Informacja Jarosława Gowina ws. katastrofy smoleńskiej
Szef resortu sprawiedliwości przedstawił informację "na temat podejmowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości oraz podmioty mu podległe i nadzorowane działań dotyczących
zagwarantowania właściwych procedur postępowania ze zwłokami ofiar Katastrofy Smoleńskiej na terenie Federacji Rosyjskiej". Prokurator Generalny Andrzej Seremet powiedział, że przyczyną nieprawidłowej identyfikacji dwóch ekshumowanych w ubiegłym
tygodniu ciał ofiar katastrofy smoleńskiej było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin.
27.09.2012 | aktual.: 28.09.2012 13:30
Spór o to, czy marszałek sejmu Ewa Kopacz powinna prowadzić obrady podczas informacji ministra sprawiedliwości na temat katastrofy smoleńskiej poprzedził wystąpienie Jarosława Gowina.
Kazimierz Michał Ujazdowski (PiS) zwrócił się do marszałek Ewy Kopacz z wnioskiem formalnym, aby nie przewodniczyła obradom podczas punktu poświęconego informacji ministra sprawiedliwości. Jak argumentował, "nikt nie może być sędzią we własnej sprawie", a Kopacz, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej, była ministrem zdrowia.
Wniosek przeciwny zgłosił wicemarszałek sejmu Cezary Grabarczyk. Jak mówił, Ujazdowski zapomniał, że to nie sąd, a sejm.
W związku z tym sporem salę obrad opuścił klub Ruchu Palikota. Poseł Andrzej Rozenek uzasadnił decyzję klubu próbą wykorzystywania katastrofy smoleńskiej do rozgrywek politycznych. Podkreślił, że jego partia nie chce brać w tym udziału. W sejmie zarządzono pięciominutową przerwę, by posłowie Ruchu mogli opuścić salę obrad.
Po przerwie marszałek Kopacz zaapelowała, by "nie odbierać" marszałkowi możliwości zwoływania - lub nie - Konwentu Seniorów. To ona prowadzi dalszą część obrad.
Donald Tusk przeprosił
Premier Donald Tusk przeprosił rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej i oświadczył, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność za działania państwa polskiego i podległych rządowi służb w Smoleńsku i w Moskwie po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r.
Premier rozpoczął swoje wystąpienie od stwierdzenia, że debata ws. katastrofy smoleńskiej powinna być poprzedzona słowem "przepraszam".
- Siłą rzeczy brałem wówczas i biorę dzisiaj na siebie pełną odpowiedzialność za działania państwa polskiego i służb podległych polskiemu rządowi wówczas w Smoleńsku i w Moskwie po katastrofie. Tej odpowiedzialności nikt ze mnie nie zdejmie i ja tego nie oczekuję - oświadczył premier.
Jak dodał, ta odpowiedzialność nakazuje mu "przeprosić wszystkie rodziny za udrękę i cierpienie wywołane nie tylko samą katastrofą, ale także tą udręką związaną i z procedurami identyfikacyjnymi, czasami z twardością proceduralnych reguł, a jak się okazuje także z powodu błędów".
Przekonywał, że od pierwszych chwil po katastrofie smoleńskiej dziesiątki, setki a później tysiące ludzi - urzędników państwowych, lekarzy, żołnierzy, prokuratorów, policjantów - było "zaangażowanych w operację, przed jaką stanęło państwo polskie".
- Mówię "przepraszam", bo zdaję sobie sprawę, że przy pracy 2 tysięcy osób mogły zdarzyć się błędy i pomyłki. Dziś nie jestem w stanie rozstrzygnąć w jakim momencie do tych pomyłek mogło dojść - powiedział Tusk.
Tusk: nie wszystkim starczyło odwagi
Mogę wymienić listę urzędników państwowych, którzy powinni się znaleźć z różnych względów w Moskwie, ale nie starczyło im ani odwagi, ani determinacji, żeby przez wiele dni pomagać rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej - powiedział premier.
Jak mówił Tusk, "kilka dni po katastrofie smoleńskiej, właściwie od samego początku, najgłośniej krytykowali zachowania urzędników państwowych i całego państwa ci, którzy nie pojawili się w Moskwie". - Mogę wymienić listę urzędników państwowych, którzy powinni się znaleźć z różnych względów w Moskwie, ale nie starczyło im ani odwagi, ani determinacji, żeby przez wiele dni pomagać rodzinom przy identyfikacji - dodał premier.
- Czy można mieć do kogokolwiek pretensje o to, że nie zawsze wytrzymywał taką próbę? Ja takiej pretensji nie zgłaszam - zaznaczył.
- Jeszcze raz powtórzę: mogę wyrazić uznanie dla tych, którzy wykraczając poza swoje urzędowe obowiązki, poświęcili cały swój czas, pracowali po kilkanaście godzin na dobę, wyłącznie w celu pomocy rodzinom i być może zrobili w związku z tym błędy - podkreślił szef rządu.
Jego zdaniem, "wątpliwie moralne prawo mają ci, którzy nie zdecydowali się na taką pomoc, ani wtedy, ani później, a dzisiaj są wśród najgłośniej krytykujących".
"Widziałem ich zaangażowanie"
Premier Donald Tusk wyraził uznanie dla tych, którzy po katastrofie smoleńskiej pojechali do Smoleńska i Moskwy, choć nie zawsze wynikało to z ich obowiązków służbowych.
- Widziałem ich zaangażowanie, którego celem było pomóc rodzinom, wszystkim bliskim, którzy stracili swoich najbliższych w tej katastrofie - oświadczył.
- Być może nie byliśmy perfekcyjni, ale wszyscy bez wyjątku, z którymi miałem kontakt, oddawali maksimum swojej energii nie żeby komuś dokuczyć, komuś coś udowodnić, skupiać się na czyjejś winie, tylko aby pomóc szczególnie bliskim, szczególnie w tym najbardziej dramatycznym momencie - powiedział premier.
Tusk zaznaczył, że tylko ci, którzy byli w Smoleńsku i Moskwie wiedzą, jak wielkie dramaty, tragedie, jak ekstremalne przeżycia były doświadczeniem rodzin, ale także tym, którzy im pomagali.
- Chcę do przeprosin dołączyć także słowa uznania dla tych wszystkich, którzy tam pracowali, odważyli się pojechać i uczestniczyć w tym dramatycznym zdarzeniu, nie zawsze dlatego, że wynikało to z ich obowiązków służbowych - powiedział premier.
Tusk: kończmy wojnę
Premier Donald Tusk zaapelował o zakończenie "wojny w sprawie katastrofy smoleńskiej", bo jej ofiarami będą wszyscy Polacy.
- Ta sprawa zasługuje na więcej niż na polityczną młóckę, dlatego być może to jest ten dzień, kiedy powinniśmy sobie wyraźnie powiedzieć: pracujemy, pracujemy w skupieniu, nie musimy ustępować własnym argumentom, ale kończymy wojnę w sprawie katastrofy - mówił szef rządu przed informacją ministra sprawiedliwości na temat katastrofy smoleńskiej.
