Irena Sendlerowa: Żałuję, że nie udało mi się zrobić więcej
"Ależ ja nic takiego nie zrobiłam” – powtarzała Irena Sendlerowa. Wraz z grupą przyjaciół uratowała około 2500 żydowskich dzieci w warszawskim getcie. Dziś 10. rocznica jej śmierci.
Przez wiele lat milczała. Nie rozmawiała na ten temat nawet z najbliższymi. Tak naprawdę zaczęła o tym opowiadać, gdy w 1965 r. dostała medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Komunistom zależało, aby wymazać pamięć o niej. Świat usłyszał o Irenie Sendlerowej za sprawą czterech amerykańskich nastolatek.
Czy to nie o jedno zero za dużo?
Był rok 1999. W sennym miasteczku Uniontown (150 km od Kansas City) dziewczęta, nazywane później "kwartetem Sendlerowej”, przygotowywały projekt na szkolną olimpiadę historyczną. Właśnie obejrzały "Listę Schindlera" Stevena Spielberga . Były wstrząśnięte historią Uznały, że muszą dowiedzieć się więcej. W trakcie zbierania materiałów natrafiły na artykuł mówiący o ludziach, którzy ratowali Żydów w czasie II wojny światowej, ale nie przeszli do historii.
W tekście wymieniona była również Polka, Irena Sendler, która uratowała 2500 żydowskich dzieci. Nastolatki opowiedziały o tym nauczycielowi historii. Usłyszały od niego: "Czy to nie o jedno zero za dużo?". Polecił uczennicom, aby skrupulatnie sprawdziły prasowe doniesienie. Temat wciągnął je całkowicie. W efekcie powstało 10-minutowe przedstawienie "Holocaust. Życie w słoiku" (tytuł nawiązywał do słoika, w którym Sendlerowa przechowywała listę prawdziwych i zmienionych imion i nazwisk przemycanych z getta żydowskich dzieci. Tak naprawdę nie był to słoik, ale butelki, ale o tym później).
Przedstawienie okazało się dużym sukcesem. Uczennice pokazały je ponad dwieście razy w USA, Kanadzie i Polsce, do której przyjechały w 2001 r., aby spotkać się z 91-letnią już wówczas Ireną Sendlerową.
Spotkanie okazało się ważne dla obu stron. "One inspirują swoje bliższe, ale i dalsze otoczenie. Zmieniają siebie, zmieniają świat. Niosą dobro!(...) Nasza znajomość zmieniła nas wszystkich. One, jak twierdzą same i ich bliscy, zmieniły się na lepsze, a ja poczułam, że po ciężkich osobistych przejściach i mimo wielu chorób wróciło do mnie życie" – pisała Sendlerowa.
Dopiero wtedy, za sprawą amerykańskich uczennic, Ireną Sendlerową zainteresowały się szeroko media polskie i zagraniczne. Stała się sławna. Otrzymała wiele nagród , m.in.: Order Orła Białego i Nagrodę im. Jana Karskiego „Za Odwagę i Serce”.
Po jej przyznaniu otrzymała list od Jana Pawła II. Ojca Świętego złożył jej "wyrazy uznania za niezwykle ważną działalność w czasie okupacji". W 2007 r. odznaczona została Orderem Uśmiechu - była najstarszą osobą, która otrzymała ten medal. Dwukrotnie nominowano ją do Pokojowej Nagrody Nobla w 2007 r. i 2008 r. Została patronką wielu szkół w Polsce, Niemczech oraz w Europie. Na jej temat powstało kilka książek i filmów dokumentalnych. W 2009 r. nakręcono amerykańsko-polski film "Odważne serce Ireny Sendler". W postać głównej bohaterki wcieliła się laureatka Oscara, Anna Paquin, a muzykę skomponował również laureat Oscara, Jan A.P. Kaczmarek.
Ukochana, rozpieszczana córeczka Taty
Irena Sendlerowa, z domu Krzyżanowska, urodziła się 15 lutego 1910 r. w Warszawie. Jej ojciec, Stanisław Krzyżanowski (1874–1917), był lekarzem, społecznikiem, socjalistą, patriotą zaangażowanym w działalność niepodległościową. Należał do PPS-u. Z powodu swej patriotycznej postawy miał kłopoty z ukończeniem studiów na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim. Udało mu się to w Charkowie w 1908 r. Będąc w odwiedzinach u swoich rodziców w Tarczynie, poznał córkę Ksawerego Grzybowskiego – Janinę. Młodzi pobrali się w 1908 r. w miejscowości Pochrebyszcze pod Kijowem. W 1909 r . wrócili do Warszawy, gdzie Stanisław Krzyżanowski podjął pracę w Szpitalu Świętego Ducha.
