Idźta do wyborów
Kto i za co dostałby w ryj, dlaczego Rydzyk to kłamczuch, czy LiS to GiL i gdzie leży nadzieja – z Jurkiem Owsiakiem przed najprawdopodobniej ostatnim Przystankiem Woodstock rozmawia Juliusz Ćwieluch.
Prawdziwy z pana rycerz, broni pan prezydentowej lepiej niż jej własny mąż.
– Napisałem list do prezydenta, że jakby ktoś o mojej żonie tak powiedział, jak to zrobił ojciec Rydzyk, to dostałby w ryj. Poszedłbym walczyć, bo to, co on wyprawia, przekracza wszelkie nor-my. Ktoś musi wreszcie powstrzymać tego człowieka.
W „Naszym Dzienniku” piszą, że nienawidzi pan ojca Rydzyka, bo czego innego można się spodziewać po antyklerykale.
– Nie lubię go, bo kłamie. A ja strasznie nie lubię kłamczuchów. Nie cenię go, bo zamiast budować to społeczeństwo, psuje je. Dziennikarze piszą o nim, że to genialny inżynier dusz. A on jest duchownym! I to go do czegoś zobowiązuje. Na przykład do niekłamania. Jak czytam „antyklerykał Jerzy Owsiak”, to mam ochotę autora tych słów złapać za ucho, tak mocno, i powiedzieć: powiedz mi zaraz, co to znaczy, że Jurek Owsiak to antyklerykał? Nie rzucaj słów na wiatr. Udowodnij, że masz rację. Szanuję potęgę każdego, jeżeli za tym stoi coś, co nie drażni nieuczciwością. Szanuję wszystkich ludzi, którzy słuchają Radia Maryja. Nic do nich nie mam. Możemy się śmiać z tych moherowych beretów, ale moja babcia też nosiła moherowy beret i też była okutaną babiną, która miała małą emeryturę i chodziła do Hali Mirowskiej z siatą, bo tam taniej. Jednak stawiając kropkę nad i – uważam ojca Tadeusza Rydzyka za szarą, złą eminencję w życiu społecznym, z którą nikt nawet nie próbuje podjąć rękawicy. Ja podjąłem. Wygrałem proces i
okazało się, że chyba jednak przegrałem, bo najwyraźniej wyrok sądowy nic nie znaczy. W tym kraju wyroków się nie przestrzega. Nie robi tego ojciec Rydzyk, który mówi, że na Przystanku Woodstock handluje się narkotykami, i na sądowy nakaz przeprosin po prostu nie odpowiada.
Dużo pan ćpa?
– No właśnie. Spotykałem ludzi w Stanach Zjednoczonych, w Australii, którzy w dobrej wierze podchodzili do mnie i mówili: panie Jurku, robi pan świetne rzeczy, tylko po co pan handluje narkotykami? Poziom abstrakcji tych pytań był taki, że nie wiesz, co odpowiedzieć: dobra, od jutra kończę albo: wie pan, przestaję, ma pan rację. To tak, jakby ktoś powiedział: niech pan już nie lewituje, bo słyszałem, że pan lewituje, a może pan upaść i sobie coś zrobić. Jak się z tym spotykam, to próbuję to nieraz w żart obrócić. Zresztą co roku zapraszam ojca dyrektora, żeby sam zobaczył, jak u nas jest. Piszę do niego regularnie listy. Raz w roku wysyłamy mu identyfikator, żeby zbierał z nami pieniądze na Wielką Orkiestrę. Wysłaliśmy mu nawet ogromną paczkę do Telewizji Trwam z wielkim misiem maskotką, bo prezent musi być okazały. Po kilku dniach miś wrócił, ale z oberwanym nosem. Czyli utarł panu nosa.
– On uciera nosa całej Polsce, bawi się władzą. Wyczytałem w gazecie, że stawia warunki premierowi, że spotka się z nim, ale jak przyjedzie bez prezydenta. W tym momencie myślę sobie: kto tutaj rządzi, kto tu rozdaje karty? Nie zgadza mi się najprostsza zasada funkcjonowania państwa.
Ale to wszystko przechodzi, więc może Polacy zasłużyli na takie traktowanie?
