Incydent ze zbożem koło Bydgoszczy. "Nawet gospodarze byli zdziwieni"
Zarówno sołtys, jak i zastępca wójta podejrzewają, że z wysypaniem zboża z pociągu w Kotomierzu nie ma związku nikt z miejscowych. Podkreślają, że wszystko stało się w nocy i zrobiono to tak sprawnie, że nawet mieszkający w pobliżu ludzie nic nie słyszeli.
Kotomierz to wieś licząca około tysiąca mieszkańców, położona kilkanaście kilometrów na północ od Bydgoszczy. Od niedzieli jej nazwa pojawia się nie tylko w polskich, ale też niektórych zagranicznych mediach. To efekt wysypania tam ukraińskiego zboża z pociągu, który miał dostarczyć je do Gdańska, skąd następnie miało trafić do Maroka.
Większość zboża udało się uratować i załadować do pociągu, ale jeśli sprawcy zostaną ustaleni, to będą odpowiadali karnie co najmniej za zniszczenie mienia znacznej wartości. Straty to kilkaset tysięcy złotych.
Sprawców próbują wykryć śledczy z Bydgoszczy. Zdaniem miejscowych mogą to jednak być osoby spoza tych terenów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wszystko wyszło na jaw dopiero rano"
- To jest spokojna miejscowość. U nas nie ma aż tak "zapalonych" rolników, żeby robili coś na przekór ludziom - uważa Edyta Wszołek, sołtys Kotomierza. - Wątpię, żeby to był ktoś od nas. Poza tym wcale nie mamy aż tak dużo rolników. My nawet nie wiemy, o której to się stało. Rozmawiałam dziś z panią, która mieszka naprzeciwko tych wagonów, to ona nic nie widziała. Wszystko wyszło na jaw dopiero rano - dodaje.
- To były wagony stojące z dala od wioski. Można było do nich dojść od strony pola. Dostałem informację w niedzielę o godz. 9.20 i od razu tam pojechałem - mówi z kolei Wirtualnej Polsce zastępca wójta gminy Dobrcz, Sebastian Horodecki, który jako pierwszy przedstawiciel władz zjawił się na miejscu.
- U nas nigdy nie było takich incydentów i do nikogo tutaj nie dochodziły słuchy, że ktoś może coś takiego zrobić. Nawet gospodarze, którzy przyjechali na miejsce, byli tym wszystkim zdziwieni - podkreśla.
Samorządowiec nie wyklucza, że skoro dochodzi do takich zdarzeń, to warto pomyśleć o ochronie pociągów. Ale jego zdaniem nie można obarczać tymi kosztami gmin ani miast.
- To będzie zależało od przewoźników, policji i straży ochrony kolei - tłumaczy.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski