Horror w DPS. "To nie jest jednostkowy przypadek, jest ich więcej"
- To jest kolejny cios, ja takich ciosów odbierałem przez ostatnie lata sporo. Jestem pełen podziwu dla dziennikarzy WP, jak to opisali, jak to przedstawili, a po drugie dla tych ludzi, że zdecydowali się mówić i wreszcie ujawniają to, co się dzieje, bo bardzo często i to jest największy problem z Domami Pomocy Społecznej, trudno jest namówić kogoś, żeby mówił. Hierarchiczne układy, szczególnie w DPS-ach prowadzonych przez osoby duchowne, zależności w małych miejscowościach, bo zazwyczaj w takich są prowadzone te placówki, ludzie się boją utraty pracy, nie mają alternatywy, poddają się temu i przez wiele lat to funkcjonuje - stwierdził w programie "Newsroom" w WP Michał Janczura, autor audioserialu o pieczy zastępczej w TOK FM, podczas dyskusji o reportażu Szymona Jadczaka i Dariusza Farona w WP o Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie, w którym dochodziło do znęcania się nad pensjonariuszami. - Ja byłem w ciężkim szoku, jak słuchałem wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia na waszej antenie, który stwierdził, no tak, ale nie pozwólmy generalizować. No tak, problem jest w tym, że wszyscy mówimy, że to jest jednostkowy przypadek, że załatwimy jedną sprawę, że minister pokazowo zrobi jakieś śledztwo, sprawa się wyjaśni i się zamknie. Nie, nie zamknie się, bo takich przypadków jest więcej. Ja sam takie przypadki opisywałem, teraz robią to chłopaki z WP, za chwilę zrobi to ktoś inny i dalej będziemy udawać, że ten system działa. Nie, nie działa - dodał. Gość "Newsroomu" tłumaczył, że Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, które jest odpowiedzialne za nadzór nad Domami Pomocy Społecznej i organizację tego systemu, nie wie nawet, ile jest dzieci w DPS-ach i ile z nich cierpi na niepełnosprawność intelektualną. - Nikt nie wie, co się z tymi dziećmi dzieje, ponieważ za ZOL-e, Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze, gdzie trafiają bardzo ciężko chore dzieci, bardzo często też z dysfunkcjami fizycznymi, odpowiada Ministerstwo Zdrowia, za DPS-y odpowiada inne ministerstwo, za domy dziecka odpowiadają inne instytucje. Nikt nie potrafi tego zebrać w całość, a systemy elektroniczne, które mogłyby nam pomóc, z jakiegoś dziwnego powodu nie są wprowadzane. Ciągle udajemy, że coś robimy, my, wszyscy jako dorośli, a dzieciaki cierpią - dodał i zwrócił uwagę, że te dzieci "nie mają głosu". - Chyba nie wyobrażamy sobie, że dzieci z DPS wyjdą przed Sejm i będą pikietować. One naprawdę potrzebują wsparcia dorosłych - ocenił Michał Janczura.