– U, to teraz mówisz to, co my nieraz mówimy, kiedy siedzimy przy browarze. Uciekam od tego, żeby powiedzieć „głupi Polak”, „miałeś, chamie, złoty róg”. Nawet intelektualiści się bardzo odsunęli od szczerego wypowiadania swoich uwag. Te wszystkie chore pomysły już przerabialiśmy. Dzisiaj usłyszałem, że będą prace społeczne na rzecz mistrzostw Europy w piłce nożnej za jakieś tam przestępstwa drobne. Przy takich pomysłach wymięka nawet serial „Alternatywy”. Jak chcemy mieć profesjonalną imprezę, to trzeba zatrudnić profesjonalistów i niech budują.
A może to będzie wychowawcze. Za parę lat odmienieni przez prace społeczne drobni kryminaliści przyjdą z synem na mecz i powiedzą mu: patrz, to tatuś z kolegami wybudował.
– Wszyscy wiedzą, że nie popracują. Po prostu się zbiorą i zrobią bałagan. Będzie kopanie rowu przez jednych i zasypywanie przez następnych. Mieliśmy już jeden system, który chciał wychowywać ludzi przez prace społeczne. Dla osób z mojego rocznika to nic więcej, tylko powtórka z paranoi. To, co się dzisiaj dzieje, jest dla mnie, człowieka z rocznika ’53, absolutną abstrakcją. Myślę, że to taki pstryczek w nos tym, którzy tak dużo krzyczeli przeciwko komunie, a teraz sami powielają ją w stu procentach, nawet w stu jeden. Jak ktoś ci mówi, że lekarze pójdą w kamasze – to co to znaczy? Ja mógłbym to usłyszeć od generała z WRON [Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego powołana 12 grudnia 1981 roku, organ administrujący Polską w okresie stanu wojennego – przyp. red.], który ogłosił stan wojenny i zapowiedział, że lekarze pójdą w kamasze. Trzeba się puknąć w głowę, żeby w ogóle coś takiego ludziom powiedzieć. Nie można takich polityków traktować poważnie.
Przypominam, że rozmawiamy o demokratycznie wybranej władzy.
– Nikt nam tej władzy w teczce nie przywiózł. Często to powtarzam znajomym. Można mieć żal do siebie. Ja na wyborach byłem, ale wielu moich znajomych nie było na zasadzie „olewam to”. A teraz jest problem wśród ludzi, wśród Polaków, bo nagle okazało się, że efekt wyborów ich do-tyka, i to coraz mocniej. Jeżeli większość Polaków znów wybierze ten rząd, to może będziemy się zastanawiali, czy my tutaj jeszcze pasujemy? A jest już pan na tym etapie, że gada z telewizorem?
– Gadam. Nie chcę uchodzić za człowieka niekulturalnego, ale często są to krótkie warczące słowa. Zdarza się, że rzucę „ty sk...”. Myślę, że się denerwuję na to samo co wielu rodaków – na bezczelność, która zieje z telewizora. Podejrzewam, że wiele osób by się pod tym podpisało. Z drugiej strony wkurza mnie, że media, które są przecież w tym kraju niezależne, starają się być jak BBC i niczego nie komentować. A przecież ten poziom bezczelności i głupoty jest już tak duży! Dziennikarz powinien szczerze powiedzieć: proszę państwa, właśnie jesteście okłamywani przez tego i tego pana, bo wczoraj mówił kompletnie co innego.
Premier by stwierdził, że to „wściekły atak” i obrona układu, który walczy o przetrwanie. Na przykład Jurek Owsiak, syn milicjanta.
– Układ to oni tworzą. Do telewizji przyszli ludzie, którzy się zupełnie na tym nie znają, ale są z odpowiedniego układu. Pracując w telewizji publicznej, przeżyłem paru prezesów i różne rzeczy widziałem. Ale ci, których wstawił tam Wildstein, przebili wszystkich. W tym roku, przed finałem, przyszli do mnie jacyś chłopcy i mówią tak: słuchaj, a musisz robić tego finału tyle godzin? Bo myśmy tak pooglądali i nam się wydaje, jakby to było ciągle to samo. Ja mówię: stary, Oscary co roku wręczają, uwierz mi, robią to bardzo podobnie, a miliard ludzi ogląda. Na drugim spotkaniu facet mi od razu już mówi: ja ci powiem, tak szczerze, my już rzygamy tą Orkiestrą. Ja odpowiadam: to mam tu przyjść w skafandrze nurka kesonowego, żebyś mnie nie obrzygał, żebyś mi nie zepsuł ubrania?
