ŚwiatIch troje

Ich troje

Te wybory rozstrzygną się już w pierwszej turze. A Ségolene Royal prawie na pewno je przegra.

Ich troje
Źródło zdjęć: © AFP

19.04.2007 | aktual.: 19.04.2007 12:22

Auxerre jest odpowiednikiem polskiej Wrześni, 40-tysięczną gminą, gdzie "sondaże nie kłamią" i pokrywają się zwykle z wynikami późniejszych wyborów. Pod koniec marca mieszkańcy Auxerre orzekli, że w nadchodzących wyborach prezydenckich przegrają oboje czołowi kandydaci.

Nicolas Sarkozy wygrałby wprawdzie pierwszą turę, ale w drugiej musiałby się zmierzyć nie z socjalistką Ségolene Royal, ale z Francois Bayrou. Co więcej, w drugiej turze ten ostatni rozniósłby Sarkozy'ego w pył i to on zostałby następnym prezydentem Francji.

Prezydent na traktorze

Jeszcze dwa miesiące temu nikt nie postawiłby na Bayrou złamanego grosza. Przywódca "niemego" centrum sceny politycznej, zdegradowany przed laty do roli figuranta kampanii prezydenckich był uważany za przeciwieństwo dobrego kandydata. Mało wyrazisty, pozbawiony charyzmy, stroniący od wyższych sfer były rolnik, we francuskiej polityce uchodził w najlepszym razie za outsidera.

Co się zmieniło? Bayrou wciąż jest outsiderem z prowincji – wyborców szuka poza Paryżem, a logo jego kampanii jest traktor, na którym fotografuje się równie chętnie jak inni kandydaci w prywatnych odrzutowcach. Zmienili się Francuzi. Według socjologów mają dosyć tradycyjnego podziału na lewicę i prawicę, z drugiej strony boją się gwałtownych zmian. Kreując się na kandydata spoza establishmentu, Bayrou próbuje powtórzyć sztuczkę Jean-Marie Le Pena z 2002 roku: przechwycić głosy protestu, tyle że nie pod hasłami skrajnej prawicy, ale umiarkowanego republikanizmu.

Moment jest doskonały. Trzech Francuzów na pięciu nie ufa ani lewicy, ani prawicy. Wyborcy rozczarowani rotacją ekip rządzących, z których żadna nie zdołała zaspokoić ich oczekiwań socjalnych, nie wierzą w to, że opozycja potrafiłaby rządzić lepiej niż ustępująca większość. Dlatego są gotowi posłać do diabła jednych i drugich.

Do frustracji dochodzi zagubienie. 64% uważa programy wyborcze za "mętne", a zamęt ten chętnie pogłębiają sami kandydaci. I tak lider prawicy Nicolas Sarkozy wychwala pod niebiosa ikony lewicy Jeana Jauresa i Leona Bluma, a socjalistka Ségolene Royal mówi o tożsamości narodowej i namawia Francuzów, by każdy sprawił sobie trójkolorową flagę.

Bezrobocie, siła nabywcza i ochrona socjalna – to oficjalny tryptyk zagadnień każdej kampanii prezydenckiej we Francji. Ale w tych wyborach chodzi nie tyle o programy (które są często bardzo zbliżone), ile o styl rządzenia.

Royal, która przodowała w sondażach na początku kampanii, okazała się niezdolna do rozkręcenia swojej kandydatury. Nowa liderka Partii Socjalistycznej popełniła całą serię gaf, a spora część wyborców ma dziś poważne wątpliwości co do tego, czy Royal jest politykiem prezydenckiego formatu. – Nie mogę się do niej przekonać – mówi anonimowo jedna z działaczek socjalistów. – Czuć w niej sztywność, jakby była zablokowana. Być może dlatego, że nie dość wierzy w siebie. Sarkozy też ma problem. Mimo jego ogromnego wysiłku wyborcy wciąż widzą w nim autokratę żyjącego w symbiozie z prezesami wielkich spółek giełdowych, człowieka podziwianego, ale odległego, z którym trudno się identyfikować. – Sarkozy budzi lęk – mówi sympatyk jego partii UMP. – Jest w nim coś porywczego. Patrzysz na niego i myślisz, że kiedyś może mu odbić.

Na kłopotach dwóch czołowych kandydatów korzysta oczywiście Francois Bayrou, który już odruchowo zajmuje pozycje odwrotne niż Royal i Sarkozy. Unika wszelkich obietnic, uwodzi nie retoryką, tylko powściągliwością i pragmatyzmem. Zgarnia najlepiej wykształconych wyborców w wieku 35–49 lat, czyli wielkomiejską klasę Średnią.

Kandydat centrum ma natomiast kłopot z przekuciem sympatii na determinację wyborców do głosowania na jego osobę. 21% Francuzów chciałoby, żeby został prezydentem, ale już tylko 9% procent dopuszcza taką ewentualność (w przypadku Sarkozy’ego – aż 59%). Głównie dlatego, że wyborcy nie wierzą w jego projekt polityczny. Na 12 tematów kampanii wyborczej od biedy po politykę zagraniczną Sarkozy wygrywa w 7, Royal w 5, a Bayrou w żadnym. Jego elektorat jest na dodatek płynny – prawie połowa sympatyków kandydata centrum przyznaje, że 22 kwietnia może jeszcze zmienić zdanie.

Powtórka z Le Pena?

Na tydzień przed pierwszą turą nikt nie jest gotów zaryzykować jakiejkolwiek prognozy wyniku, zwłaszcza że ponad 40% respondentów wciąż nie wie, na kogo odda głos. A to daje nadzieję nie tylko sztabowi Bayrou, ale także Le Penowi, który na ostatniej prostej zawsze dogania peleton.

Niepewność wyniku i obawy związane z ewentualną powtórką roku 2002, kiedy Le Pen wdarł się do drugiej tury, ma jeden dobry skutek – Francuzi zamierzają masowo wziąć udział w wyborach. W najbliższą niedzielę ma pójść do urn 79% uprawnionych.

Arielle Thedrel, Paryż
autorka jest dziennikarką „Le Figaro”

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)