Impeachment Dilmy Rousseff. Polityczne intrygi na tle wielkiej korupcji
• Prezydent Brazylii Dilma Rousseff prawdopodobnie zostanie odwołana z urzędu
• To efekt brudnej gry między politykami obozu władzy
• Architekci odwołania Rousseff są zamieszani w największą aferę korupcyjną w historii kraju
20.04.2016 | aktual.: 21.04.2016 11:58
Z powietrza sypało się konfetti, setki ludzi z kolorowymi transparentami skandowało rymowane hasła, jednocześnie napierając siłą na wrogą, równie żywiołową grupę. To nie opis starcia stadionowych chuliganów, ale sceny z niedzielnego popołudnia w brazylijskim parlamencie, gdzie doszło do uruchomienia procedury impeachmentu wobec urzędującej prezydent Dilmy Rousseff.
Niedzielne głosowanie to zwieńczenie zawiłej i spektakularnej politycznej intrygi godnej scenariusza filmowego, w tle której przewijają się wielkie interesy, polityczne zdrady i gigantyczna afera składająca się na korupcyjny rekord świata. To historia bez pozytywnych bohaterów - i prawdopodobnie bez happy endu.
Na pierwszy rzut oka, historia wydaje się prosta: Rousseff została oskarżona o stosowanie "kreatywnej księgowości" i ukrywanie deficytu budżetowego. To miało polityk z Partii Pracujących (PT) pomóc zdobyć reelekcję w wyborach 2014 roku (wybory wygrała, zdobywając ledwie 51 proc. głosów) i jednocześnie uspokoić rynki finansowe. W międzyczasie krajem wstrząsnął inny skandal: dzięki operacji "Lava Jato" ("myjnia samochodowa") ujawniono aferę korupcyjną w Petrobrasie, państwowej spółce naftowej, będącej największą brazylijską firmą i perłą w koronie brazylijskiej gospodarki. Takie skandale w Brazylii nie są niczym nowym, jednak skala tej afery była porażająca. Jak ujawnili śledczy, przez lata z naftowego giganta były wypompowywane ogromne sumy pieniędzy, w postaci zawyżanych kontraktów, łapówek i innych korzyści dla polityków. Był to swoisty rekord świata, bo szacuje się, że spółka straciła na tym nawet 5 miliardów dolarów, a w aferę zamieszane są dosłownie setki czynnych polityków. Afera uderzyła także w Dilmę,
która przed objęciem funkcji prezydenta była m.in. ministrem energii i zasiadała w radzie nadzorczej Petrobrasu.
Na powierzchni, jest to więc historia nieuczciwej polityk, która poświęca interes kraju na rzecz swojego wąsko pojętego interesu politycznego i która w dodatku przyzwalała na rozkradanie majątku narodowego przez osoby ze swojego otoczenia. W ten sposób sytuacja przedstawiana jest w brazylijskich i części zagranicznych mediów - i zapewne narracja ta nie jest zupełnie oderwana od rzeczywistości. Problem w tym, że to nie Dilma Rousseff jest w tym dramacie najczarniejszym charakterem. Wręcz przeciwnie, być może jest jego najmniej skorumpowanym jego aktorem .
- Obserwując regularnie to, co się dzieje w Brazylii można odnieść wrażenie, że ostatnie wydarzenia są wynikiem skrupulatnie realizowanego scenariusza gry politycznej wymierzonej przede wszystkim w prezydent kraju. Niewątpliwie przyczyną obecnej sytuacji była decyzja Prokuratora Generalnego Rodrigo Janota powołanego przez Prezydent Dilmę Rousseff o wszczęciu operacji „Lava Jato”. - tłumaczy WP Julia Balicka, specjalistka ds. Brazylii z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych -Ta podjęta przed ponad dwoma laty decyzja doprowadziła do naruszenia sprawnie funkcjonującego systemu powszechnej korupcji.
Jak na ironię, najbardziej zamieszani w aferę korupcyjną są ci, którzy doprowadzili do głosowania nad usunięciem Dilmy, głównie politycy Brazylijskiej Partii Ruchu Demokratycznego (PMDB), do niedawna koalicjanta partii rządzącej. To przede wszystkim przewodniczący Izby Deputowanych i inicjator impeachmentu Eduardo Cunha, który został formalnie oskarżony o przyjęcie łapówek o łącznej wysokości 40 milionów dolarów oraz o pranie tych pieniędzy za pomocą jednego z protestanckich "megakościołów". Zamieszany w "myjnię" jest także jego odpowiednik z wyższej izby parlamentu, Renan Calheiros, który będzie prezydować nad dalszą częścią impeachmentu i ewentualnym procesem Rousseff. Według doniesień prasowych oraz zeznań byłego prezesa Petrobrasu, Calheiros otrzymał w postaci łapówek ponad 6 milionów dolarów.
- Osoby, którym mogłoby zależeć na tym, by dochodzenie antykorupcyjne zostało przerwane, wciąż pełnią ważne państwowe funkcje i w istotnym stopniu mają wpływ na przebieg procesu impeachmentu - komentuje Balicka. - Dlatego nasuwa się pytanie, czy celem obecnej sytuacji nie jest doprowadzenie do zmiany obozu rządzącego bez konieczności przeprowadzenia bezpośrednich wyborów prezydenckich (zaplanowanych dopiero na rok 2018) i próba przerwania operacji „Lava Jato” tak, by osoby zamieszane w korupcję nie poniosły konsekwencji swoich działań - dodaje .