Premier zapewniał, że do dyspozycji posłów są minister sprawiedliwości, prokurator generalny, ministrowie obecnego i poprzedniego rządu, a także on sam. - Będziemy starali się skutecznie odpowiedzieć na każde pytanie, ale proszę jeszcze raz, być może po raz ostatni: nie czyńcie z tej debaty, nie czyńcie z tej tragedii pretekstu do politycznej, nieustającej bitwy, choćby ze względu na pamięć i szacunek do ofiar - oświadczył.
Premier Donald Tusk powiedział, że założenie tezy o zamachu, zabójstwie czy spisku pod Smoleńskiem "jest rzeczą groźną" dla osób w tę tragedię zaangażowanych oraz dla państwa polskiego. Powiedział też, że w tragedię smoleńską wdarła się polityka.
- Z punktu widzenia nie tylko osób zaangażowanych w ten dramat, ale całego państwa polskiego i polskiego społeczeństwa, jest rzeczą groźną założenie pewnej tezy - a ona pojawiła się w pierwszych godzinach po katastrofie - a więc tezy o zamachu, o zabójstwie, o spisku - powiedział szef rządu.
Jak mówił, także obecnie "słyszymy słowa, zdania, wypowiedzi z ust polityków PiS, których celem nie jest pomoc rodzinom, dochodzenie do prawdy, tylko utwierdzenie pewnej politycznej tezy dotyczącej katastrofy smoleńskiej".
- Mówiąc "przepraszam" w imieniu swoim i wyrażając uznanie tym, którzy podjęli tak wielki wysiłek i być może popełnili błędy, chcę także powiedzieć, że od pierwszych dni i dziś mamy także z tym do czynienia, polityka brutalnie wdarła się w tę tragedię - podkreślił szef rządu.
Ocenił, że po katastrofie urzędnicy państwowi, prokuratorzy i lekarze ruszyli do ciężkiej pracy, a jednocześnie "od pierwszych godzin niektórzy politycy koncentrowali całą swą uwagę, by taką tezę polityczną ukształtować, a następnie dobierać do niej możliwie dużo argumentów". - I tak dziś ewentualne pomyłki są także traktowane jako pretekst do tego, by politycznie wzmacniać, podwyższać tę temperaturę nienawiści, która po 2010 roku, po kwietniu, po katastrofie w Polsce nastała - mówił.
Premier ocenił także, że w ciągu ponad dwóch lat, które minęły od katastrofy, był jedną z osób "atakowanych szczególnie brutalnie". - Przez te dwa lata każdego dnia powtarzałem sobie i moim współpracownikom - jest cierpienie, ktoś ma poczucie większej straty, musimy to wytrzymać. I dlatego nikt z nas, ani przez moment nie próbował wykorzystać czy to pracy komisji, czy jakichkolwiek innych ustaleń, by odpowiedzieć polityczną tezą na polityczną tezę - zaznaczył. Premier broni Kopacz i Arabskiego
Premier Donald Tusk powiedział, że Ewa Kopacz i Tomasz Arabski byli w Moskwie po katastrofie smoleńskiej nie dlatego, że wynikało to z ich rządowych obowiązków, ale wyłącznie w jednym celu - żeby pomóc rodzinom w tragicznych okolicznościach.
- Najbardziej dziś atakowani - marszałek Sejmu Ewa Kopacz, szef KPRM Tomasz Arabski, byli w Moskwie nie dlatego, że wynikało to z ich rządowych obowiązków, tylko dlatego, że zgodnie z moją sugestią pojawili się tam wyłącznie w jednym celu - żeby pomóc rodzinom w tych tragicznych okolicznościach - powiedział Tusk.
Jak dodał, wyraża uznanie dla tych, którzy - wykraczając poza swoje urzędowe obowiązki - poświęcili cały swój czas, pracowali po kilkanaście godzin na dobę wyłącznie w celu pomocy rodzinom ofiar. - Wszystkim (urzędnikom), którzy przez długie dni pomagali rodzinom, po dzisiejszą marszałek Ewą Kopacz, wówczas ministra zdrowia, chcę powiedzieć, że wykonywali swoje obowiązki najlepiej jak potrafili, z zaangażowaniem wykraczającym poza wszelkie zobowiązania urzędnicze - pokreślił szef rządu.
Gowin: nie było polecenia nieotwierania trumien
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin poinformował, że szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasz Arabski nie wydał, ani nie przekazał nikomu polecenia zakazującego otwierania trumien ofiar katastrofy Tu-154M.
- Co do kwestii tak żywo poruszanej w ostatnich dniach, zwłaszcza przez część posłów opozycji, a więc możliwości otwierania trumien ofiar tragedii - zostałem poinformowany, że szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (Tomasz Arabski) nie wydał i nie przekazał nikomu polecenia zakazującego otwierania trumien ofiar katastrofy smoleńskiej - powiedział Gowin, przedstawiając posłom informację o działaniach po katastrofie.
- Podkreślam, nie wydał i nie przekazał nikomu takiego polecenia - oświadczył minister sprawiedliwości.
Minister sprawiedliwości dodał też, że jedynym organem, który może zarządzić ekshumację lub sekcję zwłok jest prokuratura. Jarosław Gowin przypomniał, że minister sprawiedliwości nie był już wówczas uprawniony do nadzoru nad prokuratorami, gdyż funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego zostały rozdzielone.
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin wyraził współczucie i żal "z powodu cierpienia, jakie przeżywają ostatnio rodziny ofiar w związku z fatalnym błędem popełnionym w procedurze identyfikacji i pochówku niektórych spośród tych ofiar".
- Chciałbym podkreślić, że zdecydowana większość tych działań należy do zakresu kompetencji innych podmiotów niż minister sprawiedliwości; w tym w zakresie postępowania karnego do prokuratury, która jest niezależnym organem władzy - zaznaczył szef resortu sprawiedliwości. Dodał, że obecny w sali sejmowej prokurator generalny Andrzej Seremet przedstawi posłom informacje w zakresie swoich kompetencji.
Gowin dodał, że omawiana w sejmie sprawa "jest zbyt poważna, żeby rozpatrywać ją wyłącznie w stricte prawnym kontekście". - Dlatego postaram się odpowiedzieć na pytania, wykorzystując całą wiedzę posiadaną przez resort sprawiedliwości - zapewnił.
"Zakaz wynikał z przepisów prawa"
Z polskich przepisów prawa wynika wprost zakaz otwierania trumien - powiedział minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Powołał się na rozporządzenie ministra zdrowia ws. postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi.
- Przypisywanie decyzyjności w tym zakresie szefowi KPRM w sytuacji, gdy przepisy prawa są jasne, jest - w mojej ocenie mówiąc najdelikatniej - chybione i chyba trzeba powiedzieć, że jest podyktowane względami politycznymi - mówił minister sprawiedliwości.