Irenka była jedynaczką. Jako dwulatka zachorowała na koklusz. Zaprzyjaźniony z rodziną laryngolog stwierdził, że ratunkiem dla dziecka będzie zmiana klimatu. Krzyżanowscy nie wahali się – wyjechali do podwarszawskiego Otwocka, który miał status uzdrowiska. Diagnoza laryngologa okazała się trafna - Irenka szybko wyzdrowiała, ale rodzicom nie wiodło się dobrze. W Otwocku było już czterech lekarzy, więc nowy, nieznany doktor nie miał zbyt wielu pacjentów. Leczył głównie biedotę żydowską oraz chłopów, którzy nie mieli pieniędzy na opłacenie wizyty.
Irena Sendlerowa tak wspominała otwockie początki: "W pierwszą zimę Mama musiała sprzedać zimowe okrycie, aby było co jeść. Tata nie mógł tego zrobić, ponieważ jeździł bryczkami do chorych i musiał być ciepło ubrany. Mama wychodziła z domu tylko wieczorami, kiedy Tatuś wracał od chorych. Zakładała wówczas jego kożuch i spacerowała wokół domu". Stanisławowi Krzyżanowskiemu pomogli siostra wraz ze szwagrem – Maria i Jan Karbowscy, którzy dorobili się sporego majątku. Kupili w Otwocku duży obiekt z myślą o urządzeniu sanatorium. Wydzierżawili go krewnemu, który stworzył tam sanatorium przeciwgruźlicze. Jego fachowość, pracowitość i oddanie chorym zaowocowały sukcesem.
Krzyżanowscy byli bardzo szczęśliwą rodziną. Dom był otwarty, każdy niezależnie od narodowości mógł przyjść po pomoc. Irenka bawiła się z żydowskimi rówieśnikami. Wpajano jej, że ludzie dzielą się na dobrych i złych, a religia, naród, przynależności nie mają znaczenia. Tylko to, jakim się jest człowiekiem.
Choć miała zaledwie kilka lat na zawsze zapamiętała słowa Ojca: "Jak ktoś tonie, to należy podać mu rękę". Była bardzo kochanym i bardzo rozpieszczonym dzieckiem. Opisała to tak: "Dwie moje ciotki, nauczycielki (…) mówiły do mojego Ojca : «Co ty robisz, Stasiu, co z tego dziecka wyrośnie?». A wówczas Tata odpowiadał: «Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie naszej córeczki. Może być i tak, że nasze pieszczoty będą najmilszymi dla niej wspomnieniami»". Dość szybko miało okazać się, jak prorocze były to słowa.
Harcerka i społecznica z sercem po lewej stronie
Wraz z wybuchem I wojny światowej dramatycznie pogorszyły się warunki życia. Stanisław Krzyżanowski, jako jedyny z otwockich lekarzy, odważył się jeździć do chorych na tyfus plamisty. Zaraził się od jednego z pacjentów i po kilku dniach - 10 lutego 1917 r. – zmarł. Miał zaledwie 40 lat.
W 1920 r. Janina Krzyżanowska przeprowadziła się z córką do Tarczyna, a następnie do Piotrkowa, gdzie mieszkała jej rodzina. Po zdaniu egzaminów Irena rozpoczęła naukę w trzeciej klasie gimnazjum Heleny Trzcińskiej. W szkole średniej działała w harcerstwie. To była jej prawdziwa pasja. W 1927 r. wyjechała do Warszawy, gdzie rozpoczęła studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, myśląc, że znajdzie na nich podstawy do pracy społecznej. Zawiodła się. Po dwóch latach przeniosła się na Wydział Humanistyczny i rozpoczęła studia polonistyczne. Zachęciła ją do tego konieczność studiowania jednocześnie pedagogiki przez dwa lata. Odbyła praktykę pedagogiczną w filii Domu Sierot Janusza Korczaka „Różyczka” w Wawrze.
W przedwojennych indeksach na ostatniej stronie znajdowała się pieczątka: "Prawa strona aryjska" lub "Lewa strona dla Żydów". Po tym, jak była świadkiem znęcania się nad jej żydowskimi koleżankami, Irena Sendlerowa skreśliła stempel z adnotacją "Prawa strona aryjska". Została za to zawieszona w prawach studenckich. Mogła je kontynuować tylko dzięki wstawiennictwu prof. Tadeusza Kotarbińskiego. W czerwcu 1939 r. przystąpiła do egzaminu końcowego i uzyskała absolutorium.
