w imię Allaha. To głęboka, fanatyczna wiara i sprytna indoktrynacja dokonana ustami religijnych przywódców i watażków, pchała ich do zbrodni.
Wysadzali siebie i innych w powietrze, atakowali dworce, pociągi, lotniska, szkoły, kluby muzyczne i zwykłych ludzi na ulicach. Mordowali w imię swojego boga w Madrycie, Londynie i Paryżu. Zabijali w Berlinie, Brukseli i wielu innych miejscach. Wielu było Europejczykami, urodzonymi w UE dziećmi imigrantów, posiadającymi obywatelstwo belgijskie, francuskie, brytyjskie czy niemieckie. Część zginęła, część pojechała znaleźć „sławę” i kobiety na syryjskiej pustyni. A część poszła siedzieć. Sęk w tym, że kiedyś z tych więzień wyjdą.
Raport think-tanku GLOBSEC ostrzega: do 2023 r. ponad setka doświadczonych islamskich terrorystów wyjdzie z europejskich więzień. To często zaprawieni w bojach dżihadyści z upadłego "państwa islamskiego", którzy, gdy wyjdą, mogą zrobić Europie coś znacznie gorszego niż lata 2015-2016 (zamachy na redakcję Charlie Hebdo, klub Bataclan, atak w Nicei i w Berlinie). W więzieniu wielu z nich – piszę w rodzaju męskim, bo według raportu Globsecu typowy europejski przedstawiciel islamskiego terroryzmu to bezrobotny, kiepsko wykształcony mężczyzna koło 30-tki – tylko zahartowało się w swoim radykalizmie.
I tu pojawia się kluczowe pytanie: dlaczego ci ludzie w ogóle wyjdą z więzienia?
Bestie i terroryści
Kłania się casus, jakim w polskim prawie była ustawa o bestiach. Pamiętacie? "Bestie" to pedofile, co do których istniała niemal pewność, że na wolności, po np. 25 latach spędzonych w więzieniu, zaatakują ponownie. A że od ponad ćwierć wieku należymy do krajów cywilizowanych, które kary śmierci nie orzekają – i słusznie – to dostają dożywocie albo właśnie 25 lat. Niektórzy dżihadyści dostali mniej. Nikt nie myślał wtedy, co potem.
Odpowiedź wydaje się prosta – skoro odsiedzą wyroki, nie mamy prawa, jako praworządne społeczeństwo, trzymać ich w tych więzieniach dalej. Tak, nie mylicie się - musimy w całej Europie wypuścić z więzień islamistycznych fanatyków, ryzykując, że powrócą na ścieżkę terroryzmu i znów przeprowadzą atak, w którym zginąć może każdy z nas – bo nigdy nie wiadomo, czy tym razem na cel zbrodniczego planu nie upatrzą sobie akurat n a s z e j ulicy. Ale tak jak nikt nie może być sądzony dwa razy za to samo przestępstwo, tak samo jak nikt nie może ponosić dalej kary, skoro zasądzony wyrok odsiedział.
Co jest ważniejsze? Bezpieczeństwo milionów niewinnych Europejczyków czy prawa człowieka, które są niezbywalne i przysługują także więźniom, także tym, którzy popełnili najcięższe przestępstwa? Deportować ich nie można, bo to w większości ludzie urodzeni w Europie, obywatele Belgii, Francji, UK, Niemiec. Polacy? Polska badaniem Globsecu objęta nie była, bo u nas takich doświadczonych dżihadystów nie ma. A jeśli polskie nazwiska przewijają się przez policyjne raporty w UE, to są to osoby, które zradykalizowały się na emigracji.
Co z nimi zrobić? Oskarżyć ponownie i wsadzić znów za kratki – nie możemy? Założyć każdemu "ogon" policji i Interpolu, nie spuszczać z oka, pilnować – tak, to oczywiście, możemy. Ale to wymaga czasu, pieniędzy i ludzi. I nigdy nie ma stuprocentowej gwarancji, że organy ścigania będą w stanie zapobiec kolejnym zamachom.
A może zróbmy ustawę o bestiach dla terrorystów?
Na pewno ktoś zapyta: skoro mamy w Polsce ustawę o bestiach–pedofilach, która pozwala po zakończeniu wyroku trzymać takich ludzi dalej w klatce, dlaczego nie zrobić jeszcze jednej – o bestiach-terrorystach?
Przypomnijmy: to prawo, wprowadzone za drugiego rządu Donalda Tuska, w 2013 r., dotyczy przestępców "z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób", których zaburzenia sprawiają, że prawdopodobieństwo recydywy po wyjściu z więzieniach jest u nich szczególnie wysokie. Jedną z osób objętych tą ustawą jest najsłynniejszy polski pedofil Mariusz Trynkiewicz.