Gowin podkreślił, że na mocy rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi "przenoszenie lub przewożenie zwłok w otwartych trumnach jest zabronione". Dodał, że według rozporządzenia "po złożeniu zwłok w trumnie i przymocowaniu wieka trumny nie wolno jej otwierać". Minister cytował także fragment rozporządzenia mówiący, że "po przewiezieniu zwłok na miejsce przeznaczenia chowa się je niezwłocznie bez otwierania trumny".
- Z przepisów prawa wynika wprost zakaz otwierania trumien - oświadczył Gowin.
Podkreślił, że przepisy w tej sprawie potwierdza orzecznictwo, które stwierdza, że transport zwłok do domu pogrzebowego odbywa się tylko w zamkniętej trumnie, a jej otwarcie jest zabronione. Minister powołał się tu na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z kwietnia 2004 roku.
- Informacje zawarte we wzorze z zezwolenia na sprowadzenie szczątków ludzkich lub zwłok ludzkich dostępne na stronie ambasady Rzeczypospolitej w Moskwie, iż zwłoki powinny być przewożone i pochowane bez otwierania trumny są zgodne z prawem polskim. Jedynym organem, który może zarządzić oględziny, sekcję zwłok lub ekshumację jest prokuratura w ramach prowadzonego postępowania karnego - powiedział Gowin.
"Kopacz i Arabski byli wysłannikami premiera"
Wyjazd do Moskwy szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego i minister zdrowia Ewy Kopacz nie miał związku z wykonywaniem przez nich kompetencji innych ministrów, w tym ministra sprawiedliwości - mówił szef resortu sprawiedliwości Jarosław Gowin.
- Minister sprawiedliwości nie ma podstawy prawnej, ani uprawnienia do powierzenia wykonania swoich czynności innym ministrom działowym, ani też szefowi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - wyjaśnił Gowin.
Jak dodał, Arabski i Kopacz, którzy po katastrofie smoleńskiej polecieli do Moskwy, byli wysłannikami premiera. Ich celem było - jak mówił minister - "udzielenie i okazanie wsparcia oraz bezpośredniej pomocy rodzinom wykonującym na miejscu czynności związane z identyfikacją i rozpoznaniem bliskich".
Jak mówił, wyjazd przedstawicieli premiera nie miał jednak związku z wykonywaniem przez nich kompetencji innych ministrów, w tym ministra sprawiedliwości.
Gowin poinformował też, że minister sprawiedliwości nie ma żadnych kompetencji na etapie czynności operacyjnych i śledczych prowadzonych przez prokuraturę, nie ma też uprawnień do wyboru podstawy prawnej prowadzenia międzynarodowego postępowania wyjaśniającego. Jak dodał, kompetencje takie minister ma tylko wobec postępowania karnego po jego wszczęciu, ale to - jak podkreślał minister - toczyło się i toczy w Polsce.
"Zginęli gorący patrioci, wybitni Polacy"
Katastrofa smoleńska zbyt często jest źródłem politycznych sporów, które dzielą nasz naród - powiedział Gowin. Jego zdaniem tę opinię podzieli wielu Polaków. Zaznaczył, że pod Smoleńskiem zginęli "gorący patrioci, wybitni Polacy".
- Dzień, w którym w katastrofie smoleńskiej zginęła oficjalna polska delegacja udająca się do Katynia, której przewodniczył prezydent RP jest jednym z najtragiczniejszych w naszej historii - oświadczył minister, który w czwartek przedstawił posłom informację na temat działań resortu po katastrofie smoleńskiej.
- Jestem przekonany, że wszyscy na tej sali, bez względu na to, jak wielkie dzielą nas różnice polityczne, zgadzają się, że w tym, co wydarzyło się pod Smoleńskiem nie chodzi tylko o to, że na służbie śmierć ponieśli urzędnicy reprezentujący państwo, ale chodzi także o to, w jeszcze większym stopniu o to, że zginęli gorący patrioci, wybitni Polacy, których nam wszystkim bardzo dziś brakuje - mówił Gowin.
Jak mówił, "ich tragiczna śmierć wykracza jednak poza porządek polityczny i jest przede wszystkim ogromną tragedią i źródłem wielkiego cierpienia ich rodzin i bliskich".
Zdaniem Gowina zbyt często tragedia ta jest "źródłem politycznych sporów, które dzielą nasz naród"; tę opinię - dodał - podzieli wielu Polaków. - Wszyscy więc, bez względu na przynależność partyjną i opcję polityczną, powinniśmy dołożyć wszelkich starań, by zaoszczędzić bliskim ofiar kolejnych cierpień - powiedział. Ocenił, że tak powinno stać się także w toku debaty.
"Konwencja chicagowska jedynym instrumentem prawnym"
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin powiedział, że tzw. konwencja chicagowska była jedynym, dostępnym instrumentem prawnym, który opisywał procedury postępowania w sytuacji takiej katastrofy, jak ta w Smoleńsku.
- Należy zaznaczyć, że konwencja chicagowska był to jedyny, dostępny w tamtym czasie instrument prawny, który opisywał procedury postępowania w takim wypadku. Skorzystanie z innej podstawy prawnej wymagałoby wcześniejszych, szczegółowych ustaleń ze stroną rosyjską, co uniemożliwiłoby podjęcie natychmiastowych działań, których oczekiwały rodziny ofiar i cała polska opinia publiczna - powiedział Gowin, przedstawiając informację na temat katastrofy smoleńskiej.
Od początku badania katastrofy smoleńskiej niektórzy politycy i publicyści podawali w wątpliwość zasadność badania sprawy na podstawie konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym podpisanej w Chicago w 1944 r. Wskazywano na polsko-rosyjską umowę z 1993 r. jako właściwszą podstawę prawną.
Polska prokuratura, kierujący Komisją Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego szef MSWiA Jerzy Miller, jak i akredytowany przy MAK Edmund Klich podkreślali, że właśnie konwencja chicagowska jest najodpowiedniejszą podstawą. Wskazywano, że polsko-rosyjska umowa z 1993 r. ma jedynie charakter ramowy i była przewidziana do "obsługi" wyprowadzania z Polski byłych wojsk radzieckich.
Seremet: w identyfikacji ofiar uczestniczyli polscy i rosyjscy biegli
Prokurator Generalny Andrzej Seremet poinformował, że w czynnościach identyfikacyjnych ciał ofiar katastrofy smoleńskiej uczestniczyli rosyjscy i polscy specjaliści oraz śledczy przy udziale przedstawicieli rodzin zmarłych, tłumaczy i polskiego psychologa.
Seremet zapewnił podczas debaty, że do 16 kwietnia 2010 r. w czynnościach identyfikacyjnych i oględzinowych na terenie Instytutu Ekspertyz Sądowych w Moskwie brał udział obok rosyjskich prokuratorów także polski zespół biegłych.