Należała do Związku Młodzieży Zbrojnej i PPS. Miała silne zacięcie społecznikowskie. W 1932 r. podjęła pracę w Obywatelskim Komitecie Pomocy Społecznej w Sekcji Opieki nad Matką i Dzieckiem, gdzie prowadziła m.in. dział opieki nad matkami nieślubnych dzieci. W 1931 r. wyszła za mąż za Mieczysława Sendlera (1910–2005), młodszego asystenta na Wydziale Filologii Klasycznej Uniwersytetu Warszawskiego. Jak wspominała "żyliśmy skromnie, ale nie biednie".
Jaka jest gwarancja?
Gdy wybuchła wojna Irena Sendlerowa pracowała jako opiekunka społeczna w Wydziale Zdrowia i Opieki Zarządu Miejskiego w Warszawie, który pomagał biednej ludności zarówno polskiej i żydowskiej. W październiku 1939 r. władze niemieckie zakazały Zarządowi Miejskiemu udzielania jakiejkolwiek pomocy ludności żydowskiej oraz wydały nakaz zwolnienia żydowskich pracowników. Irena Sendlerowa zorganizowała grupę pięciu, a później dziesięciu osób, w większości kobiet, które pomimo zakazów wciąż pomagały Żydom. Za pośrednictwem Miejskich Zakładów Sanitarnych załatwiła im przepustki pozwalające na wstęp do getta utworzonego przez Niemców w październiku 1940 r. Hitlerowcy panicznie bali się epidemii, więc pozwalano pracownikom sanitarnym za okazaniem odpowiedniej przepustki na przekraczanie granic getta o dowolnej porze dnia.
Irena wchodziła tam nawet dwa-trzy razy dziennie. Zanosiła żywność, odzież, pieniądze i lekarstwa. Wraz z Ireną Schultz przeniosły ok. 1000 porcji szczepionki Weigla na tyfus plamisty, produkowanej nielegalnie w Państwowym Zakładzie Higieny. Będąc w getcie zakładała opaskę z Gwiazdą Dawida - robiła to w geście solidarności z jego mieszkańcami, a także ze względów praktycznych, aby nie zwracać na siebie uwagi i uniknąć legitymowania.
Sytuacja w getcie robiła się coraz bardziej dramatyczna. Z dnia na dzień poszerzał się krąg ludzi, którym groziła śmierć głodowa, najbardziej bezbronne były dzieci. Irena Sendlerowa nawiązała kontakt z organizacjami społecznymi, które wskazywały jej adresy dzieci żyjących w skrajnej nędzy. Szybko zdała sobie sprawę, że dożywianie dzieci to zaledwie przedłużenie ich wegetacji. Zrozumiała, że aby je uratować musi wyprowadzać dzieci poza getto. Do tego była potrzebna siatka współpracowników, a jej zespół łączniczek był niewystarczający. Potrzebni byli ludzie wystawiający fałszywe metryki (w tym pomagali księża) oraz osoby, które przejmowały opiekę nad dziećmi za murami. W uratowanie jednego Żyda zaangażowanych było co najmniej dziesięciu Polaków.
Gdy Irena rozmawiała z żydowskimi rodzicami i mówiła im o tym, że ma możliwość wyprowadzenia dzieci i umieszczenia ich u zaufanych Polaków, wiedziała, że padnie to dramatyczne pytanie: "Jaką dajesz gwarancję?".
Sendlerowa uczciwie odpowiadała, że nie może dać żadnej. Nie może nawet zagwarantować, że bezpiecznie opuszczą getto. Jedyne co wie, to to, że jeżeli pozostaną w getcie, zginą. "Wtedy odbywały się dantejskie sceny. Tata godził się na oddanie dziecka, a matka nie. (…) Te koszmarne sny śnią mi się do dziś. Wśród nocnych majaków słyszę te rozpaczliwe płacze matek, dzieci..." – wspominała po latach.
Dzieci wyprowadzano z getta przez gmach Sądów Grodzkich przy ul. Leszno (front był w getcie, tyły wychodziły na tzw. stronę aryjską), zajezdnię tramwajową "Muranów". Niemowlęta usypiano albo zagłuszano ich płacz szczekaniem psa i wywożono karetką Miejskich Zakładów Sanitarnych w skrzynkach lub workach. Wykorzystywano także tramwaje przejeżdżające przez getto, wozy strażackie, przejścia przez piwnice domów graniczących z budynkami po "aryjskiej" stronie oraz kanały. Irena Sendlerowa i jej współpracownicy pomagali także w ucieczkach z getta młodzieży i dorosłym. Najczęściej opuszczali oni getto – po przekupieniu wartowników – poprzez brygady pracy zatrudniane na tzw. placówkach poza gettem.
