Irak zmierza ku wojnie domowej - to zagrożenie dla całego regionu
Eskalacja przemocy i nasilenie walk wyznaniowych w Iraku skłoniły jego rząd do apelu o pomoc USA. Eksperci ostrzegają, że sytuacja w Iraku grozi wzrostem destabilizacji na całym Bliskim Wschodzie i wzywają Waszyngton do większego zaangażowania w tym kraju.
21.08.2013 | aktual.: 21.08.2013 08:32
W Iraku rośnie w siłę miejscowa Al-Kaida, która przez pewien czas wydawała się uśpiona, ale obecnie rekrutuje nowych bojowników na fali ekstremizmu, spotęgowanego w całym regionie wskutek powstania w Syrii. Terrorystyczne ugrupowanie, zrzeszające sunnitów, kieruje agresję przeciw szyickiej większości w Iraku i zdominowanemu przez szyitów rządowi premiera Nuriego al-Malikiego. Szok wywołał niedawny atak na więzienie Abu Ghraib, w którym Al-Kaida uwolniła co najmniej 250 terrorystów.
Al-Kaida rośnie w siłę
W raporcie nowojorskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) stwierdzono, że w ciągu roku - do początku 2013 roku - Al-Kaida w Iraku podwoiła swoje szeregi do około 2500 bojowników. Zwrócono też w nim uwagę, że w ocenie władz irackich "wycofanie się wojsk USA negatywnie wpłynęło na operacje antyterrorystyczne".
Znany ekspert ds. terroryzmu z waszyngtońskiego Brookings Institution, Bruce Riedel, także zwraca uwagę, że Al-Kaida odradza się po całkowitym wycofaniu wojsk USA z Iraku. Sugeruje, że mechanizm ten może się powtórzyć po planowanym wycofaniu wojsk NATO z Afganistanu.
"Regeneracja Al-Kaidy w Iraku i jej ekspansja do Syrii jest ostrzeżeniem dla amerykańskich decydentów. Niewiele komórek tej organizacji i związanych z nią ruchów zostało trwale zniszczonych. Mogą one być rozbijane, ale kiedy presja opada, w pełni się odbudowują. To samo zdarzy się w Pakistanie i Afganistanie, jeżeli wycofujące się stamtąd w 2014 r. wojska NATO nie pozostawią tam sił i środków antyterrorystycznych wystarczających do walki z Al-Kaidą w Azji Południowej" - napisał w "Daily Beast" Riedel, który opracowywał dla administracji prezydenta Baracka Obamy strategię wojny w Afganistanie.
Podobną opinię wyraża ekspert ds. Bliskiego Wschodu ze Strayer University, Rahool Nafisi, który zaleca utworzenie w Iraku amerykańskiej bazy wojskowej.
- Pospieszne wycofanie wszystkich wojsk z Iraku było jednym z największych błędów tej administracji. Ameryka straciła w Iraku ponad bilion dolarów i prawie 5000 żołnierzy, ale zysk z tej wojny jest zerowy. Co można zrobić teraz? Stany Zjednoczone mają sojuszników w rejonie Zatoki Perskiej - Kuwejt, Arabię Saudyjską i innych - którzy mogliby bardziej pomóc w rozpracowaniu Al-Kaidy metodami wywiadowczymi. Należałoby także utworzyć w Iraku stałą bazę wojskową - powiedział Nafisi.
Amerykanie "zmęczeni wojną"
To ostatnie rozwiązanie stanowczo odrzuca administracja Obamy. Minister obrony Chuck Hagel nie zgodził się na jakikolwiek, choćby w minimalnym zakresie, powrót wojsk amerykańskich do Iraku. W USA panuje "zmęczenie wojną" i opinia publiczna jest przeciwna zamorskim interwencjom zbrojnym.
Podczas wizyty w Waszyngtonie w ubiegłym tygodniu iracki minister spraw zagranicznych Hosziar Zebari poprosił o pomoc w postaci doradców wojskowych i analityków wywiadu, a także dostawy dronów - bezzałogowych samolotów wyposażonych w rakiety do likwidacji terrorystów.
Ta forma ewentualnej pomocy spotkała się z poklaskiem "Washington Post", który w komentarzu redakcyjnym napisał, że dowodzi to, iż "nawet bez wysyłania wojsk USA mogą pomóc znajdującemu się w kłopotach Irakowi".
Nafisi przypomniał jednak, że drony są obosieczną bronią, ponieważ w rezultacie ich użycia giną też niewinni cywile. - Drony rodzą antagonizmy i więcej nienawiści do tych, którzy je stosują. Nie jest to skuteczna polityka - wskazał ekspert Strayer University.
Polityka kluczem do sukcesu?
Eksperci sympatyzujący z ekipą Obamy twierdzą, że kluczem do pokoju i stabilizacji w Iraku nie są rozwiązania militarne, lecz polityczne.
- To, co dzieje się w Iraku, to sprawa Irakijczyków. My nie rozwiążemy ich problemów. Nasze wpływy w Iraku nie są już takie, jakie byśmy chcieli, by były. Problem z Malikim polega na tym, że nie dzieli się on władzą z sunnitami, nie jest zdolny do kompromisów z nimi - powiedział były podsekretarz stanu w Pentagonie Lawrence Korb, ekspert z waszyngtońskiego Center for American Progress, think tanku Demokratów.
Inni uważają jednak, że "zmęczenie wojną" oraz zaabsorbowanie kryzysem w Egipcie i powstaniem w Syrii nie zwalnia administracji Obamy z obowiązku głębszego zaangażowania w Iraku.
Czołowy ekspert wojskowy waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), Anthony Cordesman, zarzuca administracji, że zaniedbuje problem Iraku. Kraj ten - jak zauważa - pełnił zawsze kluczową strategiczną rolę bufora między Iranem a sunnickimi krajami Zatoki Perskiej, a tymczasem po usunięciu Saddama Husajna i wycofaniu wojsk USA stał się narzędziem wpływów Iranu w regionie.
"Trudno określić dlaczego Irak przykuwa tak mało uwagi USA, chociaż dryfuje w kierunku konfliktu na tle wyznaniowym, wojny domowej i sojuszu z Iranem. () Jeżeli w Iraku rozpęta się wojna domowa, jego szyici będą jeszcze bardziej ciążyć ku Iranowi i Syrii. Jeżeli (prezydent Syrii) Baszar al-Asad przetrwa powstanie i arabskie kraje Zatoki Perskiej będą nadal izolowały Irak, symboliczna raczej obecność USA w Iraku nie będzie już niczemu służyć i kraj ten stanie się prawdopodobnie częścią szyickiej osi biegnącej z Libanu do Iranu" - napisał Cordesman w raporcie CSIS.