Składał się on z: prokuratorów, specjalistów medycyny sądowej z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalistów z Centralnego Laboratorium Kryminologicznego Komendy Głównej Policji oraz specjalistów Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Stołecznej Policji.
- Od dnia 12 kwietnia 2010 r. członkowie tego zespołu uczestniczyli w czynnościach identyfikacyjnych ofiar, które trwały do 16 kwietnia 2010 r. Czynności te prowadzone były przez śledczych i prokuratorów rosyjskich przy udziale przedstawicieli rodzin zmarłych, tłumaczy w obecności polskiego psychologa - powiedział Seremet.
Prokurator generalny przedstawił także szczegółowe kalendarium działań polskiej prokuratury od momentu katastrofy po zakończenie procedury identyfikacji ofiar. Seremet: w zamykaniu trumien uczestniczyli polscy żołnierze
W zamykaniu trumien ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie uczestniczyli żołnierze brygady z Opola, a przy wielu czynnościach także polscy technicy, pracownicy firmy pogrzebowej i duchowni - poinformował Seremet.
Seremet w swoim wystąpieniu opisał m.in. procedurę, jaka była stosowana po katastrofie smoleńskiej w zakładzie medycyny sądowej w Moskwie.
- Po rozpoznaniu ciała przedstawiciele rosyjskiego organu procesowego sporządzali odpowiednią dokumentację procesową - protokoły okazania zwłok. Protokoły te były sporządzane w obecności dwóch świadków, obywateli rosyjskich, z udziałem rosyjskiego biegłego medycyny sądowej, tłumacza oraz osoby dokonującej identyfikacji - mówił szef prokuratury.
Jak dodał, zwłoki opisywano imieniem i nazwiskiem, przy zachowaniu dotychczasowej numeracji, i umieszczano na liście osób rozpoznanych, którą prowadzili Rosjanie.
- Po rozpoznaniu zwłok rodzina miała możliwość indywidualnego pożegnania osoby bliskiej i modlitwy w obecności kapłana, bez udziału osób postronnych - powiedział Seremet.
Następnie zidentyfikowane ciała były przygotowywane i umieszczane w trumnach, które zawierały lutowane wkłady i filtry. - Istniała także możliwość indywidualnej obecności rodziny przy zamykaniu trumny. Niektórzy z członków rodzin ofiar skorzystali z tego uprawnienia - poinformował prokurator generalny.
- W lutowaniu wkładów i zamykaniu trumien brali udział żołnierze 10. Brygady Logistycznej w Opolu, a przy wielu tych czynnościach obecni byli również przedstawiciele polskiej firmy pogrzebowej, polscy technicy policyjni, polscy duchowni, przedstawiciele rosyjskiej, miejskiej specjalistycznej służby do spraw pogrzebów, którzy wydawali zaświadczenia o zalutowaniu trumny - powiedział Seremet.
Następnie władze Moskwy wystawiały medyczne świadectwa zgonu, a przedstawiciele polskiej ambasady w Moskwie sporządzali protokół o zgłoszeniu zgonu poszczególnych ofiar katastrofy oraz składali wniosek o dokonanie odprawy trumien z ciałami.
Na podstawie protokołu przedstawiciele ambasady w Moskwie przejmowali zwłoki, następnie trafiały one wojskowym transportem do kraju, gdzie odbywały się pochówki.
Seremet: nie było zakazu otwierania trumien
Żaden z prokuratorów nie wydawał w jakiejkolwiek formie zakazu otwierania trumien, po ich sprowadzeniu do kraju po katastrofie smoleńskiej - zapewnił prokurator generalny Andrzej Seremet.
Seremet podkreślił, że polscy prokuratorzy, opierając się na Europejskiej Konwencji o Pomocy w Sprawach Karnych i polskiej procedurze karnej, nie uznali za konieczne ponownego przeprowadzenia w Polsce sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
- W pierwszych miesiącach po katastrofie strony, czyli rodziny ofiar i ich pełnomocnicy, także nie zgłaszali takiej konieczności. Wbrew doniesieniom medialnym, żaden z prokuratorów wojskowych nie wydawał w jakiejkolwiek formie zakazu otwierania trumien, po ich sprowadzeniu do kraju. Nie wydawał go również prokurator generalny, ani żaden prokurator prokuratury powszechnej - zaznaczył Seremet.
Dodał, że proces sprowadzania zwłok do Polski jest wyłączną domeną organów administracji państwowej, służby dyplomatycznej i sanitarnej.
"Nie było możliwości samodzielnego wykonywania czynności w Rosji"
Nie było możliwości, by polscy prokuratorzy wojskowi wykonywali samodzielnie jakiekolwiek czynności procesowe w Rosji - oświadczył prokurator generalny Andrzej Seremet.
- Przedstawiając przebieg działań polskich prokuratorów wojskowych w Rosji w pierwszych dniach po katastrofie, nie można nie wspomnieć o tym, że nie było możliwości samodzielnego wykonywania przez nich jakichkolwiek czynności procesowych, tak samo jak nie byłoby możliwe samodzielne wykonywanie jakichkolwiek czynności przez prokuratora obcego państwa na terenie Polski - oświadczył Seremet.
W tej sytuacji - tłumaczył - polska prokuratora miała prawo wykorzystać w postępowaniu przygotowawczym jedynie dowody uzyskane w drodze pomocy prawnej od właściwych organów Federacji Rosyjskiej w trybie Europejskiej Konwencji o Pomocy w Sprawach Karnych z 20 kwietnia 1959 roku. Wprowadzenie do polskiego śledztwa dowodów uzyskanych w trybie międzynarodowej pomocy prawnej nastąpiło z kolei na podstawie art. 587 Kodeksu postępowania karnego.
Seremet poinformował, że w dniach 11-16 kwietnia 2010 r. przy udziale polskich prokuratorów wojskowych, żołnierzy Żandarmerii Wojskowej oraz funkcjonariuszy ABW w Smoleńsku wykonano kilkadziesiąt czynności procesowych w postaci oględzin przedmiotów znajdujących się na pokładzie Tu-154, z których sporządzono 37 protokołów.
Naczelny prokurator wojskowy w nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 r. wziął udział w sekcji zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego przeprowadzonej w Smoleńsku. Polscy prokuratorzy wojskowi brali udział w przesłuchaniach kluczowych świadków zdarzenia, tj. kierownika lotów, meteorologa lotniska Siewiernyj oraz naocznego świadka katastrofy.
- Dodatkowo prokurator wojskowy uczestniczył w czynnościach wykonywanych w Moskwie przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy dotyczących otworzenia, zgrania i odsłuchania rejestratorów pokładowych oraz zapieczętowania oryginalnych taśm w sejfie - relacjonował Seremet.
Seremet o sekcjach i procedurze rozpoznawania zwłok w Moskwie
Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że po przewiezieniu ciał ofiar katastrofy smoleńskiej do Moskwy dokonywano sekcji zwłok, podczas której m.in. pobierano materiał genetyczny; następnie bliscy ofiar dokonywali identyfikacji.
