PublicystykaIshac Diwan: Ambitny plan Arabii Saudyjskiej

Ishac Diwan: Ambitny plan Arabii Saudyjskiej

Uzależnienie Arabii Saudyjskiej od zagranicznych robotników jest bez precedensu w nowoczesnej historii ekonomii. W 2015 roku ich liczba wyniosła 9 milionów, co stanowi 60 proc. całej siły roboczej królestwa. Sektor prywatny stał się rezerwatem dla obcokrajowców, którzy zajmują w nim 83 proc. wszystkich dostępnych miejsc pracy - pisze Ishac Diwan, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w Opiniach WP, w ramach współpracy z Project Syndicate.

Ishac Diwan: Ambitny plan Arabii Saudyjskiej
Źródło zdjęć: © AFP | Fayez Nureldine

13.05.2016 | aktual.: 25.07.2016 17:42

Niemal dwa lata po tym, jak ceny ropy naftowej zaczęły nagle spadać, wiodący producenci surowca muszą się zmierzyć z perspektywą wielkich zmian, które będą mieć daleko idące gospodarcze, społeczne i polityczne konsekwencje. Takie reformy z pewnością będą ogromnym wyzwaniem - szczególnie dla państw o średnich dochodach, jak Arabia Saudyjska, która nie ma tak gigantycznych funduszy naftowych jak Zjednoczone Emiraty Arabskie - ale są też dla nich dobrą okazją do zastanowienia się nad bardziej produktywnymi sposobami na zorganizowanie ich społeczeństw.

Wydaje się, że Arabia Saudyjska przyjęła to wyzwanie. W kwietniu zaprezentowała swój plan na zagwarantowanie długoterminowego i zrównoważonego wzrostu, zatytułowany "Wizja 2030". Plan spotkał się zarówno z pochwałami, jak i z krytyką ze względu na swoją ambicję, symbolizowaną przez założony w nim cel uczynienia królestwa 15. największą gospodarką świata. Gospodarką charakteryzującą się wysoko wykwalifikowaną siłą roboczą, otwartymi rynkami i dobrym zarządzaniem. Jeden kluczowy sposób w jaki Saudowie mają nadzieję osiągnąć ten cel, to dywersyfikacja swojego portfela aktywów i sprzedanie akcji swojego giganta naftowego Aramco, po to by utworzyć państwowy fundusz inwestycyjny.

Ale "Wizja 2030" nie odpowiada na jeden, krytyczny problem: niski współczynnik zatrudnienia. W Arabii Saudyjskiej, tylko 41 procent ludności w wieku produkcyjnym ma zatrudnienie, podczas gdy średnia dla państw OECD wynosi 60 proc. Co więcej, ci, którzy pracują, są zwykle zatrudnieni przez rozrośniętą administrację publiczną. Właśnie to jest największą niewydolnością saudyjskiej gospodarki, a sprostanie temu problemowi będzie trudniejsze niż jakiemukolwiek innemu.

Kluczowe będzie nie tylko zwiększenie zatrudnienia, ale też zwiększenie produktywności. W odróżnieniu od innych państw Rady Współpracy Państw Zatoki Perskiej (GCC), takich jak ZEA czy Katar, Arabii Saudyjskiej, z jej liczącą 20 milionów ludnością (nie licząc mieszkających tam obcokrajowców), po prostu nie stać na posiadanie niskiej produktywności pracy. Tym bardziej, że przychody z eksportu ropy wynoszą teraz jedynie 5,5 tysiąca dolarów per capita - o wiele za mało, by były dostatecznie dobrą alternatywą.

Aby odnieść sukces, Arabia Saudyjska będzie musiała zmienić swoją strukturę zachęt ekonomicznych tak, aby to obywatele kraju, a nie imigranci zasilali nowe miejsca pracy w sektorze prywatnym. W tej chwili polityczne fundamenty Królestwa opierają się na układach rodziny królewskiej z przedsiębiorcami, którzy mają wolną rękę, aby ściągać pracowników z zagranicy oraz na zagwarantowanych miejscach pracy w sektorze publicznym dla obywateli Arabii.

Korzenie tego układu sięgają lat 70., kiedy ambitne programy infrastrukturalne uczyniły z rodzin kupieckich podwykonawców, którzy potem lobbowali za przyznawaniem coraz większej ilości wiz dla imigrantów. Podczas gdy firmy te stawały się z czasem potężnymi korporacjami w handlu i przemyśle, tania siła robocza stała się kluczem dla ich zyskowności. GCC jest dziś jednym regionem otwartym na globalną siłę roboczą, co zapewnia rodzimym przedsiębiorcom najniższy na świecie stosunek płac do kwalifikacji zawodowych.