Władza chwali się, że zrywa z układami, że wychodzi do ludzi.
– Prezydent moim zdaniem uciekł od narodu, kompletnie się schował. Na dodatek z wypowiedzi jego i jego brata premiera wieje strasznym chłodem. Nie może mi ktoś mówić o szatanach jako o źródle narodowych kłopotów, bo diabeł występuje w legendach i w bajkach, nie jest czymś konkretnym, co przeszkadza im rządzić. Nie cenię ludzi, którzy mogą sobie nawzajem na głowę wylać wiadro najróżniejszych pomyj i to ich nie wzrusza. Sama nazwa Prawo i Sprawiedliwość dziś jest już tylko dykteryjką wobec tego, co widzę. Nawet jeżeli powie: proszę pana, ja jestem bardzo uczciwym człowiekiem, mogę tylko odpowiedzieć: w takim razie pan bardzo nieudolnie rządzi, pan się do tego nie nadaje. Nie przekonuje mnie do swojego rządzenia. W XXI wieku chciałbym zobaczyć faceta, który jest nowocześniejszy, który wybiega myślą i słowami do przodu. Chciałbym też wiedzieć, czy premier na czymś gra, czy się czymś interesuje, czy potrafi coś zaśpiewać, może poezję czyta?
Premier nie ma na nic czasu, bo tak ciężko pracuje dla Polski, mówił jego rzecznik. Pan go tak krytykuje, a to przecież człowiek z doktoratem, a pan nawet nie ma magistra.
– Jako technik ekonomista też nie znam języków. Tutaj się bardzo zrównaliśmy. Widzę w tym jakąś ściemę. Według logiki każdy człowiek, który ma w tym kraju doktorat, powinien znać język obcy. Nie chcę teraz być taki czepialski, ale doktorat obliguje też w kwestii stylu mówienia. A wywody premiera płynne, jasne ani ciekawe nie są. Jest XXI wiek i może chciałbym widzieć człowieka, który rządzi tym krajem z większą wyobraźnią, może bardziej nawet i gawędziarza czy po prostu bar-dziej przyjemnego człowieka. Kilku polityków rozumiem. Rozumiem, co mówi Olechowski, Bartoszewski jest dla mnie genialnym gawędziarzem. Każda jego wypowiedź ma puentę.
Nie boi się pan, że atakując władzę, zaszkodzi pan fundacji?
– Fundacja broni się sama. Ma już taką renomę, że przyjeżdżają podglądać nasze działania ludzie z całego świata. Rozmawiamy, mówimy, co zrobiliśmy, wszyscy w szoku, że są to takie osiągnięcia, oczywiście ciągle się mylą: „75 milionów dolarów? Chyba 7,5 miliona…”. K…, 75 milionów, mówię przecież wyraźnie! Dosłownie wczoraj się skończyła wizyta księcia Jordanii. Przyjechał zobaczyć, jak fundacja prowadzi program badań słuchu u noworodków. Jako urzędnik Banku Światowego zajmuje się sprawami leczenia i propagowania zdrowia w Trzecim Świecie. Był u nas dwa dni i pytał o wszystko. Protokół trochę nas przestraszył. Napisali nam nawet, o czym byśmy mogli mówić, o czym nie, jak mamy wyglądać. Tak nas przestraszył, że wydawało nam się, że na wielbłądzie wyjedzie z tego samolotu. Ale przemiły człowiek. Narzeka pan na tę władzę, a gospodarka pędzi, konsumpcja rośnie. To o co chodzi?