Seremet powiedział, że jeszcze przed przewiezieniem do Moskwy znalezione na miejscu katastrofy zwłoki lub ich fragmenty oznaczano symbolami składającymi się z numeru sektora, w którym znaleziono ciało oraz numeru samych zwłok.
- Te informacje umieszczano w protokole oględzin miejsca katastrofy z opisem wyglądu zwłok i znalezionych przy zwłokach lub w ich pobliżu przedmiotów, dokumentów; wykonywano również fotografię zwłok - powiedział prokurator generalny.
Jak mówił, zwłoki oznaczano za pomocą opasek, pakowano w folie i umieszczano w trumnach, które przetransportowano następnie do Instytutu Medycyny Sądowej w Moskwie.
- W Instytucie zwłokom nadawano inny numer, dokonywano oględzin zwłok w trumnie, sporządzano z tej czynności protokół oraz wykonywano dokumentację fotograficzną. Następnie zwłoki poddawano badaniu sekcyjnemu, z którego sporządzano dokument w postaci ekspertyzy o numerze odpowiadającym numerowi zwłok nadanemu w tym instytucie - kontynuował Seremet.
Tłumaczył, że podczas sekcji zwłok pobierano m.in. materiał do badań genetycznych. - Dokument, to jest orzeczenie eksperta, był sporządzany dopiero po uzyskaniu wyników posekcyjnych badań cząstkowych toksykologicznych, biologicznych i chemicznych, ale nie genetycznych - zaznaczył. Dokument - jak mówił - "zawierał ponadto wyniki identyfikacji w wyniku ukazania ciała do rozpoznania".
- Po oględzinach zwłok i ich sekcji, ciała były przygotowywane do okazania. Przedstawiciel rodziny składał do protokołu zeznania dotyczące szczegółów ubioru osoby zmarłej, ostatniego kontaktu z tą osobą, szczególnych cech. Zdarzały się przypadki, w razie nieobecności członków rodziny w Moskwie, że identyfikacji dokonywał przedstawiciel administracji rządowej Rzeczpospolitej Polskiej - powiedział Seremet.
Wyjaśnił także, że osobie dokonującej identyfikacji w miarę potrzeby okazywano zdjęcia ubrań i przedmiotów znalezionych przy typowanych zwłokach oraz ewentualnie zdjęcia twarzy i znaków szczególnych, takich jak blizny, znamiona, tatuaże.
Jak tłumaczył, jeśli na tej podstawie osoba dokonująca identyfikacji rozpoznała zwłoki i jednocześnie nie wyrażała chęci bezpośredniego ich obejrzenia, to na podstawie jej oświadczenia zwłoki uznawano za rozpoznane. Natomiast, jeśli osoba dokonująca identyfikacji miała wątpliwości lub wyraziła życzenie obejrzenia zwłok, okazywano jej ciało w obecności śledczych strony rosyjskiej, tłumacza, psychologa oraz przy zabezpieczeniu zespołu doraźnej pomocy medycznej.
Seremet podkreślił, że po rozpoznaniu zwłok rodzina miała możliwość indywidualnego pożegnania osoby bliskiej i modlitwy w obecności kapłana bez udziału osób postronnych.
Seremet: rodziny się pomyliły
Prokurator Generalny Andrzej Seremet oświadczył, że przyczyną "pierwotnej nieprawidłowej identyfikacji" dwóch ciał ofiar katastrofy smoleńskiej było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin.
Poinformował ponadto, że zgodnie z zapowiedziami prokuratury podjęto decyzje o ekshumacji czterech ofiar katastrofy, a w trakcie rozpatrywania są wnioski dotyczące kolejnych dwóch ofiar. - Spekulacje medialne dotyczące większej ilości przypadków są nie tylko nieuprawnione, ale także godzą w dobra osobiste ofiar tego tragicznego wydarzenia - powiedział Seremet.
Seremet oświadczył, że nie widzi przesłanek, dla których śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej należałoby przekazać do prowadzenia innej jednostce organizacyjnej prokuratury.
"Syn Walentynowicz wskazał cechy charakterystyczne matki"
Prokurator Generalny Andrzej Seremet poinformował, że jeden z ostatnich dokumentów przekazanych przez Komitet Śledczy FR dotyczący wątpliwości identyfikacyjnych sześciu ofiar katastrofy smoleńskiej wpłynął do wojskowej prokuratury okręgowej w Warszawie 4 maja 2012 r.
Seremet przedstawił posłom informację "o ciele pochowanym w grobie Anny Walentynowicz". Jak m.in. referował, zwłoki nieustalonej kobiety zostały rozpoznane jako Anna Walentynowicz. Z treści protokołu okazania zwłok celem rozpoznania - powiedział Seremet - wynika, że syn Anny Walentynowicz, Janusz, rozpoznał to ciało, jako swoją matkę "wskazując cechy charakterystyczne m.in. twarzy".
Następnie - mówił prokurator generalny - powstał protokół o zgłoszeniu zgonu i tego samego dnia - 13 kwietnia 2010 r. - wystawione zostało medyczne świadectwo zgonu "dotyczące zmarłej Anny Walentynowicz".
Seremet powiedział, że rosyjskie orzeczenie eksperta z dnia 29 kwietnia 2010 r. wykazało, że to ciało nie jest ciałem Anny Walentynowicz, lecz innej ofiary katastrofy wskazanej z imienia i nazwiska.
- Ustalenia rosyjskiej ekspertyzy genetycznej zostały później pozytywnie zweryfikowane przez wywołane w toku śledztwa warszawskiej wojskowej prokuratury okręgowej opinie genetyczne Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie - powiedział.
Prokurator generalny powiedział też, że jeden z ostatnich dokumentów przekazanych przez Komitet Śledczy FR dotyczący wątpliwości identyfikacyjnych sześciu ofiar wpłynął 4 maja 2012 r., a przetłumaczony został na język polski przez tłumacza 23 lipca 2012 r.
Seremet poinformował, że wniosek o ekshumację ciała spoczywającego w grobie Anny Walentynowicz złożył w lipcu br. jej syn. - Zgłosił szereg zastrzeżeń w odniesieniu do okazanej mu dokumentacji podniósł wątpliwości, czy dokumentacja ta dotyczy jego matki. W toku zeznań podał, ze w Moskwie okazano mu trzy, albo cztery ciała, a matkę rozpoznał po tym, że miała zachowaną twarz - mówił prokurator generalny.
Krewny drugiej z ofiar zeznał, że w Moskwie okazano mu również kilka ciał, z których jedno - jego zdaniem - należało do Anny Walentynowicz. Człowiek ten rozpoznał swoją krewną po "innych cechach charakterystycznych", mimo "rozległych obrażeń twarzoczaszki". Zeznał również - relacjonował Seremet - że odebrał od rosyjskiego prokuratora złotą obrączkę. Jednak w tym samym czasie syn Anny Walentynowicz uznał, że jest to obrączka jego matki.
