Iracka ropa po wojnie - państwowa czy prywatna, droga czy tania?
Zwolennicy zachowania kontroli państwa nad sektorem naftowym w powojennym rządzie Iraku mogą pomieszać szyki tym emigracyjnym działaczom opozycji, którzy chcieliby poddać bogactwa naftowe kraju regułom wolnego rynku - mówią analitycy.
08.04.2003 17:10
Emigracyjni politycy iraccy i przedstawiciele administracji USA uzgodnili w sobotę na spotkaniu w Londynie, że czołową rolę w modernizacji i rozwoju irackiego przemysłu naftowego powinny odegrać koncerny zachodnie. Celem byłoby osiągnięcie znacznego wzrostu wydobycia, a jednym ze środków prowadzących do tego celu mogłaby być prywatyzacja irackiej państwowej spółki naftowej.
Uczestnicy spotkania, które odbyło się pod auspicjami Departamentu Stanu USA, zalecili również, aby Bagdad pozostał w Organizacji Krajów Producentów Ropy Naftowej (OPEC), ale bez względu na stanowisko OPEC nie zgodził się narzucić sobie jakichkolwiek limitów wydobycia ropy.
"Jeśli nowy rząd Iraku miałby reprezentować różne społeczności, w tym liczną ludność szyicką, to podejrzewam, że jego polityka może być mniej wolnorynkowa i bardziej nacjonalistyczna niż to (co zalecają uczestnicy narady londyńskiej)" - powiedział konsultant banku inwestycyjnego Dresdner Kleinwort Wasserstein, Mehdi Varzi.
Zwolennikiem ścisłej współpracy z USA jest przewodniczący działającego na emigracji Irackiego Kongresu Narodowego Ahmed Szalabi, cieszący się poparciem amerykańskiego lobby naftowego. Jednak inny polityk emigracyjny, Adnan Paczaczi, oświadczył w końcu marca, że jego kraj musi zachować kontrolę nad swym sektorem naftowym.
80-letni Paczaczi, były minister spraw zagranicznych, który opuścił Irak w 1969 roku, gdy Saddam Husajn stał się faktycznym władcą kraju, nie wyklucza sprzedania kapitałowi zagranicznemu części obecnych przedsiębiorstw państwowych, ale uważa, że ropa powinna pozostać we władaniu Irakijczyków. Powód: "Od ropy zależy zaspokojenie najważniejszych potrzeb narodu irackiego". Poza tym "Irakijczycy uważają, że potrafią pokierować krajem lepiej niż cudzoziemcy i prawdopodobnie Amerykanie będą musieli uznać ten punkt widzenia".
Rozpoznane zasoby irackiej ropy (112 mld baryłek) ustępują na świecie tylko saudyjskim.
Tuż przed wybuchem obecnej wojny potencjał wydobywczy szybów irackich oceniano na 2,6-2,8 mln baryłek dziennie. Analitycy są zgodni, że każda nowa władza w Bagdadzie będzie musiała przyciągnąć kapitał zachodni, aby szybko osiągnąć poziom produkcji sprzed wojny 1991 roku, rzędu 3-3,5 milionów baryłek dziennie.
Jednak ostrzegają oni, że próba wywindowania wydobycia ponad ten poziom byłaby samobójstwem. Irak odbierałby wtedy rynki zbytu innym członkom OPEC, ale za cenę spadku cen ropy.
"Dla kraju eksportującego ropę celem jest uzyskanie należytych wpływów finansowych. Dlatego ustalając rozmiary eksportu trzeba liczyć się z ich następstwami dla wielkości przychodów" - powiedział dyrektor Oxford Institute for Energy Studies, Robert Mabro.
Aby zapobiec spadkowi cen ropy poniżej pożądanego poziomu, OPEC ustala dla krajów członkowskich limity wydobycia. Od 2000 r. kartelowi udaje się utrzymać cenę ropy na wysokości około 25 dolarów za baryłkę.
"Jeśli Irak doprowadzi do załamania się cen ropy, Irakijczycy pierwsi będą żądać zmniejszenia wydobycia, bo potrzebują pieniędzy bardziej niż ktokolwiek inny" - dodał Mabro.
Iraccy działacze emigracyjni skupieni wokół Szalabiego chcieliby możliwie najszybciej zwiększyć wydobycie najpierw do wspomnianych 3-3,5 mln baryłek dziennie, a potem zainaugurować drugą fazę inwestycji i w ciągu kolejnych pięciu lat podwoić produkcję. W tym celu zamierzają zaproponować zagranicznym koncernom naftowym kontrakty o podziale dochodów z wydobycia ropy.
Zachodnie giganty naftowe lubią takie kontrakty, bo gwarantują one wysoką stopę zysku, nawet przy niskich cenach ropy.
Inne rozwiązanie, przy którym firma uiszcza państwu - właścicielowi pól naftowych określoną opłatę licencyjną za eksploatację złóż ropy, jest korzystniejsze dla państwa, bo zapewnia mu stały dochód bez względu na wahania cen ropy.(mp)