ŚwiatIrakijczycy zatrudnieni przez Amerykanów wolą to ukrywać

Irakijczycy zatrudnieni przez Amerykanów wolą to ukrywać

George mówi czasem, że jest taksówkarzem. Kiedy indziej przedstawia się jako pracownik Ministerstwa Rolnictwa. Uważa, że bezpieczniej jest mówić cokolwiek niż prawdę - że pracuje jako tłumacz przy wojskach amerykańskich.

33-letni George jest jednym z tysięcy Irakijczyków, którzy maskują się, stosują najrozmaitsze fortele i wystawiają się na śmiertelne niebezpieczeństwo podczas codziennych dojazdów do pracy u Amerykanów czy Brytyjczyków przez dzielnice pełne rebeliantów i bojówkarzy, byle zarobić na życie.

George to imię, jakie otrzymał od amerykańskiego pracodawcy. Wyjawienie prawdziwego imienia i nazwiska mogłoby narazić go na śmierć.

To brzydko kłamać ludziom, ale sytuacja jest bardzo trudna - mówi. - Nie chcę zginąć.

Żona namawia go, by rzucił pracę, ale George odmawia, bo uważa, że pomagając Amerykanom uniknąć nieporozumień językowych, wykonuje pożyteczną misję. Poza tym nie do pogardzenia są pieniądze. Zarabia od 900 do 1050 dolarów miesięcznie, dziesięć razy więcej niż wynosi przeciętna pensja.

Dla młodej Irakijki, która podaje tylko nazwisko swego ojca - Ismail, nawet drobna przeszkoda może stać się przyczyną dużych kłopotów. Na przykład wtedy, kiedy spóźnił się śmigłowiec, którym wracała do Bagdadu z pracy poza stolicą. Ojciec Ismail myśli, że pracuje w kafejce internetowej. Jak tu wytłumaczyć spóźnienie?

To nie jest normalne życie - powiedziała Ismail. - Męczymy się w tej ciężkiej sytuacji. Mam nadzieję, że to się skończy i wszystko będzie w porządku. Zobaczymy.

Jako arabska sunnitka mieszkająca w północnej części Bagdadu, Ismail może stać się celem szyitów, społeczności rywalizującej z sunnitami, albo sunnickich współwyznawców, którzy mogą uznać ją za zdrajczynię, bo pracuje dla wojsk USA.

Aby zmylić ewentualnych napastników, którzy mogliby ją śledzić, Ismail stale zmienia trasę dojazdu do silnie ufortyfikowanej Zielonej Strefy, gdzie znajdują się ambasady USA i W. Brytanii oraz gmachy rządowe. By nie zwracać uwagi, rano przywdziewa powłóczystą szatę arabską, a włosy zasłania chustą.

W biurze wkłada dżinsy.

Każdego dnia widzi cię mnóstwo ludzi i nie wiadomo, kto z nich jest wrogiem- powiedziała. -_ Nikomu nie można ufać. Teraz są takie czasy, że trudno zawierać nowe znajomości. Polega się na starych przyjaciołach_.

Za rządów Saddama Husajna Ismail pracowała jako sekretarka w Ministerstwie Przemysłu. Mówi, że swoją tajemnicę wyjawiła matce i dwójce rodzeństwa, ale nie ojcu, bo ten lubi plotkować.

Kiedy spóźnił się śmigłowiec, powiedziała ojcu, że musiała zawieźć swego brata do dentysty. Potem poprosiła pracodawców, by więcej nie posyłali jej w delegację poza Bagdad.

Dwa lata temu partyzanci zastrzelili jej ambitną młodą koleżankę, która mimo wielu ostrzeżeń nie chciała zakrywać swych długich czarnych włosów ani zachowywać ostrożności.

Oni ją śledzili. Grozili jej - powiedziała Ismail. - Ale nie chciała słuchać. Rzuciła im wyzwanie.

Irakijczycy przyzwyczaili się do bomb samochodowych na bazarach, przy meczetach i restauracjach, a także do napastników, którzy zatrzymują samochody na fałszywych posterunkach kontrolnych, by uprowadzać ludzi dla okupu lub z powodów politycznych. Wielu Irakijczyków nosi z sobą fałszywe dowody tożsamości, aby zataić swe wyznanie.

Szczególnie narażeni na niebezpieczeństwo są dziennikarze, którym trudniej ukryć charakter swej pracy. Wśród około 100 dziennikarzy i ich pomocników zabitych w Iraku od początku wojny, Irakijczycy stanowią przeszło połowę.

Najnowszą ofiarą jest 28-letni Ismail Ali Mohammed Abbas Hamad z szyickiego dziennika "Al-Bajinna Al-Dżadida". Policja bagdadzka znalazła również podziurawione kulami zwłoki 30-letniego dziennikarza Ismaila Amina Alego, którego uprowadzono przed dwoma tygodniami.

Pewna 40-letnia dziennikarka powiedziała, że przestała podpisywać artykuły własnym imieniem i nazwiskiem, bo jej gazetę często oskarża się o zamieszczanie amerykańskich materiałów propagandowych. Zaczęła posługiwać się pseudonimem Um Mustafa, czyli matka Mustafy.

Jestem dumna z tego, co robię, ale uważam, że muszę utrzymywać swą pracę w tajemnicy - powiedziała.

Znam bardzo wiele osób, które znalazły się w podobnej sytuacji. Odnosi się to szczególnie do dziennikarek. Wiele przyjaciółek przestało pracować i siedzi w domu - dodała.

Um Mustafa powiedziała, że swoim dzieciom, w wieku od ośmiu do 13 lat, przykazała, by nie mówiły w szkole, co robi ich matka.

Nikt mi bezpośrednio nie groził, ale wrogowie zazwyczaj wszędzie mają agentów i oczy, a dziś nikomu nie można ufać - wyjaśniła.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)