Procedura orzekania w kwestii uznania kogoś za stwarzającego zagrożenie polega na tym, że szef zakładu karnego, w którym siedzi "bestia", kilka miesięcy przed jej zwolnieniem wnioskuje do sądu, by ową "bestię" uznał za stwarzającą zagrożenie. Na podstawie opinii psychiatrycznej i psychologicznej oraz po uzyskaniu opinii biegłych psychiatrów sąd decyduje, co dalej.
Problem w tym, że ta ustawa to niebezpieczny precedens – działa wstecz. Czyli łamie jedną z najświętszych zasad prawa. Efektem jej zastosowania jest to, że gdy więzień wychodzi po odsiadce, może dostać bezterminowy dozór policyjny, a zamiast na wolność - trafić do zakładu prewencyjnego - Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. I może być tam trzymany bezterminowo. W praktyce otrzymujemy obejście prawa: w przypadku, gdy sąd nie zasądził dożywocia – ustawa o "bestiach" właściwie takie dożywocie wprowadza.
Co jest ważniejsze? Życie niewinnych ludzi czy prawa terrorysty?
Wielu powie: i dobrze. Takich niereformowalnych przestępców należy izolować od społeczeństwa, a zwłaszcza od potencjalnych ofiar. To kusząca myśl. Czyje życie jest ważniejsze? Niewinnego dziecka czy zbrodniarza, który może to dziecko zabić i z dużym prawdopodobieństwem to zrobi? Czyje życie jest ważniejsze? Nasze, spokojnych obywateli, czy groźnego bandyty, który zabijał ludzi? No przecież to oczywiste, że nasze, prawda?
Zastanówmy się dwa razy. Jeżeli wyrażamy zgodę na to, żeby skazywać kogoś dwukrotnie za to samo, jaką mamy gwarancję, że i nas kiedyś nie skażą, np. dwukrotnie, za, powiedzmy, niezapłacenie podatku czy odszkodowania za wypadek komunikacyjny? Albo za kradzież?
Już słyszę ten argument: ale nie można porównywać niezapłacenia podatku czy kradzieży z zamachem, w którym zginęły setki ludzi.
Otóż można i trzeba porównywać, bo zasada jest ta sama – jeden czyn, jeden wyrok. Tymczasem jakże łatwo przychodzi nam powiedzieć "tak, jestem lepszy od tego drugiego człowieka, niech siedzi bez wyroku do śmierci w zamknięciu, bo jest terrorystą/mordercą/gwałcicielem". To jest słuszne?
Nie, nie jest. Ale nie jest też słuszne bezmyślne i bezrefleksyjne wypuszczanie na wolność niezwykle niebezpiecznych przestępców. Dobrego rozwiązania nie ma. Jak bardzo trudny to problem, pokazuje przykład więzienia Guantanamo. Amerykanie latami trzymali w nim - i nadal trzymają - podejrzanych o terroryzm. Kilkuset ludzi – z których tylko części udowodniono potem związki z Al-Kaidą - było torturowanych, trzymanych w zamknięciu i izolacji bez wyroków. Świat protestował, protestowały organizacje obrony praw człowieka, protestowali byli prezydenci USA - bez skutku.
Europy - na szczęście - nie stać politycznie na budowę drugiego Guantanamo. Żaden unijny polityk przy zdrowych zmysłach nie zaproponuje stworzenia czegoś na wzór amerykańskiego obozu. Podobnie nie ma szans na to, aby polskie rozwiązanie - retroaktywna ustawa o "bestiach-terrorystach" na wzór tej polskiej o pedofilach - przeszło w UE. A może rozwiązaniem jest to, co sugeruje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ekspert ds. terroryzmu, współtwórca raportu GLOBSEC, dr Kacper Rękawek? Mówi on o "dewolucji zwalczania terroryzmu", czyli przeciwdziałaniu mu w zarodku. To wypróbowywana w Wielkiej Brytanii praktyka większego zaangażowania i współpracy państwa i organów ścigania ze strukturami i organizacjami lokalnymi, pracującymi w społecznościach, z których rekrutują się dżihadyści. Wszystko po to, aby jak najwięcej młodych ludzi włączyć do struktur normalnego społeczeństwa, zanim radykalni mułłowie i fundamentalistyczni propagandyści włączą ich w swoją strefę wpływów.
To brzmi dobrze, ale nie rozwiązuje kwestii tych, którzy już zeszli na złą drogę i siedzą w więzieniach. Europa ma więc problem. My, Europejczycy, mamy problem. My, Polacy, mamy problem. Odpowiedź musimy znaleźć teraz, a nie za 10 lat, jak „bestie” wyjdą na wolność.