Ich prywata nadal kwitnie
Posłowie wciąż zgarniają dla siebie punkty
promocyjne, jakie dostają od linii lotniczych za służbowe loty. To
nieuzasadnione przywileje , których nie ma w cywilizowanych
krajach. "Fakt" apelował, by podobnie było i w Polsce.
26.02.2005 07:00
Podając się za pracownika dużej linii lotniczej dziennikarze "Faktu" złapali na kłamstwie Mirosława Drzewieckiego z PO, który sam wcześniej podpisał deklarację, że zrzeka się punktów. A Tadeusz Iwiński z SLD bezczelnie wykłócał się o dodatkowe punkty, choć dzięki lotom za pieniądze podatników, nazbierał ich już ogrom - pisze "Fakt".
Gdy Iwiński usłyszał, że rozmawia z pracownikiem linii lotniczych, był wyraźnie zirytowany. Dlaczego? Głupio mu było mówić o swojej prywacie? A skąd! Zarzucił dziennikarzowi "Faktu", że nie naliczono mu punktów za co najmniej sześć lotów. Gdy fikcyjny pracownik linii lotniczej próbował go udobruchać, proponując wymianę punktów na nagrody rzeczowe wypalił jak z procy: "Nie jestem zainteresowany nagrodami, wolę darmowe loty, mam prawie milion punktów promocyjnych!"
Hipokrytą okazał się za to Drzewiecki. Latem podpisał dziennikowi deklarację, że zrezygnuje z punktów. I co? Kłamał! Dopytywał się, jak naliczyć punkty, gdy nie pokazał karty przy odprawie. I poprosił o wysłanie katalogu z nagrodami, aby móc zdecydować, na co wymienić punkty! - informuje dziennik.
Prywata kwitnie w najlepsze, choć w maju 2004 r. wicemarszałkowie Sejmu obiecywali, że zmienią przepisy (punkty za służbowe loty posłów szły dla Kancelarii Sejmu) - pisze "Fakt".