Dzieci trafiały najpierw do pogotowia opiekuńczego – była to sieć zaufanych domów stworzonych przez Irenę Sendler, gdzie najmłodsi przystosowywali się do nowych warunków. Tam uczyły się języka polskiego, podstawowych modlitw, a przede wszystkim otaczano je czułą opieką, aby choć trochę ukoić ich ból po oderwaniu od najbliższych. Po adaptacji dzieci umieszczane były w Miejskim Domu im. Ks. Boduena przy ul. Nowogrodzkiej 75, domach zakonnych w całej Polsce lub w zaufanych domach prywatnych.
Irena Sendlerowa mówiła o ogromnej pomocy, jaką otrzymała ze strony sióstr zakonnych i księży, którzy wyrabiali fałszywe metryki. Podkreślała, że nie było ani jednego wypadku, aby w którymkolwiek zakładzie prowadzonym przez zakonnice dziecko zostało odkryte przez Niemców. W zakładzie opiekuńczym Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Panny w Turkowicach koło Lublina siostry przechowały ponad trzydzieścioro żydowskich dzieci. Można sobie wyobrazić, jak trudne i niebezpieczne do przeprowadzenia było to zadanie.
Irena Sendlerowa broniła także sióstr przed zarzutami niektórych środowisk żydowskich, że zakonnice z premedytacją chrzciły dzieci, które chodziły do spowiedzi i przyjmowały komunię świętą. Tłumaczyła, że w warunkach stałego zagrożenia dzieci żydowskie nie mogły się różnić od dzieci polskich, a skoro polskie przystępowały do sakramentów, to żydowskie też musiały.
"Żegota"
W listopadzie 1942 r. Sendlerowa nawiązała kontakt z tworzoną przez Polskie Państwo Podziemne Radą Pomocy Żydom "Żegota", zgłaszając do współpracy działającą w konspiracji grupę pracowników Wydziału Opieki i Zdrowia. Działalność jej grupy została podporządkowana kierownictwu "Żegoty", dzięki czemu miała bardziej zorganizowany charakter i otrzymała wsparcie finansowe. Jesienią 1943 r. Irena Sendlerowa, działająca pod pseudonimem "Jolanta", została kierownikiem referatu dziecięcego "Żegoty". W jego pracach uczestniczyło kilkadziesiąt osób. Tę funkcję pełniła do końca okupacji. Stałą opieką referatu na terenie Warszawy objęto ponad 1000 dzieci, dodatkowo dużej grupie udzielano pomocy o charakterze doraźnym.
Od samego początku zadawała sobie sprawę, że musi prowadzić ewidencję dzieci, którym pomagała. Jako kierowniczka prowadziła zaszyfrowaną kartotekę dzieci oraz dorosłych objętych pomocą "Żegoty". Był to po prostu zwój cienkich pasków z bibuły zwiniętych w rulon. Zapisywała na nich prawdziwe imię i nazwisko dziecka, jego imię i nazwisko według metryki oraz miejsce aktualnego zamieszkania. Te dane były konieczne, aby dostarczać pieniądze, ubrania, leki, mieć choćby minimalną kontrolę nad sytuacją, a po wojnie móc odnaleźć dziecko.
Irena wymyśliła dość oryginalny sposób przechowywania kartoteki – trzymała ją na stole, który stał na środku pokoju. Okna pokoju wychodziły na przydomowy ogródek oraz na podwórze. Była przygotowana na to, aby w razie gdy przyjdą Niemcy wyrzucić rulonik przez okno w krzaki rosnące w przydomowym ogródku. Przećwiczyła ten manewr wiele razy. W nocy 21 października 1943 r. do jej drzwi załomotało gestapo. Nocowała wtedy u niej jej ciotka oraz jedna z łączniczek – Janina Grabowska. Irena nie mogła wyrzucić kartoteki przez okno, jak to miała w planie, bo cały dom otoczyli Niemcy. Rzuciła rulonik swojej łącznice, która ukryła go w staniku pod szlafrokiem, a sama poszła otworzyć wściekle walącym do drzwi gestapowcom. Rewizja z odrywaniem podłóg, rozpruwaniem poduszek trwała dwie godziny. Niemcy niczego nie znaleźli.
