Irakijczyk z bronią w ręku
Odgłosy strzałów na bagdadzkim bazarze uświadamiają, że obok pomarańczy i jajek sprzedaje się tam dziś kałasznikowy, beretty i browningi 9 mm, za jedne 10 USD - pisze AP w korespondencji z irackiej stolicy. Mieszkańcy twierdzą, że każdy w Iraku posiada teraz jakąś broń.
Z rozległych składów broni, porzuconych przez siły irackie i oczyszczonych przez rabusiów, automaty dostały się w ręce każdego, komu przyszła na to ochota, stwarzając zagrożenie dla powrotu do pokoju i stabilności w Iraku. Nawet wdowy i inni spokojni Irakijczycy kupują dziś AK-47 gwoli samoobrony. Potencjalni nabywcy mogą testować towar oddając strzały w powietrze.
"Sądzę, że każdy Irakijczyk posiada dziś dwie lub trzy sztuki broni" - powiedział mechanik samochodowy Hamed Chaleifa. "Posłużymy się nimi przeciwko Brytyjczykom i Amerykanom, jeśli nie wyjdą z Iraku" - dodał.
Armia iracka, niegdyś największa na Bliskim Wschodzie, zwyczajnie porzucała broń w czasie ucieczki przed nacierającymi oddziałami USA. Bezpańskie moździerze, 50-kalibrowe pistolety maszynowe, granatniki rakietowe i broń z opuszczonych bunkrów szybko lądowały w rękach szabrowników.
Kiedy amerykańscy marines weszli na początku kwietnia do Bagdadu, pobocza dróg były niemal zasypane automatami Kałasznikowa. Szkoły i szpitale wypełniały po sufit pociski moździerzowe i granaty. Reżim Saddama Husajna lokował składy broni w miejscach cywilnych, by skuteczniej odpierać amerykańskie ataki. Dla oddziałów USA składy te często okazywały się potem za duże, by bezpiecznie likwidować je na gęsto zaludnionych obszarach.
Saddam zachęcił ludność do kupowania broni jeszcze w październiku ubiegłego roku, zwalniając z zakładów karnych zarówno więźniów politycznych jak i pospolitych kryminalistów.