Jakby tego było mało, wolny od podejrzeń korupcyjnych nie jest także ewentualny następca Dilmy, wiceprezydent i lider PMDB Michel Temer. Temer jest jednym z głównych architektów intrygi przeciw obecnej prezydent, a do jej odwołania dążył jeszcze będąc w rządzącej koalicji. Na kilka dni przed głosowaniem w Izbie Deputowanych do mediów wyciekło nagranie, na którym wiceprezydent ćwiczy swoją przemowę, którą miałby wykonać po otrzymaniu nominacji na fotel prezydencki. W nagranej próbnej wersji przemówienia Temer zwraca się do brazylijskiego ludu, z ciężkim sercem "akceptując trudną misję narodowego pojednania" po impeachmencie Dilmy. Co więcej, jak zwracają uwagę krytycy polityka, potwierdzenie zarzutów wobec urzędującej prezydent, skompromituje także wiceprezydenta, który nie mógł nie wiedzieć o dokonywanych manipulacjach. Jak na ironię, jeśli doszłoby do odwołania także i jego, następni w kolejce po prezydenturę są... Calheiros i Cunha.
Problem w tym, że mimo wielkich starań, Dilmie nie udowodniono dotąd ani osobistego zamieszania w aferę Petrobrasu, ani nawet kreatywnej księgowości. Co więcej, brazylijska konstytucja nie przewiduje możliwości usunięcia prezydent za tego typu przewinienia.
- To pokazuje tylko, że młoda brazylijska demokracja wciąż jeszcze nie okrzepła i z pewnością nie można mówić o jej dojrzałości. Tak poważna procedura, jaką jest impeachment, została wykorzystana jako narzędzie do bieżącej walki politycznej - mówi Balicka.
Nie oznacza to, że Rousseff jest kryształowo czysta. Jak zauważa ekspertka, trudno przypuszczać, by prezydent, czy jej poprzednicy nie wiedzieli o procederze na tak szeroką skalę, w którym udział brała znaczna część całej klasy politycznej i polityków z ich kręgów. Co więcej, Dilma także nie stroni od nieczystej politycznej gry. Kiedy cień podejrzeń w śledztwie "Lava Jato" padł na jej poprzednika i mentora, Luiza Inacio Lulę da Silvę, Rousseff bez wahania zdecydowała się zaoferować Luli pracę w kancelarii prezydenta, dzięki czemu zostałby objęty immunitetem. Ostatecznie Sąd Najwyższy zdecydował o zawieszeniu jego nominacji.
Bez względu na winę lub jej brak, dni brazylijskiej prezydent o bułgarskich korzeniach wydają się policzone. Po głosowaniu w Izbie Deputowanych, sprawa została przekierowana do Senatu, który zwykłą większością głosów zadecyduje o rozpoczęciu procesu. W tym momencie prezydent zostanie zawieszona na czas procesu (może on trwać do 180 dni, co oznacza, że Dilma będzie sądzona podczas trwania Igrzysk Olimpijskich w Rio), a jej obowiązki przejmie wiceprezydent. Proces w Senacie kończy się głosowaniem nad skazaniem przywódcy; aby do tego doprowadzić, potrzebne jest 2/3 głosów za.
- Sam rozkład głosów w Izbie Deputowanych - za impeachmentem było 367 z 513 deputowanych – dowodzi, że sytuacja, w której znalazła się prezydent Dilma jest krytyczna, a utrata prezydentury stała się realnym scenariuszem biorąc pod uwagę determinację jej przeciwników politycznych - mówi ekspert PISM.
Jeśli do odwołania Rousseff rzeczywiście dojdzie, będzie to dramatyczny koniec epoki w historii Brazylii, rozpoczętej w 2003 roku przez jej poprzednika Lulę da Silvę. Charyzmatyczny lider PT w ciągu swoich ośmioletnich rządów zmienił obraz kraju, wykorzystując gospodarczą hossę i wysokie ceny ropy naftowej do wprowadzenia szerokich programów socjalnych, mających zniwelować ogromne nierówności społeczne panujące w Brazylii (szacuje się, że ze skrajnego ubóstwa wyrwało się w tym czasie nawet 40 milionów Brazylijczyków). Jednocześnie państwo stało się jednym z globalnych liderów wzrostu i regionalnym mocarstwem. Rousseff kontynuowała politykę swojego mentora, ale brakowało jej celebryckiej charyzmy i statusu, którą cieszył się Lula, a do tego musiała zmagać się z trudniejszymi realiami gospodarczymi, do których ostatnio doszło jeszcze jedno bolesne uderzenie: niskie ceny ropy naftowej. O ile Lula był bożyszczem tłumów, to Rousseff jest jego przeciwieństwem. Protesty społeczne przeciw Dilmie osiągały niemal
niespotykaną dotąd skalę. Wiadomość o przegłosowaniu wniosku o impeachment spotkała się z żywiołową reakcją wielu Brazylijczyków i publicznym świętowaniem na ulicach (choć były też i kontrmanifestacje).
Dilma stała się więc łatwym celem dla opozycji - a także i partii koalicyjnych - które niemal od początku jej drugiej kadencji próbowały doprowadzić do obalenia jej rządów. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce może się to udać. Ciężko się jednak spodziewać, by Brazylii wyszło to na dobre. Przez najbliższe miesiące Brazylię czeka paraliż instytucji państwowych i to w momencie bardzo trudnej sytuacji gospodarczej, nadchodzącymi Igrzyskami Olimpijskimi i epidemii wirusa zika.
W efekcie, po raz kolejny prawdziwe może okazać się słynne powiedzenie o Brazylii, przypisywane Charlesowi De Gaulle'owi: "Brazylia to kraj przyszłości... i zawsze nim pozostanie".