Na Pawiaku, czyli „Jezu, ufam Tobie”
Irena Sendlerowa została aresztowana i osadzona na kobiecym oddziale więzienia na Pawiaku. Była przesłuchiwana i torturowana w siedzibie Gestapo przy alei Szucha 25. Nie załamała się i nikogo nie wydała. Niemcy chcieli wyciągnąć od niej nazwiska kierownictwa "Żegoty". Nie mieli pojęcia, że w ich ręce wpadła osoba tak ważna. Któregoś dnia Irena Sendlerowa odnalazła w sienniku mały zniszczony obrazek z napisem "Jezu, ufam Tobie". Ukryła go i nosiła cały czas przy sobie. Był dla niej wielką pociechą. Obrazek ten (jako najcenniejszą rzecz, jaką posiadała) przekazała listownie (nie podając swojego adresu, a jedynie opisując jego historię) Janowi Pawłowi II podczas jego pierwszej wizyty w Polsce w 1979 r.
Na Pawiaku Irena pracowała w białej pralni, gdzie wraz z dwudziestoma kobietami prała bieliznę gestapowców. Z wielkim trudem utrzymywała się na piekących nogach, w które była bita. Mocno zabrudzoną bieliznę gestapowców ciężko było doprać, kobiety używały więc ryżowych szczotek, takich jak do szorowania podłogi. Żartowały przy tym, że Niemcy tak się boją, że robią w gacie. Z czasem w bieliźnie zrobiły się dziury. Gestapowcy wpadli w szał. Kazali wystąpić co drugiej kobiecie i je rozstrzelali. Irena ocalała.
Z grypsów wiedziała, że "Żegota" stara się ją uwolnić. Udało się to dzięki bardzo wysokiej łapówce wpłaconej przez organizację. 13 listopada 1943 r. Irena Sendlerowa była przekonana, że to ostatni dzień jej życia – jechała na egzekucję wraz grupą więźniarek. Została jednak wyprowadzona z gmachu w alei Szucha 25 przez jednego z gestapowców i wypuszczona na wolność. Była oszołomiona, poprosiła gestapowca o zwrot kenkarty, bez której nie można było funkcjonować w okupacyjnej Warszawie. Niemiec uderzył ją w twarz, tak że zalała się krwią i powtórzył, że ma uciekać. Powlokła się do najbliższego tramwaju.
Kontynuowała konspiracyjną działalność w "Żegocie", Organizacja dostarczyła jej fałszywe dokumenty na nazwisko Klara Dąbrowska.
Nie uważała się za bohaterkę
W czasie Powstania Warszawskiego zakopała kartotekę, umieszczoną w dwóch butelkach, w ogródku zaprzyjaźnionej łączniczki Jadwigi Piotrowskiej przy ulicy Lekarskiej 9. Po wojnie przekazała ją ówczesnemu prezesowi Centralnego Komitetu Żydów Polskich, Adolfowi Bermanowi, co pozwoliło na połączenie dzieci z ocalałymi rodzicami, krewnymi lub umieszczenie ich w ośrodkach prowadzonych przez Komitet.
Irena Sendlerowa nigdy nie wskazała konkretnej liczby dzieci, które uratowała. Według powojennych relacji w wyniku działań "Żegoty" i współpracujących z nią organizacji podjęto próbę uratowania ok. 2500 żydowskich dzieci. Zawsze podkreślała, że nie działała sama, ale z gronem współpracowników. Należeli do nich m.in.: Stanisława Bussold, Jadwiga Deneko, Wanda Drozdowska-Rogowiczowa, Izabelą Kuczkowska, Zofią Patecka, Jadwiga Piotrowska oraz Wincenty Ferster.
Nie lubiła, gdy nazywano ją bohaterką. Do końca powtarzała: „Ależ ja nic takiego nie zrobiłam. Żałuję, że nie udało mi się zrobić więcej”. Uważała, że prawdziwymi bohaterami matczynych serc były dzieci żydowskie, które musiały się wyrzekać swoich ojców i matek, aby żyć.
Ostatnie lata życia spędziła w Domu Geriatryczno-Rehabilitacyjnym Konwentu Bonifratrów przy ul. Sapieżyńskiej 3 w Warszawie. Zmarła 12 maja 2008 r. Pogrzeb odbył się 15 maja 2008 r. na warszawskich Starych Powązkach. Rok 2018 uchwałą Sejmu RP jest rokiem Ireny Sendlerowej.
Korzystałam z książek: Anna Mieszkowska "Prawdziwa historia Ireny Sendlerowej", Jack Mayer "Życie w słoiku. Ocalenie Ireny Sendler" oraz Wikipedii
Tekst ukazał się pierwotnie w dwutygodniku "Nasza służba"