W rezultacie uzależnienie monarchii od zagranicznych robotników jest bez precedensu w nowoczesnej historii ekonomii. W 2015 roku ich liczba wyniosła 9 milionów, co stanowi 60 proc. całej siły roboczej w Arabii Saudyjskiej. Sektor prywatny stał się rezerwatem dla obcokrajowców, którzy zajmują w nim 83 proc. wszystkich dostępnych miejsc pracy.

Nie ma wielu innych krajów, których obywatele akceptowaliby tak otwartą konkurencję z pracownikami z zagranicy. Obywatele Arabii przyzwalają na to, bo są zatrudniani przez państwo, a ich zarobki są powyżej średniej z "rezerwatu". Około 3,4 miliona Saudyjczyków pracuje obecnie w administracji publicznej i siłach bezpieczeństwa, zarabiając 2-4 razy więcej niż w sektorze prywatnym. Jeśli różnica ta nie ulegnie dramatycznemu zmniejszeniu, obywatele Arabii będą po prostu niezatrudnialni w prywatnych przedsiębiorstwach.

Za każdym razem, kiedy władze Królestwa próbowały zredukować poziom zatrudnienia w sektorze publicznym, skutkiem był wzrost bezrobocia. W warunkach obecnego systemu, plan Saudów aby sprywatyzować państwowe spółki i zwiększyć produktywność sektora publicznego będzie skutkował usunięciem miejsc pracy zajmowanych przez obywateli.

Wyzwanie tworzenia nowych miejsc pracy dla Saudyjczyków może wydawać się problemem bogactwa. Teoretycznie wystarczyłoby, żeby miejsce pracowników z zagranicy zajęli obywatele Królestwa. Ale w praktyce zwykła zamiana jest niemożliwa. Obecne miejsca pracy wymagają albo zbyt wysokich, albo zbyt niskich kwalifikacji.

Potrzebna jest również zmiana strukturalna, tak aby zredukować potrzebę pracy manualnej. Większe oparcie na kapitale i technologii będzie też skutkowało eliminacją wielu miejsc pracy dla niewykwalifikowanych pracowników. Jednocześnie jednak, wiele stanowisk wymagających wysokich kwalifikacji, będących produktem ogromnych subsydiów dla sektora energetycznego i finansowego, będzie musiało zostać zamienionych na pozycje średniego szczebla. Firmy będą musiały nie tylko płacić wystarczająco dużo, by przyciągnąć Saudyjczyków, ale będą musiały zacząć ich szkolić, aby zwiększyć produktywność.

Wszystko to zakłada, że rynek pracy stanie się o wiele ciaśniejszy. Produktywne rozwiązanie wymaga więc dramatycznej redukcji liczby imigrantów, tak aby płace mogły wzrosnąć do poziomu akceptowalnego dla obywateli Arabii Saudyjskiej. W przeciwnym razie monarchia stanie się ubogim państwem socjalnym.

Królestwo wkroczyło w ten sposób na ścieżkę "saudyzacji", która wymaga od niektórych gałęzi biznesu zatrudniania większej liczby obywateli kraju. Jak dotąd sektor prywatny w dużej mierze opierał się takim rozwiązaniom. Zarządzanie rynkiem pracy za pomocą dekretów jest trudne. Władze będą musiały znaleźć skuteczniejsze metody, co będzie wymagało możliwości regulacyjnych i woli politycznej.

Już w tej chwili oficjalne bezrobocie wynosi 11,6 proc., w przypadku kobiet jest to 32,8 proc, a młodych 29,4 proc. Wynosiłoby więcej, gdyby doliczyć do niego tych, którzy nie szukają pracy. Każdego roku ponad 200 tys. młodych ludzi wchodzi na rynek pracy. A podczas gdy poziom ich wykształcenia wciąż wzrasta - prawie dwie trzecie młodych Saudyjczyków idzie na studia - wzrośnie też presja społeczna.

Największa przeszkoda dla tworzenia miejsc pracy w Arabii Saudyjskiej, to jej specyficzna polityka gospodarcza. Wraz z malejącymi zyskami do podziału z ropy naftowej, umowa społeczna powoli się wyczerpuje. Zmniejszenie wsparcia albo dla biznesu, albo dla ludności, tylko ją osłabi.

To, jak do tych realiów dostosuje się dynastia Saudów nie jest jeszcze pewne. Wsparcie dla rodzimych przedsiębiorców może wymagać od nich zwiększenia represji; wsparcie dla obywateli spowoduje natomiast w przyszłości większy nacisk społeczny na demokratyzację. W obu wypadkach wybory dokonane przez Saudów, ukryte lub jawne, będą miały wielkie znaczenie dla sukcesu "Wizji 2030" i podobnych planów reform.

Ishac Diwan

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (134)