„Inka” zeznała; do pomocy w zabójstwie się nie przyznała
Halina G. - "Inka" nie przyznała się do pomocy w zabójstwie Jacka Dębskiego. Mówiła, że nie wiedziała, iż Dębski ma zginąć, a wykonywała jedynie polecenia Jeremiasza B. - "Baraniny", który kazał jej wyjść z byłym ministrem z lokalu.
10.04.2003 16:32
W czwartek "Inka" odczytała swoje oświadczenie, w którym po raz pierwszym w tym procesie ustosunkowała się przed sądem do postawionego jej zarzutu. Mówiła, że nie miała świadomości, iż Dębski ma zginąć. Gdyby bowiem to wiedziała, nie wyszłaby w nocy 11 kwietnia 2001 roku przed lokal, gdzie b. minister sportu został zastrzelony.
Twierdziła, że była niejako pracownikiem "Baraniny", wykonywała jego zlecenia, które zawsze były drobne i niepozorne. Podtrzymała swoją wersję, że nie rozmawiała z zabójcą na miejscu zbrodni, choć właściciel restauracji, który widział zabójstwo, zeznał, że widział rozmowę mężczyzny i kobiety; i ich wspólne oddalenie się.
Potwierdziła, że początkowo wskazywała inną osobę jako zabójcę, bo bała się o siebie. Zaprzeczyła, by miało to związek z tym, iż podejrzewała, że ten mężczyzna zabił jej narzeczonego na polecenie "Baraniny", a wcześniej wywiózł ją kiedyś do lasu. Zarazem powtórzyła, iż to "Baranina" zlecił zabójstwo Dębskiego.
"Nie znałam zamiarów Jeremiasza B. wobec Jacka Dębskiego wieczorem 11 kwietnia 2001 r. Wykonałam jedynie polecenie, abym wyszła z Dębskim przed lokal i było to polecenie niczym nie odbiegające od innych, jakie wcześniej mi wydawał" - powiedziała "Inka". Dodała, że obawiała się także o swoje życie i myślała, że polecenia "Baraniny" mogą być tylko sprawdzianem jej lojalności.
"Zastrzelenie Dębskiego było dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Domyślałam się wprawdzie, że B. jest osobą bezwzględną i osoby, które są wobec niego nielojalne, kończyły śmiercią, ale w przypadku Dębskiego w ogóle nie brałam tego pod uwagę, m.in. ze względu na ich przyjaźń, zażyłość, interesy, a przede wszystkim powiązania rodzinne. Dziś już uważam inaczej (Dębski i "Baranina" byli kuzynami, o czym minister dowiedział się kilka miesięcy przed śmiercią) (...) Miałam być dla B. dyspozycyjna. Dawał mi utrzymanie, troszczył się o mnie, chciał wytworzyć atmosferę ojcowskiego oparcia i zaufania, by uzyskać lojalność i wierność" - czytała "Inka".
Komentując oświadczenie "Inki" prokurator Andrzej Komosa powiedział jedynie, że znajduje w nim "mocne i słabe strony". Nie chciał mówić o szczegółach, podkreślając, że zrobi to w mowie końcowej. Inni obserwatorzy procesu wskazują na to, że "Inka" niepotrzebnie trzyma się wersji sprzecznej z zeznaniami właściciela restauracji, nie wiadomo też dlaczego nie podkreśla, że to jej zeznania umożliwiły aresztowanie Jeremiasza B. i sądzenie go za zlecenie zabójstwa Dębskiego.
Wcześniej sąd obejrzał zapis wideo z wizji lokalnej z udziałem "Inki", która relacjonowała ostatnie chwile Jacka Dębskiego.
Po obejrzeniu wizji lokalnej "Inka" zadeklarowała, że będzie odpowiadać na wszystkie pytania dotyczące tej wizji lokalnej, natomiast w piątek chce złożyć wyjaśnienia także na inne tematy. W czwartek odpowiedziała tylko na pytania prokuratora, a jej obrońca, mec. Waldemar Puławski oświadczył, że oskarżona nie odpowie na pytania mec. Andrzeja Werniewicza, pełnomocnika żony Dębskiego, bo - jak mówił - wszystko wskazuje na to, że mogłyby one być "napastliwe i podchwytliwe". Sąd postanowił zadać swoje pytania na samym końcu, po pełnych wyjaśnieniach oskarżonej.
"Wydaje mi się, że oceniła swoje możliwości w takiej ‘walce procesowej’ ze mną i odmówiła, bo powiem krótko - nie wyszłaby z tej walki na pewno zwycięsko" - skomentował w rozmowie z dziennikarzami decyzję obrony mec. Werniewicz. W jego ocenie, wyjaśnienia "Inki" nie są wiarygodne, nawet te złożone podczas czwartkowej rozprawy. Pełno w nich niedorzeczności, które można byłoby wykazać dzięki szczegółowym pytaniom - powiedział.
Mecenas zarzucił prokuraturze, że jest "spolegliwa" i interesuje ją bardziej, jaki udział w zbrodni miał "Baranina", a nie wyjaśnienie okoliczności śmierci Dębskiego.
Jeszcze przed złożeniem tego wniosku przewodniczący składu orzekającego Janusz Jankowski spytał prokuratora Komosę, czy znane mu są wydarzenia, jakie rozegrały się w wiedeńskim areszcie, gdzie przebywa "Baranina" - miał on tam wypić jakiś płyn czyszczący, co zakwalifikowano jako próbę samobójczą. Oskarżyciel powiedział, że według informacji, które do niego dochodzą, Jeremiasz B. czuje się dobrze i prawdopodobnie jeszcze w czwartek wróci do swej celi.
Halina G. w śledztwie złożyła obszerne wyjaśnienie, powiedziała, że zleceniodawcą zabójstwa był Jeremiasz B. i wskazała mordercę, ale w sali sądowej dotychczas nic nie mówiła.
Dopiero we wtorek - kiedy okazało się, że siedzący w austriackim areszcie "Baranina" stracił możliwość kierowania poczynaniami świadków i nie wpływa już na inne osoby - postanowiła ujawnić sądowi to, co wie. (reb)