Wewnątrz obrączki - mówił Seremet - była wygrawerowana data, która - jak ustalił później krewny drugiej z ofiar - nie była datą ślubu jego krewnej. - Dlatego przekazał tę obrączkę synowi Anny Walentynowicz. Świadek ten oświadczył też, że nie był w 100 proc. pewien, że prawidłowo rozpoznał swoją krewną - dodał prokurator.
Kolejne ekshumacje do grudnia
Prokurator generalny Andrzej Seremet poinformował, że czynności związane z ekshumacją i badaniem kolejnych czterech ciał ofiar katastrofy smoleńskiej zakończą się do grudnia. Jak na razie przeprowadzono dwie z sześciu zaplanowanych ekshumacji.
Seremet poinformował, że "w wyniku analizy dokumentacji sądowo-medycznej dotyczących ciał wszystkich ofiar katastrofy prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie dostrzegli rozbieżności, które podały w wątpliwość prawidłowość identyfikacji sześciu ofiar katastrofy zgrupowanych w trzech parach".
Prokurator generalny zaznaczył, że decyzje o ekshumacjach, w tym także o badaniach genetycznych były "przemyślane i jedyne możliwe". Jak poinformował wykonanie tych czynności "zaplanowano w terminie od września do grudnia 2012 r.".
W ubiegłym tygodniu prokuratorzy wojskowi przeprowadzili w Gdańsku i Warszawie ekshumacje dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej. Jedną z nich była Anna Walentynowicz; drugą - według informacji medialnych - Teresa Walewska-Przyjałkowska. Powodem ekshumacji były wątpliwości, czy ciała te nie zostały ze sobą zamienione. Badania genetyczne jednoznacznie wskazały, że tak się stało.
Pahl: po katastrofie państwo polskie stanęło na wysokości zadania
Państwo polskie stanęło na wysokości zadania - oświadczył Witold Pahl (PO) podczas sejmowej debaty nad informacją ministra sprawiedliwości na temat działań po katastrofie smoleńskiej.
Zdaniem Pahla wystąpienia premiera Donalda Tuska, ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina oraz wyjaśnienia prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w sposób jednoznaczny pokazują, że - w sprawie Smoleńska - państwo polskie stanęło na wysokości zadania.
Pahl przyznał jednocześnie, że - w sprawie katastrofy - pojawiło się wiele wątpliwości, które wymagają rzetelnego wyjaśnienia.
Według polityka PO działania władz polskich były zgodne z konstytucją i ukierunkowane na wyjaśnienie wszystkich okoliczności katastrofy smoleńskiej.
Pahl ocenił też, że działania prokuratury - dotyczące katastrofy smoleńskiej - dawały możliwość "pełnej realizacji pilnowania szeroko pojętego interesu państwa polskiego, jeśli chodzi o rzetelne prowadzenie postępowania.
Poseł PO nazwał "godnym ubolewania błędem" zamianę ciała Anny Walentynowicz. - To jest przyczynek do zastanowienia się nad zakresem działania organów prokuratury, co do ustalenia rzeczywistych przyczyn takiego błędu - zaznaczył.
Zaapelował również do polityków, aby nie wykorzystywali sprawy zamiany ciała Walentynowicz do realizacji "własnych, doraźnych politycznych celów".
Polityk PO bronił też marszałek Ewy Kopacz. - Kopacz nie miała ustawowego obowiązku obecności w Smoleńsku i Moskwie, kierowała się zwykłym, człowieczym odruchem pomocy dla rodzin ofiar katastrofy, podejmowała działania, które często przekraczały granicę ludzkich możliwości - podkreślił. Duda: Kopacz nie zdała egzaminu
Poseł PiS Andrzej Duda oskarżył o zaniedbania przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej rząd, a w szczególności marszałek Sejmu, b. minister zdrowia Ewę Kopacz i szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego.
Duda przemawiał w imieniu klubu PiS podczas sejmowej debaty nad informacją ministra sprawiedliwości na temat działań po katastrofie smoleńskiej. Po zakończeniu wystąpień klubowych marszałek Ewa Kopacz poinformowała, że klub PiS złożył wniosek o odrzucenie tej informacji.
Duda zaznaczył, że wiele słów wypowiedzianych po katastrofie przez Ewę Kopacz okazało się nieprawdą. - Te pani nieprawdziwe słowa, które uspokajały wtedy rodziny poległych w katastrofie, dzisiaj jeszcze bardziej dojmująco ranią - powiedział.
Duda podkreślił, że po katastrofie udał się do stolicy Rosji jako urzędnik Kancelarii Prezydenta. Poinformował, że tuż po przylocie postawił trzy warunki. Pierwszy, że ciało prezydentowej Marii Kaczyńskiej będzie pochowane w trumnie przywiezionej przez niego z Polski. Drugi, że będzie przewieziony natychmiast do kostnicy, "a nie do wygodnego hotelu, co proponowali pracownicy MSZ". Trzecim warunkiem była obecność brata prezydentowej przy zamknięciu trumny i że będzie ona zaspawana przez polskich żołnierzy.
Poseł PiS zaznaczył, że realizacja tych warunków nie była łatwa. - Między innymi dlatego, panie ministrze Arabski, że gdy trumna została przywieziona do prosektorium, obecni tam Rosjanie oświadczyli, że pani prezydentowa będzie pochowana w rosyjskiej trumnie, dlatego, że taka jest pana decyzja. Nie przyjąłem tego oświadczenia - relacjonował Duda.
- Okazało się, że jeśli ktoś był stanowczy, zdecydowanie mówił, jakie są jego oczekiwania, wszystko dało się zrealizować. Teraz dowiadujemy się, że przy sekcjach zwłok poległych w tragedii smoleńskiej nie było polskich prokuratorów. Teraz dowiadujemy się, że przy sekcjach zwłok ofiar tragedii smoleńskiej nie było polskich lekarzy, a słyszeliśmy z ust minister Kopacz o polskich patomorfologach pracujących ramię w ramię z Rosjanami. Wszystkie te słowa okazały się nieprawdą - zarzucił.
Przypomniał, że Kopacz była w Moskwie jako konstytucyjny minister. - Trzeba rozumieć, jaką rolę na siebie się przyjmuje. Nie każdy musi być ministrem. Czasem przychodzą trudne sprawdziany, nawet straszliwy jak ten. Pani tego egzaminu po prostu nie zdała. Proszę spojrzeć dzisiaj w oczy rodzinom ofiar. Jak mogło się stać, że ciała zostały złożone do trumien w czarnych workach, że na nich położono ubrania, które rodziny przywiozły po to, żeby zostali w nie ubrani ich krewni? Jak to się stało, że tego nie dopilnowaliście? Jak to się stało, że nie byliście państwo przy procesie umieszczania ciał w trumnach? Nie dopilnowaliście tego i dzisiaj mamy co najmniej sześć pomyłek - powiedział.