– Do Kostrzyna z Warszawy w pewnym momencie kawałek jechało się autostradą do Poznania, potem przedłużono ją jeszcze o kawałek. A od roku nie zrobiono nic. Jeżeli w ciągu roku nie zbudowano nawet pół metra autostrady, to znaczy, że tracimy czas.
Władza sobie, życie sobie. Może nie jest tak źle?
– Ktoś musi powiedzieć coś podłego, żeby ludzie zareagowali i powiedzieli: nie, dosyć. Dziś ta struna jeszcze wytrzymuje, ale struny zazwyczaj pękają w sposób niespodziewany. Naciągasz, naciągasz i nic. A nagle może się okazać zupełna pierdoła, bzdura i bęc. Dlatego Wałęsa odpadł z polityki, bo dla obrony syna wymyślił pomroczność jasną. To już było takie ciągnięcie kota za ogon, że ludzie nie wytrzymali. Taką strunę naciąga Radio Maryja swoją totalną nieuczciwością, niesolidnością. Ze znajomymi śmiejemy się, że bracia wracają do domu, przebierają się w jakieś szalone ciuchy i mówią: tylko my to wiemy, jak my się dobrze czujemy, tylko my to wiemy. A mama mówi: już skończone, przestańcie skakać, bo połamiecie tapczan.
A nie korci pana, żeby pociągnąć za sobą młodych?
– Do tej pory starałem się przekazać im kilka podstawowych historii. Mówiłem: uczcie się języków, bo ja mam z tym kiepsko, a to przeszkadza. Albo: szanuj drugiego, walcz z nienawiścią. Ale w tym roku zamierzam powiedzieć im, żeby poszli do wyborów, że w ich interesie jest, żeby uczestniczyć w tym wyborze, bo to dotyka właśnie ich. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłem. Teraz wydaje mi się, że jest szansa, żeby coś zmienić, bo takiego poziomu głupoty jeszcze nie było.
A jest jakaś alternatywa?
– Dla tej władzy? Każdy byłby lepszy. Chociaż osobiście nie jestem zachwycony żadną z partii. Platforma Obywatelska kiedyś miała jakiś program, pomysły. Teraz przycichli, jakoś się wycofali. Może nie mają nic do powiedzenia? Ale ja będę namawiał tych młodych ludzi, żeby szukali swoje-go miejsca w polityce. Żeby byli aktywni, patrzyli na ręce politykom. Idź, zobacz, czy partia ekologiczna w waszym rejonie jest na tyle fajna, że warto ją poprzeć. A może Fydrych ze swoimi krasnoludkami ma sens? Ja im nie powiem, na kogo mają głosować.
Coraz częściej się słyszy, że młodzi są tacy sobie.
– Widziałem badania do pracy naukowej prowadzone wśród młodzieży na Przystanku Woodstock. Mając do wyboru dziesięć różnych wartości typu nauka, praca, przyjaźń, muzyka – na pierwszym miejscu stawiają przyjaźń. Na drugim naukę. Pieniądze są na ostatnim miejscu. Drażni ich polityka, nie chcą się w nią w ogóle angażować, widzą w niej strasznie zdewaluowany świat. I te dzieciaki to nareperują?
– Mam taką nadzieję. To, co my im proponujemy, robią dobrze. Angażują się, starają. Nie są głupi. Mają wartości. Wierzę, że spośród nich stworzy się taka szpica, która pociągnie innych. Może to absurdalne, ale wierzę, że cała ta emigracja bardzo nam pomoże. Znajomi z Londynu mówią, że jeżeli ktoś wchodzi z otwartym piwem do metra, to, niestety, jest to Polak. Ja mówię: poczekaj, poczekaj jeszcze trochę. Nauczą ich tam bardzo wielu rzeczy. Ktoś musi ich na tym złapać, nastrzelać z blachy trzy razy i powiedzieć: jeszcze raz i nie masz więcej wjazdu do Anglii. Z drugiej strony nauczą się, jak się pozbyć swoich kompleksów. Sam się tego uczę. Wcześniej wstydziłem się, że nie znam języków. A teraz myślę sobie – robię ważne rzeczy, chcesz się dowiedzieć, jak się to robi, staraj się mnie zrozumieć.