- To nie są żadne ewentualne błędy, to są realne błędy, które się zdarzyły i za które odpowiada polski rząd, przede wszystkim minister zdrowia Ewa Kopacz i minister Tomasz Arabski z kancelarii premiera. Nie uszanowano zwłok naszych przyjaciół, patriotów, polskich obywateli - powiedział Duda.
Zaznaczył, że szacunek do zmarłych to fundament człowieczeństwa. Przypomniał "Antygonę" Sofoklesa. - Gdzie jest ten szacunek u was? Jak szanujecie naszych zmarłych. Jak mogliście do tego dopuścić? - pytał.
Duda odniósł się do wystąpień premiera Donalda Tuska i prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. - Niestety po przeprosinach po raz kolejny padły słowa, które z pewnością jeszcze głębiej zraniły wiele osób, których bliscy polegli w tragedii smoleńskiej - powiedział. Wyjaśnił, że chodzi mu o "sugerowanie odpowiedzialności, winy między zdaniami". Zaznaczył, że za lot do Smoleńska odpowiadała kancelaria premiera i 36. pułk lotniczy.
Wspólna modlitwa w sejmie
Pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej bardziej potrzebna dziś modlitwa i pokój, niż pełne emocji rozgoryczenie, choćby i niepozbawione podstaw - przekonywał poseł PSL Franciszek Stefaniuk. Posłowie na prośbę Stefaniuka odmówili modlitwę za zmarłych.
- W tym miejscu warto przypomnieć: 10 kwietnia 2010 roku 96 ofiar katastrofy smoleńskiej wtopiło się w katyńskie misterium męczeństwa Polaków, bo oni na czele z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej udawali się, by czcić pamięć ofiar zbrodni katyńskiej, by w modlitewnym pochyleniu się złożyć hołd bliskim, znanych i nieznanych polskich nazwisk, które przed 70 laty połączyła wspólna katyńska mogiła - powiedział Stefaniuk podczas czwartkowej debaty nad informacją ministra sprawiedliwości w sprawie działań podjętych po katastrofie smoleńskiej.
Podkreślił, że również ten sam cel łączył tych, którzy znaleźli się w TU-154M i tych, którzy na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej przybyli "drogą kolejową i innymi środkami lokomocji". Zwrócił uwagę, że "ta niewyobrażalna, bolesna w skutkach katastrofa smoleńska spowodowała pojednanie prezentujących różne poglądy najwyższej reprezentacji Rzeczypospolitej, przenosząc ich razem do świata już wolnego od różnic".
Polityk Stronnictwa wspominał też pierwsze chwile po katastrofie. - Polacy i my politycy pogrążyliśmy się w żałobie: posłowie padali sobie w ramiona, nie zważając na opcje polityczne, czy różnice poglądów. Na znak jedności zaciągaliśmy symboliczne warty honorowe przy trumnach pary prezydenckiej. Jak wychodziliśmy z Pałacu byliśmy pozdrawiani gestem jedności i szacunku przez tych, którzy Pałac otaczali wtedy - mówił Stefaniuk.
- Gromadziliśmy się w jedności na Lotnisku Chopina, wypatrując z niecierpliwością powrotu ofiar, okazując wszystkim jednakowy szacunek należny. Uczestnicząc w uroczystościach pogrzebowych jednakowo płynęły nam łzy po twarzy i łączyły nas takie same słowa modlitwy i mówiliśmy sobie wzajemnie: "patrzcie, jak ta ofiara złączyła Polaków" - przypomniał.
Stefaniuk ocenił, że tematyką czwartkowej debaty powinny zajmować się powołane do tego konstytucyjne instytucje. - A mnie, jako politykowi, w tym momencie najwłaściwszym byłoby zamilczeć. I nie tylko mnie. Dlatego w imieniu własnym i posłów z mojego klubu PSL raz jeszcze przekazuję wyrazy głębokiego współczucia rodzinom ofiar i bliskich, szczególnie tym, których dotknęła chwila wtórnego przeżywania skutków tej jakże bolesnej pomyłki, zamiany ofiar - powiedział.
Zaznaczył jednocześnie, że PSL wyraża też dezaprobatę dla wszelkich zaniedbań, z których wynikły "bolesne w skutkach pomyłki". - Ale również wyrażam wdzięczność i uszanowanie tym wszystkim, którzy w procesie narodowej tragedii uczciwie spełniali swoją misję - oświadczył.
Przekonywał, że "świętej pamięci ofiar bardziej potrzebna dziś modlitwa i pokój, niż pełne emocji rozgoryczenie, choćby i często niepozbawione podstaw".- Dlatego - Pani Marszałek, Wysoka Izbo - pozwólcie, choć na moment przenieść się w tamtą chwilę, do tamtej atmosfery jedności i wzajemnego pokoju, i wzajemnego pojednania, do tej chwili jedności i szacunku - apelował.
- Pozwólcie przekazać sobie znak pokoju, znak życzliwości i znak głębokiego szacunku - wam, jako przedstawicielom narodu polskiego. Wszystkim - i z lewej i z prawej strony. I tym, którzy opuścili salę również (salę na początku debaty opuścił klub Ruchu Palikota - PAP) i tym, których nie ma na sali - dodał Stefaniuk.
- A dla tych, których dziś wspominamy, po których cały kraj nosi żałobę, może lepiej pomódlmy się: wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci na wieki - powiedział. Po tych słowach premier, przedstawiciele rządu oraz wszyscy posłowie wstali i wspólnie odmówili słowa modlitwy.
Miller: otwarto trumnę prezydenta
Szef SLD Leszek Miller powiedział, że do dramatycznej pomyłki zamiany zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej nigdy nie powinno dojść. Jak podkreślił, winni pomyłki powinni zostać wskazani i nazwani.
- Do debaty toczonej dziś na ten temat nie powinno dojść, bo nie powinno dochodzić do tak dramatycznych pomyłek. Pomyłka dotycząca zamiany zwłok nigdy nie powinna się zdarzyć, ale skoro się zdarzyła, to chcemy wiedzieć, jak to się stało i kto za nią odpowiada, choć nie doszukujemy się żadnej złej woli, ani tym bardziej umyślnego działania - powiedział Miller podczas debaty w sejmie po informacji ministra sprawiedliwości o działaniach po katastrofie smoleńskiej.
Szef Sojuszu przyznał, że identyfikacja ciał w panujących wówczas warunkach była niezwykle trudna, ale - jak zaznaczył - nie jest to zbyt wygórowane żądanie pod adresem funkcjonariuszy państwa, aby nawet w ekstremalnych warunkach zapewnili prawidłowe rozpoznanie ofiar tragedii smoleńskiej.
- Ta tragiczna pomyłka, być może nie jedyna, to się dopiero okaże, ma zapewne swoją twarz i swoje nazwisko. Oczekujemy zatem, że winni tego stanu rzeczy zostaną wskazani i nazwani - podkreślił Miller.