Przystanek robi pan w miasteczku na granicy z Niemcami. Młodzi Polacy bawią się razem z nimi. Czy to pomoże przełamać nasze stereotypy?
– Ja myślę, że to Niemcy ciągle postrzegają nas niedobrze, mimo że konstytucja niemiecka wręcz mówi, że muszą się z nami przyjaźnić. Tam jest to prawnie usankcjonowane, ma być przyjaźń i już. Przeciętny Niemiec ma ciągle taką świadomość polskiej bylejakości. I to może nawet bez uprzedzenia, bez jakiejś tam nienawiści. Po prostu to go nie interesuje. W Kostrzynie, w którym jest teraz organizowany Woodstock, tynk leci ze ścian, a domy są obdrapane. I to mimo ogromnych starań burmistrza, przekochanego człowieka. A Kostrzyn był kiedyś niemiecki. I ci Niemcy wjeżdżają na swoje byłe miejsca i mówią: nawet tego nie potrafią naprawić. Ja nikomu nie przywalam, tam są kochani ludzie w Kostrzynie, tylko że oni też się borykają z tą całą polską rzeczywistością.
Skoro Niemcy patrzą na nas z góry, to jak z nimi rozmawiać?
– Szczerze, ale bez nienawiści. W zeszłym roku na Przystanku było 40 tysięcy młodych Niemców. W programie był występ Lao Che, a tam są teksty „Nür für Deutsche”, „Polnische banditen”. Wziąłem tłumacza i powiedziałem: hej, młodzi z Niemiec, wystąpi teraz kapela, u nas objawienie. Zaśpiewa o niezwykłym wydarzeniu polskim, o tym, że ludzie w waszym wieku, 60 lat temu musieli stanąć na barykadach i walczyć na śmierć i życie, bo takie rzeczy były. Pamiętajcie, że wszystko, co tutaj usłyszycie w swoim języku, miało miejsce 60 lat temu. Dla mnie to się skończyło i możemy o tym śpiewać, możemy mówić ludziom: nie bierzcie się za łby. Ale to nie jest do was skierowane. No i brawa.
Narzekanie to takie polskie. A może coś pozytywnego na zakończenie?
– Optymistycznym scenariuszem jest to, że od paru lat ustawicznie dobrze słyszę o Polsce, a kontaktuję się z ważnymi ludźmi. Drugi mój bardzo optymistyczny scenariusz dla nas to jest to, że nic nie jest w stanie Polaków ugodzić, rzucić na kolana. Powstał skompromitowany LiS, więc ktoś wymyślił, że będzie GiL, czyli Giertych i Lepper. Poczucie humoru pozwoli nam wytrzymać największą głupotę. Ja nie czuję się prześladowany. Nikt mi niczego nie zabrania, więc korzystajmy z tego, co mamy, korzystajmy z wolności.
Warszawa, 22 lipca 2007 r.
Jurek Owsiak, 54 lata. Jego życie to emanacja powiedzenia „Róbta, co chceta”. Produkował witraże, sympatyzował z ruchem hipisowskim. Mimo wady wymowy prowadził audycję w Rozgłośni Harcerskiej. Zmieniał stacje i nazwy audycji, ale ich znakiem rozpoznawczym był facet mówiący z prędkością karabinu maszynowego. W 1992 roku odpowiedział na apel lekarzy z podwarszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka i zorganizował zbiórkę na sprzęt potrzebny do ratowania życia noworodków. W 1993 roku spontaniczna akcja zamieniona została na ogólnopolską akcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dotychczas odbyło się 15 takich finałów, zebrano w nich 75 milionów dolarów. Po zerwaniu współpracy z telewizyjną Dwójką Orkiestra prawdopodobnie przeniesie się do TVN. Na cyfrowej platformie tej stacji w połowie września uruchomiony zostanie kanał młodzieżowy O.TV – Owsiak TV. Fundacja, która od 12 lat co roku organizuje rockowy Przystanek Woodstock jako podziękowanie za pomoc w zbiórce pieniędzy, poinformowała, że tegoroczna impreza będzie
najprawdopodobniej ostatnią. Zamiast wielkiego koncertu mają być mniejsze kameralne imprezy.