Szef SLD powiedział, że drugim powodem jego wystąpienia, oprócz wyrazów współczucia dla rodzin dotkniętych konsekwencjami ostatnich wydarzeń, jest pamięć o koleżankach i kolegach, którzy zginęli w katastrofie.
- To nam nakazuje domaganie się wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego, że ich razem z nami nie ma. Wbrew spotykanej frazeologii jednego nurtu politycznego, nasi przyjaciele nie pojechali do Katynia, aby złożyć ofiarę z własnego życia. Nie chcieli ponieść męczeńskiej śmierci, przeciwnie - chcieli cieszyć się życiem i widokiem własnych rodzin i przyjaciół, ale ich marzenia o szczęśliwym życiu zostały zburzone przez ludzką butę, arogancję i ignorancję. To jedni ludzie zgotowali innym ludziom ten tragiczny los - powiedział Miller.
Dodał, że wszyscy czekają cierpliwie na wskazanie winnych, którzy przyczynili się do tej tragedii.
Miller podkreślił także, że zarówno minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, jak i prokurator generalny Andrzej Seremet, przedstawiając swoje informacje, wzbudzili nowe pytania.
- Jak to się dzieje, że nikt nie wydał zakazu otwierania trumien przybyłych do Polski, a rodziny smoleńskie uparcie powtarzają, że słyszały o takim zakazie? Jeśli nie można było tych trumien otworzyć, to jak to się stało i na jakiej podstawie otwarto jedną trumnę prezydenta RP? Otóż mam nadzieję, że uzyskamy odpowiedzi także na te pytania" - mówił szef SLD.
Dodał, że podziela pogląd, że czas zakończyć w Polsce "wojnę domową" dot. tragedii smoleńskiej. - Tylko, że ten apel nie jest do nas, bo myśmy tej wojny ani nie wszczynali, ani w jej nie uczestniczymy - zaznaczył Miller.
Dorn chce komisji i białych ksiąg ws. katastrofy smoleńskiej
Powołania komisji obywatelskiej oraz publikacji dwóch białych ksiąg dot. katastrofy smoleńskiej - domagał się Ludwik Dorn (SP) podczas debaty.
Dorn opowiedział się za powołaniem "wysokiej komisji obywatelskiej", która zajęłaby się wyjaśnieniem przyczyn tragedii smoleńskiej. Postulował też publikację dwóch białych ksiąg - jedna miałaby dotyczyć tego, co działo się przed katastrofą, a druga - wydarzeń, które nastąpiły już po niej, zwłaszcza - mówił Dorn - w stosunkach z władzami Federacji Rosyjskiej.
Poseł SP ocenił, że premier Donald Tusk (który wystąpił przed ministrem sprawiedliwości) wygłosił w Sejmie przemówienie "w stu procentach polityczne". - Jaką koncepcję zaprezentował premier? Można ją streścić jednym zdaniem - ciszej nad tymi trumnami. Ale póki nie dowiemy się prawdy, to ciszy nad tymi trumnami nie będzie - oświadczył Dorn.
Uznał, że minister sprawiedliwości Jarosław Gowin w swoim wystąpieniu powiedział prawdę, tylko - jak mówił Dorn - "ta prawda jest obrazą dla Rzeczpospolitej". W imieniu klubu Solidarnej Polski zgłosił wniosek o odrzucenie informacji Gowina.
Dorn uważa też, że istniała "koncepcja polityczno-propagandowa", która miała polegać na jak najszybszym pochowaniu ofiar katastrofy. - Gdyby wtedy jednak powiedziano prawdę, przynajmniej o trudnościach z identyfikacją ciał, myślę, że wszyscy by to zrozumieli - uznał.
Świat: chcemy wiedzieć, jak umierali nasi bliscy
Jacek Świat, wdowiec po Aleksandrze Natalii-Świat, powiedział, że chce mieć pewność, czy w grobie, na który nosi kwiaty, spoczywa jego żona.
Dodał, że rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej chciałyby wiedzieć, jak umierali ich bliscy, czy długo cierpieli i czy wiedzieli o tym, że giną.
PiS złożył wniosek
Klub PiS złożył wniosek, by minister sprawiedliwości przedstawił posłom informację nt. zachowania prokuratury i rządu po katastrofie smoleńskiej w związku z wtorkową informacją Naczelnej Prokuratury Wojskowej, że ciało Anny Walentynowicz zostało zamienione z ciałem innej ofiary katastrofy.
Mariusz Błaszczak, pytany kto jest odpowiedzialny za zamianę ciał dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej i na uwagę, że politycy PO mówią, iż zaniedbań należy szukać raczej po stronie rosyjskiej, stwierdził, że "to i tak wszystko sprowadza się do władz polskich, to władze polskie reprezentują naszych obywateli, również za granicą".
Ocenił też, że zarówno Ewa Kopacz, wcześniej minister zdrowia, jak i szef kancelarii premiera Tomasz Arabski "nie pojechali do Moskwy jako przedstawiciele rodzin poległych, tylko jako przedstawiciele władz polskich i to zadaniem rządu polskiego było pilnowanie tego, byśmy nie mieli do czynienia z takim barbarzyństwem". - Niestety mieliśmy do czynienia z tym barbarzyństwem - dodał szef klubu PiS.
Odpowiedź Tuska: najważniejsze godne pochówki
Najważniejsze było godne pochowanie ofiar katastrofy smoleńskiej, a nie ponowne rozpoczynanie koszmaru identyfikacji zwłok - tak premier Donald Tusk skomentował zarzuty opozycji, że za pomylenie ciał ofiar katastrofy smoleńskiej odpowiedzialność ponoszą przedstawiciele rządu oraz on sam.
Premier podkreślił, że katastrofa tego typu powoduje realne zagrożenie, że szczątki zmarłych są w różnych miejscach albo są odnajdywane później. - Jeśli ktoś sądzi, że wówczas była możliwa do przeprowadzenia operacja taka, że szybko, bezboleśnie, bez dramatu rodzin oddzielimy wszystko w taki sposób, by mieć stuprocentową pewność, że każdy szczątek jest idealnie dopasowany to jest w błędzie - powiedział premier.
Podkreślił przy tym, że wówczas był przekonany, iż należy jak najszybciej pochować ofiary katastrofy a nie rozpoczynać ponownie proces identyfikacyjny. Chociaż - jak dodał - to nie on wydawał decyzje w tej sprawie. Donald Tusk zwrócił uwagę, że nikomu, również posłom opozycji , nie przyszło wówczas do głowy, aby formułować taką potrzebę. Donald Tusk zarzucił opozycji, że katastrofę smoleńską traktują w kategoriach polityki. Podkreślił, że opozycja za wszelką cenę stara się udowodnić rządowi złą wolę. - My w sposób odpowiedzialny wykonywaliśmy swoje czynności i jesteśmy gotowi tę odpowiedzialność ponosić - powiedział.